Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

„E-booki to głupi produkt” – mówi szef grupy Hachette

Od paru dni w e-bookowym światku robi furorę (i furię) wywiad z Arnaudem Nourry CEO Hachette Live Group, opublikowany w indyjskim serwisie Scroll.in.

Zacznijmy od tego, z kim mamy do czynienia. Francuska firma Hachette należy do tzw. wielkiej piątki anglojęzycznych wydawców. Publikują 17 tysięcy nowych tytułów rocznie i mają sprzedaż na poziomie 2,8 mld dolarów. Czyli to jedna z osób, które kreują światowy rynek książki.

Wywiad zaczyna się od pytania o rynek w Indiach, co niekoniecznie nas interesuje, ale szybko przechodzimy do e-booków. Temat ogranicza się do cen.

So, in the year 2006-2007, when ebooks came to our market, I was absolutely convinced that when we jumped into the ebook market, we needed to keep control of our price. This wasn’t just coming from thinking of our revenues. If you let the price of ebooks go down to say $2 or $3 in Western markets, you are going to kill all infrastructure, you’re going to kill booksellers, you’re going to kill supermarkets, and you are going to kill the author’s revenues. You have to defend the logic of your market against the interest of the big technology companies and their business models.

Czyli mniej więcej:

W latach 2006-2007 gdy e-booki pojawiły się na naszym rynku byłem przekonany, że musimy kontrolować cenę. Nie chodzi tylko o nasze przychody. Jeśli pozwolisz, aby cena e-booków spadła do 2-3 dolarów, zabijasz infrastrukturę, zabijasz księgarnie, zabijasz supermarkety (sic!), i niszczysz przychody autora. Musisz bronić logiki działania swojego rynku wobec wielkich firm technologicznych oraz ich modeli biznesowych.

To jest oczywista szpila wobec Amazonu, z którym Hachette oraz inne firmy procesowały się w sprawie kontroli nad cenami e-booków.

Zwróćmy też uwagę, że dla szefa wielkiego wydawcy e-booki nadeszły, pojawiły się znikąd. Te paskudne firmy technologiczne je wymyśliły, a biedny wydawca musi się dostosować. Jaki wobec tego jest postulat? Że cena e-booków powinna być o 40% niższa niż druku. Nie aż tak źle.

Idziemy dalej.

In the US and UK, the ebook market is about 20% of the total book market, everywhere else it is 5%-7% because in these places the prices never went down to such a level that the ebook market would get significant traction. I think the plateau, or rather slight decline, that we’re seeing in the US and UK is not going to reverse. It’s the limit of the ebook format. The ebook is a stupid product. It is exactly the same as print, except it’s electronic. There is no creativity, no enhancement, no real digital experience. We, as publishers, have not done a great job going digital. We’ve tried. We’ve tried enhanced or enriched ebooks – didn’t work. We’ve tried apps, websites with our content – we have one or two successes among a hundred failures. I’m talking about the entire industry. We’ve not done very well.

W luźnym tłumaczeniu:

W USA i UK rynek e-booków to 20% całego rynku książki, wszędzie indziej to 5-7%, ponieważ ceny nigdy nie będą obniżone, aby e-booki mogły chwycić. Myślę, że stagnacja czy raczej pewien spadek, jaki widzimy w USA i UK nie odwróci się. To wynika z ograniczenia e-booka jak formatu. E-book to głupi produkt. To samo, co papier, poza tym że elektroniczny. Nie ma kreatywności, nie ma udoskonaleń i prawdziwego cyfrowego doświadczenia. Nam, jako wydawcom nie udało się za wiele zrobić. Próbowaliśmy wzbogaconych e-booków – nie działało. Próbowaliśmy aplikacji, stron z naszą treścią, mieliśmy może dwa sukcesy na setki porażek. Mówię o całej branży. Nie poradziliśmy sobie.

Autor bloga The Digital Reader się dziwi, podobnie dziwi się Łukasz Kotkowski ze Spider’s Web, no i ja się dziwię.

Jak bardzo można nie ogarniać swojej branży, nie znać swoich klientów i nie wiedzieć, po co ludzie czytają e-booki?

Książki elektroniczne nie muszą być „kreatywne”. Jako czytelnicy nie szukamy „cyfrowego doświadczenia”. Źródłem sukcesu e-booków i czytników z e-papierem jest właśnie to, że czytanie na nich jest zbliżone do książek papierowych – a jednocześnie nosimy ze sobą całą biblioteczkę, możemy powiększyć tekst, skorzystać ze słownika, wyszukiwarki, Wikipedii – tego wszystkiego w papierze brakowało.

Jaki był pomysł wydawców na podbicie rynku e-booków? Aplikacje, interaktywne e-booki itd. Dalej szef Hachette tłumaczy, że jako specjaliści od obróbki manuskryptów nie znali się na „cyfrze” i technologii 3D (sic!). Dlatego przejęli nawet trzy firmy zajmujące się grami i zastanawiają się, jak mogą z tym wyjść poza e-booki.

Czyli kombinowali. Zamiast wziąć się do roboty i zrobić czytnik, który będzie prawdziwą konkurencją dla Amazonu. Czyli rzeczywiście wejść w technologię, wspólnie z jakimś sensownym partnerem. Było ich trochę do wyboru, bo przecież w latach 2009-2011 wiele firm widziało przyszłość w sprzedaży czytników, w tym tak wielkie koncerny jak Sony czy LG.

Nie wszyscy wydawcy byli tak krótkowzroczni. Bo przecież projekt Tolino napędzany w dużej części przez niemieckich wydawców ma się dobrze i na lokalnym rynku przegonił Amazon. Oczywiście dzisiaj zrobienie podobnego projektu na nasyconym rynku amerykańskim byłoby znacznie trudniejsze, ale nie niewykonalne.

A może nie jest to kretyńska wypowiedź, ale z biznesowego punktu widzenia szef Hachette nie ma wyjścia? Wydawcy w US i UK przegapili e-bookową rewolucję i pozwolili Amazonowi stworzyć pozycję niemal monopolisty. Jeśli mogli narzekać na dyktat sieci handlowych, które podobnie jak u nas Empik (i kiedyś Matras) wykorzystują swoją pozycję – to w przypadku e-booków stało się jeszcze gorzej.

Pozostaje więc narzekanie na e-booki, z nadzieją, że poza Stanami ten rynek nie wzrośnie powyżej 5-7%. Podobną strategię ma zresztą wielu wydawców w Polsce – owszem, wydają wersje elektroniczne, bo nas – e-czytelników nie można już lekceważyć. Ale nie mają żadnego interesu w tym, aby osoby kupujące papier wchodziły w e-czytanie.

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

101 odpowiedzi na „„E-booki to głupi produkt” – mówi szef grupy Hachette

  1. Borygo pisze:

    Nokia podobnie o smartfonach mówiła.

    35
    • pleban pisze:

      Moim zdaniem zupełnie nie trafiona analogia, minęło 10 lat i w zasadzie nic się nie zmieniło. I prędko nie zmieni bo nikomu na tym nie zależy.

      1
      • asymon pisze:

        Raczej wielu zależy na tym, żeby się nie zmieniło.

        12
      • Aleks pisze:

        Trafiona tylko troszke inaczej było.
        Nokia byla liderem smartfonow opartym na tradycyjnym wzorcu: brak dotykowego ekranu i fizyczna klawiatura, lekko skomplikowany system dla przecietnego przedstawiciela spoleczenstwa (czyli ogolnie mowiac przygłupa) – SYMBIAN.
        Jak wszedl na rynek iphone z nowym interfejsem i nowatorskim podejsciem do uzywania smartfona (dotyk i prosty interfejs) to NOKIA długo opierała się przed wypuszczeniem dotykowego smartfona… itd.

        1
    • mjm pisze:

      A co konkretnie mówiła?

      0
      • Borygo pisze:

        Nokia miała najlepsze telefony na rynku. Przespała wejście smartfonów i obecnie Nokii praktycznie nie ma.

        1
        • Podpis pisze:

          Nokia jest i ma się całkiem nieźle. Na telefonach świat się nie kończy.

          1
        • mjm pisze:

          Masz na myśli Nokię, która była liderem rynku smartfonów w latach 2007-2010?

          1
          • asymon pisze:

            Symbian <3

            Użytkownicy Windows i Androida nie wiedzą, co to system nie zamulający po roku. iksde

            1
            • Kundel PL pisze:

              Bo w porównaniu do obecnych systemów, Symbian był zamulony cały czas. :D
              Miałem kilka i one po prostu wolniej chodziły/reagowały od obecnych standardów, no ale jak na tamte czasy to było normalne działanie więc nikt tego nie dostrzegał.

              2
  2. Symonides pisze:

    „To wynika z ograniczenia e-booka jak formatu. E-book to głupi produkt. To samo, co papier, poza tym że elektroniczny. Nie ma kreatywności, nie ma udoskonaleń i prawdziwego cyfrowego doświadczenia.” To tak jak muzyka w formacie mp3. Ta sama treść, inny nośnik. A jednak zrewolucjonizowała rynek muzyczny. Podsumowując- argumentacja pozbawiona sensu.

    28
    • Dzamb pisze:

      Pierwsze co mi się skojarzyło to to, że książka ma też swoje ograniczenia formatu. Przede wszystkim waga i objętość. Dodatkowo dawno nie widziałem innowacyjnie wydanej książki. Tutaj pewnie usłyszałbym lament że to wszystko spowodu dużych kosztów tej innowacyjności.

      11
    • Q pisze:

      Nie chcę robić za adwokata diabła ale trochę racji w tym jest
      – brak platformy łączącej wszystkie ebooki (wielojęzykowej)(coś jak steam w grach, netflix/spotify w film/muzyka)
      – brak interaktywnych tytułów (możliwośc wyboru zakończenia, decyzji bohaterów, interaktywne ilustracje, rozszerzona rzeczywistość dzięki kodom QR)
      – brak wbudowanych funkcji socjalnych, czyli wspólne highlity, tworzenie grup o wspólnych gustach.

      Ogólnie infrastruktura jest jeszcze daleko w tyle patrząc co prezentują gry/filmy/muzyka. Oczywiście wielką zasługa tego są drukarskie molochy.

      Ebooki powinny kosztować 1-5$, być w bundlach, kickstarterach, brakuje dużych sklepów typu appstore gdzie twórca bezpośrednio wystawia swój produkt pomijając wydawców, sklepy itp.

      2
      • Marcin pisze:

        Steam/Netflix/Spotify nie łączą wszystkiego. Łączą większość, podobnie jak dąży do tego Amazon ale blokują go tradycyjni wydawcy.

        Interaktywne tytuły, alternatywne zakończenia, rozszerzoną rzeczywistość mam na tablecie ;) Ebooki kupuję żeby poczytać.

        Funkcje socjalne oferuje Amazon w połączeniu z Goodreads. Mam zarówno wspólne highlighty jak i grupy o wspólnych gustach.

        Ebooki potrafią być tanie – na Amazonie czy Virtualo. Są w bundlach na Humble Bundle. Jest duży sklep który pozwala twórcy pominąć wydawców – Amazon. Jeden z autorów którego czytam właśnie tak publikuje.

        5
      • Kamil_Ef pisze:

        5$ to ok. 20zł (teraz mniej, bo dolar tani). Na Virtualo przecież codziennie są promocje, za 10 czy 20 złotych można kupić sporo fajnych książek, a jak rozszerzymy nasz budżet do 30zł/szt. to już można oczytać większość rzeczy. Ceny nominalne są oczywiście większe, ale te codzienne, nieustanne promocje zachęcają mocno do kupna.

        A z całą resztą się oczywiście zgadzam

        0
        • LJ pisze:

          Odnośnie kilku dolców za ebooka: zauważcie, że to zupełnie inny rynek niż nasz — w Stanach nawet paperbacki (przynajmniej tych lepszych powieści) kosztują 20$+, więc ebook za kilka dolców to super okazja.

          2
      • kundelberry pisze:

        „brak interaktywnych tytułów (możliwośc wyboru zakończenia, decyzji bohaterów, interaktywne ilustracje, rozszerzona rzeczywistość dzięki kodom QR)”

        „Ogólnie infrastruktura jest jeszcze daleko w tyle patrząc co prezentują gry/filmy/muzyka.”

        Gdzie ty masz możliwości wyboru zakończenia filmu lub utworu muzycznego? Która platforma pozwala np. inaczej zakończyć Gwiezdne Wojny?

        8
        • LJ pisze:

          Któryś nowy serial HBO lub Netflixu ma takie opcje, być może dostępne tylko w USA. Jak dla mnie pudło, książka, film, czy serial to co innego niż gra, ale taki teraz trend. Ale chyba nawet w przypadku książek w odcinkach robiono już coś takiego? Zbierano głosy, od których zależał dalszy (choć jedyny) rozwój akcji..

          1
          • kundelberry pisze:

            Tak. Ale to jest rodzaj platformy społecznościowej, w której serial jest nośnikiem dla interakcji pomiędzy uczestnikami, coś jak reality show.

            Czy książki mogą być reality show? Zapewne w przyszłości tak. Wtedy, gdy AI będzie pisać książki i będzie w stanie interaktywnie tworzyć nowe treści na bazie sugestii czytelnika.

            Ale to jeszcze przyszłość.

            I jest pytanie, czy taką książkę chciałbyś „czytać”?

            0
        • Robert Drózd pisze:

          Gwiezdne wojny w kinie są bez zmian, ale możesz sobie kupić jedną z wielu gier i zdecydować. Jest sporo gier na podstawie filmów. Na podstawie książek znacznie mniej – ale też odnoszą sukces, np. Wiedźmin czy Metro 2033.

          0
          • kundelberry pisze:

            Gier – tak. To jest w końcu wpisane w grę. Jednak książka to nie gra.

            Utworów muzycznych – nie. Przynajmniej ja nie znam.

            0
        • asymon pisze:

          Kurczę, gry paragrafowe na niemodnym papierze były dostępne już w latach 90-tych i rynku nie zawojowały. Może były po prostu słabe? Ebooki Joe Devera są do pobrania za darmo z jego strony, po polsku jest (było?) Wydawnictwo Wielokrotnego Wyboru.

          Czekam na grę komputerową, której fabuła będzie na poziomie „da się opowiedzieć bez zażenowania”. Podobnie z wyborami, ostatnio rozczarowałem się „Life is Strange”, tzn. wyborami, gra jest OK.

          Jedyne praktyczne zastosowanie animacji, to moim zdaniem reklamy, jeszcze bardziej walące po oczach. Mam nadzieję, że się nie przyjmie, firmy próbują to sprzedać od lat, ale słabo idzie.

          3
          • KrowaQ pisze:

            Wydawnictwo Wielokrotnego Wyboru żyje i ma się dobrze :) Już 23 gry książkowe jako ebooki wyszły spod jego szyldu, w tym roku kolejne się szykują.

            0
      • Karolina pisze:

        „– brak interaktywnych tytułów (możliwośc wyboru zakończenia, decyzji bohaterów, interaktywne ilustracje, rozszerzona rzeczywistość dzięki kodom QR)”
        Takie coś istnieje i nazywa się Visual Novel – na Steamie wśród gier możesz znaleźć np. Steins Gate. Czytasz tekst, dźwięk dialogów jest nagrany przez aktorów, w tle leci dopasowana do sceny muzyka, fabuła zależy od Twoich wyborów. Na ekranie widzisz obrazy lokacji i postaci. Ale jest to japoński wynalazek, tekst po angielsku, audio po japońsku, plus wiele tego typu „gier” zawiera raczej wulgarne treści erotyczne. Fajnie by było gdyby ten format „znormalniał” i pojawiło się więcej propozycji bez erotyki. Natomiast jest to zupełnie co innego niż czytanie książki, i nie wydaje mi się, żeby Visual Novele miały wyprzeć normalne ebooki ;)

        1
      • oliq pisze:

        Jak chcesz interaktywnych wyborów to włącz steama właśnie i poszukaj gier z gatunków „visual novel” oraz „choose your own adventure”- setki tytułów.
        Są bundle z książkami (humblebundle.com artrage.pl), są na kickstarterze i polskich odpowiednikach.

        2
      • krzyszp pisze:

        „brakuje dużych sklepów typu appstore gdzie twórca bezpośrednio wystawia swój produkt pomijając wydawców, sklepy itp.”

        Ehh, kiedyś pracowałem nad takim rozwiązaniem, niestety budżet był za mały i praca przy prawie skończonym serwisie musiała pójść do kosza :(

        0
      • edmun pisze:

        „– brak interaktywnych tytułów (możliwośc wyboru zakończenia, decyzji bohaterów, interaktywne ilustracje, rozszerzona rzeczywistość dzięki kodom QR)
        – brak wbudowanych funkcji socjalnych, czyli wspólne highlity, tworzenie grup o wspólnych gustach.”

        A czy książka papierowa daje Ci te możliwości?

        0
  3. kashiash pisze:

    Są Jobsy i są Balmery ….

    5
  4. Markus pisze:

    Papierowe książki też są głupie i nudne – same litery.

    33
  5. Markos pisze:

    Nasi wydawcy faktycznie nie chcą abyśmy czytali ebooki.

    Zrobiłem sobie porównanie kilkunastu tytułów, które bym chciał przeczytać, a właściwie ich cen w wersji papierowej i cyfrowej. No i wyszło mi, że w tej grupie ebooki są średnio zaledwie 6% tańsze od książek! W dwóch wypadkach ebooki były DROŻSZE od książek, w czterech przypadkach ceny były identyczne.

    4
    • Micha pisze:

      Nie zapomnij, ze na ksiazki papierowe masz nizszy podatek – 8%?
      Na ksiazki cyfrowe masz 23%.

      1
      • Robert Drózd pisze:

        Na papierowe jest 5% VAT.

        1
      • Na książkach cyfrowych masz większy VAT ale i większą marżę ;-)

        Jakimś argumentem przeciw ebookowi jest temat piractwa, ale de facto jest to tak na prawdę demagogia (w ogromnym skrócie: ktoś, kto ebooka „ściągnął” nie jest kimś, kto w innym wypadku by tego ebooka kupił – część tak, część nie, itd).

        4
        • maria pisze:

          Piractwo to temat zastępczy. Jak ktoś chce piracić to może to robić na tablecie czy PC. Nie znam nikogo (co oczywiście nie znaczy że tacy nie istnieją) kto kupiłby czytnik tylko po to by piracić. Widzę coś innego – właściciele czytników kupują więcej niż kupowali wcześniej. Więcej niż kiedykolwiek przeczytają. A wydawcy albo są zbyt głupi by zrozumieć że w ten sposób więcej zarabiają albo takich udają.

          Przykład: Trzech użytkowników A, B i C. Każdy z nich czyta dwie książki miesięcznie. W czasach analogowych każdy z nich kupił przez trzy miesiące takie książki:
          A: 1,2,3,4,5,6
          B: 1,2,3,7,8,9
          C: 4,5,6,7,8,9
          Każda książka została kupiona przez dwóch czytelników. Przy cenie 20 zł wydawcy zarobili za każdą z nich 40zł. (dokłądniej nie zarobili tylko mieli przychód)

          W czasach cyfrowych gdy ludzie kupują „na zapas”:
          A: 1,2,3,4,5,6 dodatkowo (7,8,9 których nigdy nie przeczyta)
          B: 1,2,3,7,8,9 dodatkowo (4,5,6 których nigdy nie przeczyta)
          C: 4,5,6,7,8,9 dodatkowo (1,2,3 których nigdy nie przeczyta)

          Każda książka została kupiona przez trzech czytelników. Nawet jeśli kosztowała tylko 15 zł to wydawca zarobił więcej bo 45zł per książka.

          Wydawca zarobił więcej per książka, oraz więcej per czytelnik. Jedyny kąt widzenia z którego wydawca zarobił mniej to gdy policzy cenę jednostkową za sprzedaną sztukę. Tyle że w przypadku eBooków każda kolejna sztuka nic nie kosztuje (będąc precyzyjną kosztuje go ruch na łączach i moc serwera) więc to czysty zysk.

          Dlaczego więc marudzą? Bo nie rozumieją tego (albo udają że nie rozumieją) że czytelnictwo spada. Jak kiedyś sprzedali 100 książek papierowych to znaczy że rynek na taką książkę wynosił 100 czytelników. Jak teraz sprzedają 70 książek papierowych i 30 eBooków to nie znaczy że rynek na taką książkę wynosi 100 czytelników. Tylko 90 bo 10 kupiło tę ksiżkę bo byłą na promocji. Gdyby nadal istniał tylko rynek papierowy to sprzedaliby tylko 90 kopii. A oni głośno płaczą że przeciez sprzedali 100 kopii to chcieliby zarabiać tyle samo co kiedyś na 100 kopiach. W ich infantylnej logice skoro sprzedają tyle samo a zarabiają mniej to znaczy że winne są eBooki.

          P.S. Przepraszam tych kilku którzy ogarniają zmiany a ja ich wrzuciła do jednego worka z innymi co by chcieli zawrócić wisłę kijem i marudzą że się nie udaje.

          17
          • XB pisze:

            A ja znam osobę, która ma kilkaset książek na czytniku, z czego kilkanaście to kupione e-booki, ale wszystkie są prezentami dla niej, a reszta „bezpłatne” kopie.
            Uważam, że gdyby cena spadła, to sprzedaż by wzrosła, bo przy niskiej cenie chęć piracenia jest niższa i w rezultacie zyski wydawców by wzrosły.Póki papier kosztuje np. 39 zł, a e-book 37, chociaż koszta e-booka nieporównywalnie niższe, piractwo będzie atrakcyjne.

            0
            • asymon pisze:

              Kurczę, trzeba się naprawdę postarać, żeby zapłacić za ebooka ponad 30zł. Albo mieć samokontrolę na poziomie przedszkolaka ;-)

              To trochę jak kupowanie papierowych książek w empiku w cenach okładkowych i narzekanie, że drogo.

              0
              • Czytelnik pisze:

                E-book to nie tylko powieść, to również książka naukowa a ta potrafi kosztować
                sporo ponad 30zł. Niestety.

                0
          • drdz pisze:

            Pani Mario, zawęziłą Pani temat do wydawców. Pominęła pani autorów. Dla autora pominiętej w przychodach „statystycznej” książki będzie to jednak różnica.

            0
        • Markos pisze:

          Piractwo to pretekst do trzymania wysokich cen. Zasada jest dość prosta: im wyższa cena, tym większa „potrzeba” piratowania w narodzie. ;)

          0
      • Markos pisze:

        Wiem o VAT. I to jest chore.

        0
  6. Wojtek pisze:

    Szkoda jedynie, ze osoba nomen omen kreująca rynek czytelniczy wypowiada się tak… krotkowzrocznie i lekceważąco. Spodziewałbym się bardziej inteligentnej wypowiedziedzi po takiej osobie. Książki książkami, super jest mieć wydanie drukowane swoich ulubionych tytułów. Ale jeżeli się sporo podróżuje to zabranie dwóch czy trzech cegieł do plecaka to nie zawsze jest dobre rozwiązanie. Gdzieś e-czytnik będzie zawsze uzupełnieniem tradycyjnej książki. Za to fragment o kupowaniu firm trzecich aby wejść na rynek gier (!) czy technologii 3D świadczy trochę o braku znajomosci rynku. Rozumiem jakby powiedział, ze związali się z rynkiem kinematograficznym aby przenieść co lepsze tytuły na ekran, OK. Ale tak, gadka o niczym. Słabą reklamę wystawil sobie i wydawnictwu Pan Nourry :/

    10
    • asymon pisze:

      Ależ on się nie wypowiada krótkowzrocznie i lekceważąco. On po prostu jest przeciwny ebookom, a właściwie sprzedawaniu ich na Amazonie za kilka dolarów. Po prostu jego firma mniej na tym zarobi.

      Amazon przejmuje stopniowo część rynku książki, zastępując wydawcę, dystrybutora i sprzedawcę. Niestety (dla nas, klientów) autorzy publikujący w systemie Kindle to nie jest pierwsza, nawet druga liga. Zauważ że w Daily Deals i w abonamencie Prime 99% to słabe książki pisane przez „noname’ów”.

      Problemem jest to, że wielcy wydawcy anglojęzyczni nie tworzą alternatywy dla amazonu, powody są pewnie różne. Raczej ilość pieniędzy, które trzeba wpompować w stworzenie ekosystemu niż wewnętrzne przekonanie, że „ebooki są głupie”, raczej nieopłacalne. Za parę lat zobaczymy, kto się obudzi z tzw. ręką w nocniku.

      5
    • wujek pisze:

      A wiesz ile firm kupił w tym roku Apple? 17. Czy to znaczy że nie zna rynku soft i hardware? Spróbujcie ocenić jego wypowiedź nie z punktu widzenia klienta, który CHCE ebooka (bo tu każdy z nas go przecież chce), tylko z punktu widzenia całościowego rynku i to wydawniczego, z jego słabościami, historią i wizją – nie mówcie, że on jej nie ma, bo on mówi, że cały rynek wydawniczy go nie ma. Amazon jedynym wyjątkiem (bo sprzedaje więcej niż połowę pozycji w ebookach i wszyscy wiemy dlaczego), ale po za tym NIKT na rynku nie ma ciekawej wizji wydawniczej zastępującej, a właściwie następującej po książkach papierowych. W tym jest problem.
      PS – żeby nie było – jestem wielkim zwolennikiem ebooków – ale chyba trochę inaczej odczytuję wypowiedź tego pana.

      1
      • Robert pisze:

        Zamiast kombinować jak wykorzystać technologię żeby sprzedawać więcej książek, to usiłował zmienić książkę (ebooka) w coś innego.

        No i wejdź na jego stronę. Zamówienia telefoniczne, płatne przy odbiorze, nie ma koszyka, nie ma logowania.

        1
  7. Darth Artorius pisze:

    Tak jak cyfrowa muzyka, streaming muzyki, filmy na nośniku cyfrowym i bez nośnika (znowu streaming) zmienia rynek tak i ebooki zmieniają go. Nadal mogą istnieć obie postacie książek. Powieści łatwiej zbierać i czytać na e-papierze. Naukowe, przewodniki, książki bogato ilustrowane , albumy – tu lepszy jest zwykły papier.
    Nie mam już gdzie gromadzić wydań papierowych. Ebooki są dla mnie jedynym wyjściem.

    14
  8. Q pisze:

    Brakuje takiego Steama dla ebooków…

    0
    • kashiash pisze:

      a Legimi ? Praktycznie większośc nowości jest tam dostępna …

      5
      • Monika pisze:

        Ale nie na Kindla :) W Polsce Amazon zajął rynek sprzętu, a Legimi rynek treści. I co tu począć? :)

        6
        • Suchy pisze:

          Czy tylko Amazon? Chyba Pocketbook nie jest wiele gorszy? Ciekawa byłaby ankieta u sprzedawców e-booków – czy więcej pobrań ma format mobi czy epub?

          1
        • kashiash pisze:

          z tego co widze co druga ksiazka, ktorej potrzebuje jest w Legimi juz na kindla. Kibicuję im aby rozwój na kindla był wiekszy

          8
        • krzyszp pisze:

          „Ale nie na Kindla”

          No i to jest główny powód, dla którego się dziwię, że produkty tej firmy znajdują klientów w naszym kraju pomimo tak jawnego lekceważenia ze strony tej firmy…

          0
          • LJ pisze:

            To chyba jasne czemu? Bo ich czytniki (jak na parametry techniczne) są najtańsze na rynku. A że domniemanej dotacji tegoż sprzętu sobie na polskich klientach nie odbiją.. Cóż, ich sprawa.

            1
            • krzyszp pisze:

              Dla mnie zdecydowanie nie są, chociażby ze względu na zamknięty ekosystem.
              Po prostu nie zgadzam się na traktowanie mnie jak owieczkę od strzyżenia.

              Poza tym, jest kilka modeli innych czytników które doskonale spełniają swoją rolę, a są zdecydowanie wygodniejsze w użyciu…

              0
              • Athame pisze:

                Podasz jakiś przykład?

                Wystarczy mi taki z wygodnym słownikiem (ma działać możliwie szybko i zawierać także specjalistyczne słownictwo).

                2
              • Sylwia pisze:

                Uwielbiam te komentarze o „zamkniętym systemie”. A niby w jaki sposób (potrzebny do codziennego czytania książek) to przeszkadza? Ok, Legimi jest ograniczone, ale przecież na niektórych markach czytników w ogóle nie ma Legimi.
                Zawsze jak widzę te uwagi o „zamkniętym systemie” to mam poczucie, że ktoś nie lubi Amazonu dla zasady (i najprawdopodobniej nigdy nie korzystał z Kindle’a), ale brakuje mu dobrych argumentów na uzasadnienie swojej opinii, więc rzuca tylko stwierdzeniem „zamknięty ekosystem”.
                @Athame gdyby istniał czytnik z dobrym słownikiem, a zarazem tańszy i tak samo niezawodny na Kindle, to też nie miałabym nic przeciwko, żeby się przerzucić.

                2
              • krzyszp pisze:

                „A niby w jaki sposób (potrzebny do codziennego czytania książek) to przeszkadza? ”

                A proszę bardzo – wystarczy problem konwersji podczas przesyłania. Po pierwsze to dodatkowa czynność, po drugie nie zawsze konwersja wychodzi dobrze, a po trzecie dyskomfort psychiczny że ktoś mi dyktuje warunki.

                Legimi to też zamknięty ekosystem, ale nie ogranicza mnie w żaden sposób, a mój czytnik ma zarówno Dropboxa jak i łatwość zainstalowania klienta dowolnej księgarni.

                0
              • Athame pisze:

                Doszukujesz się wad, tam gdzie ich nie ma, natomiast nie wskazałeś żadnego czytnika, na którym słownik byłby równie funkcjonalny jak na czytnikach Amazona.

                To z konwersją, to jakieś brednie. Oczywiście jeśli konwertujesz z uszkodzonego pliku, to może się coś nie udać, ale wtedy winne jest źródło. Ewentualnie korzystasz z jakiegoś badziewnego konwertera, zamiast z narzędzi udostępnionych przez Amazona.

                1
              • krzyszp pisze:

                „natomiast nie wskazałeś żadnego czytnika, na którym słownik byłby równie funkcjonalny jak na czytnikach Amazona.”

                Słowników nie używam, bo na czytniku czytam tylko beletrystykę po Polsku. Do wiedzy fachowej mam Google. Natomiast problemy z konwersją, a także strata czasu na jej wykonywanie w warunkach Polskich jak najbardziej występują, o czym zresztą co rusz się na tym blogu wspomina.

                Mój czytnik to inkBook Obsidian i z racji Androida występuje zarówno szeroki wybór aplikacji do czytania jak również słowników.

                0
              • Robert Drózd pisze:

                „Mój czytnik to inkBook Obsidian i z racji Androida występuje zarówno szeroki wybór aplikacji do czytania jak również słowników.” – aplikacji do czytania owszem, ale ze słownikami to jest taka teoria trochę. :)

                1
              • krzyszp pisze:

                Jak pisałem wcześniej słowników nie używam, więc ciężko mi się w tej materii wypowiadać.

                Wrócę jednak do kwestii Kindle. Bardzo nie lubię Amazonu właśnie za ich podejście do polskiego klienta oraz wspomnianego ekosystemu. Z tego powodu uważam, że nie należą im się pieniądze ode mnie bez względu na jakość ich czytnika tym bardziej, że alternatywy IMHO wyrosły już z wieku dziecięcego.

                0
              • Sylwia pisze:

                Ciekawa sprawa, używam Kindle’a od 3,5 roku i akurat konwersja nigdy mi nie przeszkadzała. Ale jeżeli kupuję się książki legalnie, to nie trzeba nic konwertować (taka mała wskazówka).
                A czytnika z lepszym słownikiem (nie tylko angielsko-polskim, ale także hiszpańsko-angielskim, bo z takiego również korzystam) oraz z tak samo krótkimi czasem uruchamiania niestety nie jesteś w stanie wskazać?
                Dodam, że nie jestem fanką tylko ze względu na markę, jestem w stanie wskazać to co mi się nie podoba (np. to, że niektóre funkcje działają tylko dla książek kupionych w Amazonie, albo brak przycisków do zmiany stron w dwóch podstawowych modelach). W każdym razie lubię, kiedy krytyka jest uzasadniona, a nie (tak jak w tym przypadku) „nie lubię, bo nie”.

                3
          • drdz pisze:

            Jeśli chodzi o słowniki, to osoby czytające tylko po polsku przecież mogą korzystać ze słowników polsko-polskich. Naprawdę język polski jest tak bogaty, że czasem warto. Ponadto czytając w polskim tekście tzw. makaronizmy też warto sprawdzić ich znaczenie w języku, którego nie znamy. Zatem posiadanie dobrego słownika, w czytniku który sensownie go obsługuje to bardzo duży benefit.

            0
  9. Mirtoma pisze:

    W latach 40 XX wieku ówczesny prezes IBM Thomas Watson określił, że świat będzie potrzebował około pięciu sztuk komputerów.

    9
  10. LJ pisze:

    Ten postulat 40% (którego brakuje w cytacie) to chyba nawet fajny — u nas różnice w cenie raczej są bardzo małe.

    Zaś zalety czytników — owszem, małe, względnie lekkie, wiele zmieszczą i mają słowniki — chyba są tu trochę wyolbrzymiane. Książkę po prostu czyta się lepiej, przyjemniej i wygodniej. Dla beletrystyki po polsku zdecydowanie wolę papier. W innych przypadkach może niekoniecznie, ale ja do udogodnień czytników mam wiele zastrzeżeń: Mam Kindle Voyage i jak dla mnie: słowniki działają za wolno, zaznaczanie słów działa jeszcze wolniej i ogólnie kiepsko, bo często od razu zaznacza cały duży fragment. A same ebooki są kiepsko sformatowane i układ tekstu na wyświetlaczu sprawia, że czyta się trudno. Do tego trudno w nich coś znaleźć, wertować czy korzystać ze spisu treści bądź indeksu, bo znów wszystko działa wolno a sam interfejs jest słaby (no i zwykle tych spisów treści nie ma, bo po co..)

    To co mnie by najbardziej cieszyło, to opcja zakupu papieru i ebooka w cenie niewiele większej niż dowolne z nich — wydawcy prasy często tak robią, ale książek już nie. A ja naprawdę wolałbym przeczytać na papierze i pozbyć się: dać/pożyczyć znajomym, przekazać bibliotece, czy sprzedać za symboliczną kwotę, zaś ebook zostawić sobie, gdybym chciał kiedyś do lektury wrócić (co z resztą pewnie nie nastąpi).

    0
    • Piotrek pisze:

      A ja mam odwrotnie. Miałem ostatnio papierową książkę w ręce, dziwaczne uczucie, niekomfortowe.

      11
    • Robert Drózd pisze:

      Tak, te 40% jest całkiem sensowne. W zasadzie to jest to, co (nie licząc dodatkowych promocji) ma Nexto w swoim Premium. :)

      1
    • Monika pisze:

      Co dla kogo „lepiej, przyjemniej, wygodniej”, to jest jednak sprawa względna. Dla mnie od paru lat czytnik jest zdecydowanie przyjemniejszy i wygodniejszy, zwłaszcza dla beletrystyki i innych książek, w których ilustracje i zdjęcia są nieistotne.

      9
    • maria pisze:

      Hmmm :-)

      Powiadasz że słownik w Kindle działa wolno, a jak działa w papierowej książce?
      Wertowanie rozumiem, ale już wolne szukanie to znowu dziwny argument aby coś znaleźć w papierowej książce najcześciej włączam komputer i używam google.
      Wolno działające podkreślenia to absurdalny zarzut w porównaniu z papierem gdzie owszem możemy coś szybko maznąć markerem, ale już listy wszystkich podkreśleń z książki nie wyeksportujemy.
      Zarzuty do układu treści czy braku spisu treści to zarzuty do konkretnych pozycji a nie eBooków w ogólności.
      Wygoda to rzecz względna, ale ciężko mi znaleźć argument za czymś cięższym i bez możliwości zmiany wielkosci czcionek.

      P.S. Kilka tygodni temu pomagałam koleżance zlikwidować 6 m.b. (metrów bieżących) regałów. co daje około 36 m.b. książek. Jej mieszkanie powiększyło się dzięki temu o 1,8 metra kwadratowego :-) Od jakiegś czasu już eCzytała więc zmiana była łągodna ale pojawił sięniespodziewany problem. Ktoś zgadnie jaki?
      – Gdzie zostawiła czytnik? – Nie!
      – Gdzie jest ładowarka? – Nie!
      – Co zrobić z pustymi regałami? Nie! (poszły do ludzi)

      Problemem jest pogłos który pojawił sięw tak opustoszonym mieszkaniu. Tak moi mili książki papierowe mają swoje zalety!

      6
      • LJ pisze:

        Wyraźnie pisałem, że to świetne funkcje, ale pozostawiające wiele do życzenia. Słownik w Kindle działa po prostu wolno. Zwłaszcza, gdy się korzysta z kilku naraz, co chwilę między nimi przełączając. Wtedy już po kilku słowach muli niemiłosiernie — może jakiś cache na słowniki jest za mały?

        Odnośnie zaś podkreśleń: nie stosuję ani w papierze ani w czytniku. Po prostu szlag mnie trafia, gdy zamiast zaznaczyć jedno słowo i skorzystać ze słownika, zaznacza cały fragment, który od razu dodaje do „My Clippings” (z których nie korzystam). A zdarza się to często. I o ile samo zaznaczanie choćby jednego słowa chwilę trwa, to gdy jeszcze trzeba to powtórzyć, po drodze likwidując irytujące zacienienie fragmentu, naprawdę ma się dość. W każdym razie ja mam. Może poprawiłaby się moja celność, gdybym zwiększył czcionkę, ale przecież te 6″ ekranu to nie jest wiele, i nie chcę w niego stukać co pół minuty by zmienić stronę, tylko dlatego, abym czasem mógł precyzyjnie wskazać *jedno* słowo.

        0
    • dfsa pisze:

      LJ pisze:
      > A same ebooki są kiepsko sformatowane i układ tekstu na wyświetlaczu sprawia, że czyta się trudno

      W czytnikach nie ma wyświetlaczy.

      0
  11. kundelberry pisze:

    A tymczasem w Polsce w papierze rewelacji nie ma

    http://www.rp.pl/Biznes/302209890-Polacy-nie-czytaja-ksiegarnie-upadaja-Rynek-sie-kurczy.html

    ” Liczba sklepów z książkami skurczyła się w 2017 r. o 9 proc. Wydawcy liczyli na poprawę sprzedaży dzięki ustawie o jednolitej cenie, ale ta utknęła w Sejmie.

    Skoro od kilku lat ok. 60 proc. Polaków rocznie nie jest w stanie przeczytać nawet jednej książki, to ma to wyraźny wpływ na sytuację na rynku. Z danych branżowego ośrodka Biblioteka Analiz wynika, że w 2017 r. rynek książki w cenach zbytu wydawców spadł o 2,1 proc., do 2,32 mld zł.

    [….]

    – Na rynku detalicznym spadek będzie prawdopodobnie jeszcze nieco większy, co obserwujemy już od dobrych kilku lat – mówi Łukasz Gołębiewski z Biblioteki Analiz. To efekt zarówno mniejszego zainteresowania zwłaszcza beletrystyką, jak i kurczenia się rynku podręczników, które uczniowie dostają już w szkołach.”

    Generalnie (w papierowych książkach) Polacy jeśli już coś kupują, to podręczniki (bo muszą). Reszta i tak marnie się sprzedaje.

    0
    • Robert Drózd pisze:

      „Branża niespecjalnie widzi szanse na odwrócenie tej sytuacji, jedyną nadzieją był projekt ustawy o jednolitej cenie książki, który wiosną 2017 r. został przez Polską Izbę Książki zaprezentowany podczas spotkania w resorcie kultury.” – oho, kolejna odsłona lobbingu.

      6
      • Jachu pisze:

        W kraju w którym pół litra wódki jest połowe tańsze niż książka…. czytelnictwo musi spaść….. cytuje kolegę, lubił poczytać „zapieprzam w pracy 6 dni w tygodniu, nadchodzi jeden wolny wieczór i wiesz wole wydać dwie dychy na połówke iż prawie 5 dych na książke” ….

        5
    • Darth Artorius pisze:

      Ale sporo osób chodzi do bibliotek. Na półce z książkami „zamówionymi” zawsze leży kilkanaście jak nie kilkadziesiąt książek.
      Ludzie zachodzą do różnego typu „tanich książek” (księgarń typu Dedalus), tam przebierają, kupują. Empiki i droższe księgarnie to głównie przed Świętami na prezenty.
      W końcu – nie oszukujmy się – dużo młodzieży czyta z Gryzonia ;). Zresztą nie tylko młodzieży. Nie jestem pewien czy spośród znanych mi osób, tylko ja kupuję regularnie ebooki (promocyjne głównie) , inni odwiedzają Futrzaka.

      Czyli jakieś czytelnictwo (szara strefa częściowo) jest. Nie jest tak,że porzuciliśmy książki. Ci co nie czytali i tak nie czytają. Może tylko czasem dzieciaki trudniej namówić do lektury.

      3
      • asymon pisze:

        Przecież czytanie ≠ kupowanie książek…

        I kurczę, jaka „szara strefa”? Dla mnie z kolei absurdem jest, że w księgarni stacjonarnej grubsza powieść potrafi kosztować te okładkowe 70 zł.

        8
      • maria pisze:

        Z tego co widzę korzystanie z chomika jest chwilowe. Gdzieś tak na przełomie szkoły śśredniej i studiów przestaje wystarczać kasy na wszystko a alkohol i imprezy mają wyższy priorytet :-) Później po kilku latach stałej pracy ludzie wracają do płacenia za książki. Ale podobnie jest z muzyką czy grami komputerowymi. Nie znam nikogo 40+ kto piraci muzykę, książki czy gry.

        2
        • Jachu pisze:

          Maria wybacz, ale mało znasz. Tutaj wszyscy za świętych robią… Ciekawe czy nigdy nic nie spiracili… Z drugiej strony jaka jest różnica między książką ściągniętą z gryzonia a wypożyczoną z bibliteki? I tu i tu za darmo…. :)
          mówie o ściągnięciu z gryzonia a nie rozpowszechnianiu na gryzoniu.

          5
          • LJ pisze:

            Chyba dokładnie taka, jak napisałeś: że z biblioteki wypożyczasz, po czym zwracasz, zaś piracąc zachowujesz kopię, jeśli tylko masz na to ochotę. (A z drugiego punktu widzenia, czyli „biblioteki”/dystrybucji, to jest oczywiście potencjalna olbrzymia różnica skali.)

            0
          • asymon pisze:

            Ile osób rocznie może wypożyczyć i przeczytać książkę z biblioteki? Podpowiem: ok. 25, jeśli każdy trzyma „przepisowe” dwa tygodnie.

            Ile osób rocznie może ściągnąć i przeczytać plik z chomikuja? Hm…

            Ile zarobi autor w jednym i drugim przypadku? A jeśli w bibliotece będzie zainteresowanie i dokupią kolejne egzemplarze?

            Zostawiam do rozważenia.

            0
            • LJ pisze:

              To nasuwający się argument. I zauważ, że Jachu celowo się przed nim zabezpieczał, podkreślając, że „mówi o ściągnięciu z gryzonia a nie rozpowszechnianiu na gryzoniu.” ;)

              1
              • asymon pisze:

                A gdzie ja coś piszę o udostępnianiu?
                Choć oczywiście żeby ktoś mógł ściągnąć, ktoś inny musi udostępnić.

                W niektórych bibliotekach mają kody na abonamet Legimi, choć tylko na „certyfikowane” czytniki, nie na kindle. Może warto się zakręcić i zainteresować panią bibliotekarkę? Samo się nie zrobi.

                1
          • maria pisze:

            Ej! Przeczytaj dokładnie! Spiracili i nie udają świętych. Tyle że z tego co widzę to mija z wiekiem. Więcej pieniędzy i mniej czasu powoduje że nawet pomijając kwestie moralne relatywnie potrzeba piracneia maleje a znaczenie wygody rośnie.

            W przypadku książek serio nie znam nikogo 40+ kto by piracił coś co można kupić. Młodzież ściąga lektury, studenci wszystko jak leci, a starsi tylko czasem pozycje których kupić się nie da.

            Ps. Jeszcze powinnam dopisać dzieci – wiele pozycji dla nich nigdy nie zostało wydanych w eBooku więc nie mają większego wyboru.

            0
            • dfsa pisze:

              > W przypadku książek serio nie znam nikogo 40+ kto by piracił coś co można kupić.

              Piraci ten, kto udostępnia. Niemniej znam panią 60+, ma czytnik (jest z niego bardzo zadowolona), czyta książki i pojęcia nie ma, jak takie książki się kupuje, bo nie kupuje. ;-)

              1
              • asymon pisze:

                Ja czasem widuję ludzi w autobusach czytających ebooka w liniami uciętymi w połowie i wielkimi odstępami między akapitami. Ewidentnie skonwertowane z pdf. Można? Można!

                Starsi i młodsi, płci obojga.

                2
  12. pimke pisze:

    Ostatnio zastanawiam się nad fenomenem ebooków na chomiku. Pomijam już kwestie związane z piractwem. Jest tam ogrom bardzo trudno dostępnych książek. Według mnie brakuje jakiejś bibliotecznej platformy, która udostępniłaby trudno dostępne lub niedostępne książki. Dotyczy to głównie książek nie mających wersji papierowej. W Niemczech częściowo takie biblioteki już działają (Onleihe).

    1
    • maria pisze:

      Niestety nie ma wszystkich :-(

      Osobiście jeśli czegoś nie ma w bibliotece i nie da siętego kupić to nie mam oporów przed skorzystaniem z chomika. Kiedyś był nawet pomysł (chyba nie nasz Polski ale zachodni) by wprowadzić ustawę o porzuconych dobrach kultury (nie pamiętam tytułu) w skrócie chodziło o to że jak jakaś książka ma wyczerpany nakład a wydawca jej nie wznawia to korzystanie z kopii znalezionych w sieci staje się legalne.

      11
  13. Kaz pisze:

    A mnie się wydaje, że w Polsce brakuje tanich czytników z podświetleniem. Taką psychologiczną barierą jest jakieś 150 – 200 zł. Coś około 500 zł to już jest dużo za „książkę”. Nie mówię oczywiście o osobach przekonanych do tego typu czytania. Brak też zachęcania młodzieży. Można by na przykład udostępnić uczniom czytniki z lekturami w szkołach.

    2
  14. wujek pisze:

    Podpisuję się do bycia adwokatem diabła. Dodam swoje pięć groszy:
    – używam Kindla od ok 7 lat, 95% książek czytam w formie ebook.
    Jednak!:
    – może raz skorzystałem ze słownika, wiki czy jakiegokolwiek odnośnika na zew książki. (czytam beletrystykę w większości, a tam mało kto pisze „niezrozumiale”)
    – problem czy zaleta posiadania 100 książek w Kindlu nie ma dla mnie znaczenia. Zwykle na raz czytam maks do 3 książek (bo później wątki mi się mieszają). Więc po co mi tam 100 tytułów? To że mogę nie znaczy, że jest to dla mnie plusem. Książek drukowanych mam w domu ok 200-250 pozycji.
    – czy Wy przypadkiem nie obrażacie się na słowo „głupia”, razi Was, że ktoś tak nazwał Wasz wybór? Faktycznie korzystam z czytnika, bo jest mi tak wygodniej, ale jak pokazują procenty, w naszym kraju myśli tak tylko pare procent osób! Reszta ma to gdzieś! Tak ciężko się z tym pogodzić? Jest dokładnie tak jak ten Pan mówi – czytnik i ebooki na razie niewiele wnoszą. To co piszesz Robert to kwestia wygody i niczego więcej. Jak widać niewiele (co piąta czy co dziesiąta) osoba tą wygodę sobie chwali.
    – Ten pan na serio mówi z sensem – był boom, a teraz mamy stagnację. Wynika ona z tego, że z jednej strony oni (wydawcy, LG i inne sony czy kindle) nie mieli pomysłu na dalszy rozwój tego kawałka biznesu, a z drugiej, że to co jest teraz na rynku odpowiada właśnie co dziesiątej osobie. Kwestia cen to inna sprawa (choć powiązana) ale mówienie, że ebook powinien być 5 razy tańszy niż książka, to wtedy by wygrał, jest słabe. To przecież oczywiste.
    – I błagam Was – wszyscy tu jesteśmy TYLKO czytelnikami, ktoś z nas może coś napisał, ale tak naprawdę to raczej on wie jak ten biznes działa, a my sobie gdybamy.
    Może mam do niego troszkę bliżej niż wy, bo pracowałem w przemyśle wydawniczym przez chwilę. Nie mówię, że tam wszystko jest ok (np. marże dla autorów), mówię tylko, że w obecnej sytuacji to ON ma rację. I oczywiście, że on zrobi wszystko, żeby mieć tą rację jak najdłużej. I oczywiście, że będą takie cudowne kwiatki jak Szafrański – i tego sobie i Wam życzę.
    Ale jak na razie bardziej zgadzam się z nim niż z Wami (Robertem). Howgh.

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Widzisz, ale pan z Hachette narzeka że e-book to głupi produkt i nie da się z nim niczego sensownego zrobić. A parę akapitów wcześniej narzeka, że przegoniły ich firmy technologiczne. Jeśli jednak e-booki to taka prosta sprawa, wydawcy nie powinni mieć problemu np. z samodzielną dystrybucją, tworzeniem platform, w których by je sami sprzedawali itd. – tymczasem najwięksi to kompletnie zignorowali, zdając się na Amazon.

      Tak jak napisałem dalej – ja mu się nie dziwię, bo jeśli wydawcy tylko reagują na to, co robią inni „technologiczni” gracze – najlepszą taktyką jest grać na przeczekanie i liczyć, że jeśli nawet tych e-booków piekło nie pochłonie, to przynajmniej rynek nie będzie rósł.

      3
    • kashiash pisze:

      On nie ma racji i ty też :). Ebooki to przyszłość czytelnictwa jak mp3 i serwisy jak Spotify, Tidal czy Apple Music. Jak Netflix na rynku filmów.
      Książki drukowane podobnie jak winyle czy płyty BluRay pozostaną dla mniejszości i specyficznych wydawnictw. Reszta będzie dostępna za miesięczny abonament o równowartości butelki wina i już. Wtedy nie będzie warto szukać tego na np chomiku bo czas spędzony na szukaniu będzie droższy niż abonament.
      Tak jak na winyl Milesa Daviesa znajdzie się chętny, a na Zenka Martyniuka już raczej nie, podobnie na np. album ze zdjęciami Sebastiano Salgado z Taschen’a wersji drukowanej będzie miał sens w odróżnieniu od romansów czy kryminałów drukowanych przez Hachette i im podobnych.

      4
  15. LJ pisze:

    Żeby nie było, że nikt nie przyznaje się do pirackiej przeszłości: jak dla mnie, olbrzymi plus serwisów streamingowych to napisy: jeśli chcesz oglądać w oryginale, ale z napisami (w jakimkolwiek języku), to na Netflixie masz to od razu (w HBO wybór dwóch języków, w innych nie wiem). Ale jeśli Twój „pirat” był bez napisów i nie uda Ci się odpowiednich znaleźć, to bywa, że dopasowanie samemu bywa drogą przez mękę. (Po namyśle: wiele ścieżek audio również — niby niektóre piraty miały, ale..)

    0
    • rudy102 pisze:

      Piraci robią dużo lepsze napisy od oficjalnych a także robią je do wielu egzotycznych produkcji, np. z Korei Południowej, których nikt nigdy oficjalnie by nie wydał.
      Dopasowanie to kwestia kliknięcia na plik (Napiprojekt) bądź dopasowania ręcznie dwóch linijek napisów w innym programie, który przeliczy resztę.
      Oczywiście lepszy Netflix i HBO od tradycyjnych VOD gdzie króluje to zło zwane lektorem.

      1
  16. reggre pisze:

    e-ink to kiepska technologia, nadaje sie jescze jako tako na plakaty i zawieszki, ale nie ksiazki
    jest kilka alternatyw (sam stawiam na technologie z ropą) i tego nam brakuje.
    Zobaczcie jak wielkie procesory maja dzis czytniki. To jest chore

    0
  17. Kondrart pisze:

    Całkowicie rozumiem opinię Pana Nourry. Rynek e-booków w Polsce to około 85 mln PLN. Rynek gier na smartfony i tablety to około 721,5 mln PLN (39% całkowitego rynku gier wartego 1,85 mld PLN). Czyli brak interaktywnego kontentu powoduje, że e-booki to śmieszne 10% kasy, jaką można by uzyskać. Skoro nie ma kasy nie ma poważnego podejścia – to nie miejsce na sentymenty. Z tego samego powodu Amazon ma gdzieś polskiego użytkownika. Gdyby czytniki oferowały kolorowe komiksy i mikropłatności to pewnie byłyby przez Pana Nourry chwalone. Opinię więc rozumiem i równocześnie wzorując się na nim oceniam jego podejście jako głupie – bo mnie korzyści nie przynosi.

    0
  18. edmun pisze:

    Bądźmy ze sobą szczerzy.
    Ludzie którzy pracują przy książkach (mówię o papierowych wydawnictwach które zapiera się nogami i rękami żeby tylko nie iść w ebooki) to często ta sama grupa ludzi, która uważa że bankowość elektroniczna to pierwszy krok aby ktoś Ci wyczyścił konto (a z drugiej strony nie mają żadnego problemu z zostawianiem ciągle otwartych drzwi do klatki schodowej i piwnicy) a oglądanie seriali przez np. Netflixa to jakieś głupie jest. Plus typ ludzi którzy mogą dostać dokumenty elektronicznie i mogą przejść do 21-ego wieku, ale nie – musisz przynieść wydrukowane potwierdzenie nadania przesyłki. Od 7-miu lat walczę z jedną firmą gdzie raporty sprzedażowe (dobowe czy choćby godzinne) drukują na papier (3 strony na raport) po czym wrzucają na skaner, skanują do PDF i wysyłają do centrali. Od 10-ciu lat mają wbudowane eksportowanie do pliku PDF. Ale za nic tłumaczenie że mogą oszczędzić.
    Mają 76 oddziałów. Po 3 komputery. A że sprzedaż idzie na dwóch lub trzech to drukują średnio 76x2x3=456 stron dziennie. Jak widzę jak oni się chwalą że odkryli drukowanie dwustronne – to masz ochotę usiąść i płakać.

    Po czym na „wokandę” wchodzi pan z Francji gdzie multi-kulti ma się tak dobrze, że nic tylko jechać siedzieć na socjalu i przez pryzmat rynku indyjskiego opowiada jak to ebooki są głupie bo im nie idzie.

    Nie wnikam. Nie wnikam głębiej.

    Niektórym po prostu nie wytłumaczysz. A o Francji i jak się w niej żyje, to polecam książkę „Moja Francja”. Nie jest genialna, ale potrafi otworzyć oczy. W szczególności jak czasami we Francji się bywa i się człowiek zastanawia o co chodzi.

    0
    • Athame pisze:

      „Moja Francja” to książka z 2014 roku – jesteś pewny że aktualna?

      PS. Pracuję przy tworzeniu papierowych książek (redakcja, adjustacja, skład, korekta) i incydentalnie przy e-bookach. a czytam niemal wyłącznie e-booki.

      0

Skomentuj Robert Drózd Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.