Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

DRM zmieniający treść e-booków? No nie…

„Łotwo, ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie: ile cię trzeba respektować, ten tylko się dowie, kto cię zgubił” – czy takie będą lektury przyszłości? Jeśli wejdzie w życie jedna z wizji rozwoju zabezpieczeń e-booków…

Kilka osób przesłało mi już dzisiaj artykuł z Dziennika Internautów: DRM dla e-booków będzie zmieniał tekst książek.

O co chodzi? Naukowcy z Fraunhofer-Institut w Darmstadt proponują projekt SiDiM: Sichere Dokumente durch individuelle Markierung – czyli „Bezpieczne dokumenty dzięki indywidualnym oznaczeniom”.

Trzeba od razu powiedzieć, że nie chodzi tutaj o DRM, który jest systemem zarządzania dostępem do treści. SiDiM to raczej rozwinięcie koncepcji znaku wodnego, czyli umieszczenia w pliku niewidocznych elementów, które identyfikują oryginalnego nabywcę.

W tym przypadku zmiany mają dotyczyć nie tylko niewidocznej części dokumentu – ale także jego treści, tak aby rozpoznać skopiowany tekst w każdej postaci. Znający niemiecki mogą przyjrzeć się dokumentowi z przykładami zmian różnego rodzaju. Nie będą to ogromne modyfikacje. Czasami złączenie dwóch akapitów w jeden, czasami użycie pauzy.

Wcale bym się nie zdziwił, jeśli ta metoda wejdzie do użytku. Przecież nie chodzi o takie drastyczne przeróbki jak wyżej cytowany początek Pana Tadeusza. Jeśli na przestrzeni kilkuset stron w 10 miejscach będzie zmieniona interpunkcja czy zapis jakiegoś słowa – ktoś to zauważy? Oczywiście, elektroniczne przetwarzanie tekstów pozwoli szybko wyłapać różnice. Są fani, którzy śledzą losy literówek w kolejnych wydaniach Nienackiego i Tolkiena – ale czy przeciętnego czytelnika takie rzeczy zainteresują?

Nie jest to pomysł całkowicie nowy – stosuje się go na różne sposoby:

  1. Nieetyczni pozycjonerzy od dawna biorą pojedyncze artykuły i korzystając z baz synonimów generują kilkadziesiąt ich wersji. W ten sposób oszukują Google, który myśli, że to odrębne teksty. Podobnie postępują ci, którzy chcą oszukać systemy antyplagiatowe.
  2. Podobno producenci map wprowadzają do nich niewielkie błędy, tak aby sprawdzić, kto ich kopiuje.
  3. Opowiadano mi o sytuacji, gdzie autor podręcznika akademickiego specjalnie wprowadzał do niektórych miejsc literówki (lub niewłaściwą pisownię), żeby wykryć plagiatorów. 

Biorąc pod uwagę często spotykane literówki w e-bookach z polskich księgarni – może nasi wydawcy już stosują tę ostatnią metodę?

PS. Pomysł tekstu z Litwą zaczerpnąłem z postu Krzysztofa Płonki na Facebooku, przerobiony zrzut ekranowy pochodzi z Wolnych Lektur. 

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

61 odpowiedzi na „DRM zmieniający treść e-booków? No nie…

  1. RobertP pisze:

    W którejś z książek Toma Clancy (cykl o Jacku Ryanie) jest opisany podobny sposób oznaczania dokumentów rządowych, a napisano to ~20 lat temu. Robić to miało dla CIA specjalne oprogramowanie i pozwalało to łatwo wykryć sprawcę „przecieku”

    0
  2. Elanna pisze:

    Z mapami to nie do końca tak – mapy „cywilne” muszą zawierać pewien, niewielki odsetek błędów, jedyne wolne od błędów mapy to te wojskowe – sztabowe. Błędy w mapach umieszcza się po to, żeby w razie wojny wróg nie mógł im do końća zaufać. W dobie google maps to co prawda średnio pomoże, ale..

    0
    • RobertP pisze:

      To raczej „urban legend”, mapy nie służą do zabawy. Firma prowadząca wiercenia w terenie, budująca drogę itp. mogłaby puścić z torbami takiego wydawcę map gdyby poniosła z tego powodu jakieś straty. Byłby też (wydawca) skończony, gdyby się to wydało, bo jego mapy stałyby się makulaturą.

      0
      • Krzysztof pisze:

        Firmy prowadzące wiercenia i budujące drogi korzystają z innych map niż choćby najdokładniejsze mapy wydawane dla zwykłych ludzi, takie do kupienia w każdym kiosku/księgarni.
        Nie wiem jak wyglądało to w PRL, ale w ZSRR był obowiązek umieszczania błędów w mapach. Zapewne po to, by imperialistyczny szpieg kupując plan miasta w kiosku nie pomógł w podboju Kraju Rad.

        0
        • Robert Drózd pisze:

          Akurat z tym mam własne doświadczenie, wioska, z której pochodzi część mojej rodziny na wielu mapach PRL była nieobecna, bo w okolicy znajdowało się lotnisko wojskowe. Jakiś czas temu udało mi się (normalnie, w sklepie) kupić mapę topograficzną tej okolicy z 1987 z przekreśloną adnotacją „tajne”. :-)

          A na zdjęciach z Google nadal część obiektów jest chyba wyblurowana.

          0
  3. Przemek pisze:

    A ja myślałem, że to już dawno jest.
    Tzn. często w zakupionych ebookach, mam połączone wyrazy, myślałem, że to taki dodatkowy znak wodny, no losowo wycięte spacje.

    0
    • Adam Łakomy pisze:

      Z tego co wiem, obecnie żadna firma konwertująca/księgarnia nie korzysta z takich form zabezpieczenia. Jest to zwykły błąd. Wynik błędów przy konwersji/źródeł.

      0
  4. Marta pisze:

    Kiedy czytam niektóre e-booki, korci mnie, aby poprawić literówki w nich występujące. Niestety na Kindlu nie jest możliwa edycja – a szkoda, szkoda…
    :)

    0
    • sethra pisze:

      Dokładnie! Mam takie samo odczucie, nienawidzę literówek w tym co czytam, źle zapisanych słów czy niepoprawnie zapisanych akapitów.

      0
  5. Doman pisze:

    Najprostszy sposób na sprawdzenie, to założyć drugie konto na inne dane, ponownie kupić książkę i porównać. Kto na ochotnika?

    0
  6. Toudi pisze:

    Celowe wprowadzenia chochlików do tekstów? To jest przesada. kiedyś z powodu zmiany wyrazu stracie na starcie, musiałem cały akapit kilka razy czytać, bo nie byłem pewien o co biega. A teraz zrobią to celowo i to częściej? Będzie zabawnie, jak czytelnicy zaczną zasypywać wydawców korektami takich zmian.

    0
    • Jagum pisze:

      Ja, jeśli dostrzege jakaś pomylke, od razu zglaszam to do ksiegarni. Ostatnio tak mialem w przepadku „Chudszego” Stephena Kinga, kupionego w Woblinku. Ksiazka miala masakryczna liczbe bpedów… Nawet prezent w ramach rekompensaty dostalem (kod rabatowy) :).

      0
      • Cyfranek pisze:

        Gratulacje! Ja im podobne uwagi też zgłaszałem w dwóch książkach, ale o rekompensacie za pracę redaktorską jakoś nie pomyśleli :P Ale może przynajmniej następni będą mieli lepsze wrażenia z czytania niż ja.

        0
  7. Symeon pisze:

    Systemy informacji prawnej (Lex, LexPolonica, Legalis) też ponoć zawierają błędy, które mają na celu wychwycenie plagiatorów.

    0
  8. Marek Knappe pisze:

    Ja na miejscu wydawcow oznakowalbym wodnie obrazki :)
    najlatwiej, nie ma ingerencji w tekst, a i trudno to obejsc, nawet jak sie wie ze w obrazkach sa znaki wodne to co ? usunac obrazki ? :)

    0
  9. Pola pisze:

    Mnie od dawna towarzyszy niepokój jeśli chodzi o ebooki – łatwo w nich coś zmienić, a trudno się zorientować co, jak i w którym miejscu. Papierowe wydanie jest bardziej namacalne i wydaje mi się, że jednak (póki co) łatwiejsze do sprawdzenia i zweryfikowania.
    Umieszczanie (celowe) błędów w ebooku – dodatkowe myślniki, usunięte spacje itp. – jest w moim przekonaniu niedopuszczalne. Książkę należy wydawać na jak najlepszym poziomie.

    0
  10. Mateusz "Koovert" Wołczyk pisze:

    Spacja po kropce na końcu akapitu i jej brak.
    Spacja podwójna i pojedyncza
    Pusty akapit na końcu rozdziału.
    Ale też (w pewnych warunkach):
    Spacja i spacja nierozdzielająca.
    Myślnik i pauza.

    To tylko pierwsze rozwiązania, które spełniają warunek zmiany treści (takiej, która się kopiuje z tekstem i przetrwa zwykłą konwersję) a nie wpływają (lub w bardzo małym stopniu) na to, co widzi czytelnik. Ba, zdziwiłbym się, jakby obecnie znak wodny nie byłby używany w ten sposób.

    0
    • Roddy pisze:

      Akurat dwa pierwsze są dość łatwe do wyeliminowania dowolnym edytorem tekstu obsługującym „Znajdź – Zamień”.

      0
      • Mateusz "Koovert" Wołczyk pisze:

        Wszystkie znaki wodne w książce są łatwe do wyeliminowania dowolnym edytorem tekstu… jak się je znajdzie. A odpowiednia sekwencja „znajdź i zamień” usunie wszystkie o których pisałem (i wiele których pominąłem), nie tylko dwa pierwsze. A bez porównania 2 egzemplarzy nigdy nie masz pewności, czy dane nie zostały zakodowane niezależnie w kilku miejscach przy użyciu różnych metod i czy wpadłeś na wszystkie rozwiązania, które wymyśliły osoby od zabezpieczeń. Na tym polega zabezpieczenie znakiem wodnym: nie jest ciężko go usunąć, ciężko go znaleźć.

        0
  11. Qiuqiao pisze:

    No zdenerwowałam się z rana. Dlaczego znowu traktują nas jak bandę złodziei? Przecież płacę i wymagam jakości tak samo jak przy papierowej książce! Może w ogóle niech producenci celowo uszkadzają towar, bo nie daj boże komuś go odsprzedam z zyskiem albo oddam i biedny producent straci.

    Racja, że nasi wydawcy już chyba stosują tę metodę. Ostatnio kupiłam ebooka w szanowanym skądinąd Wydawnictwie Literackim. Jest w nim masa błędów, beznadziejne formatowanie, nie ma w nim zdjęć (w papierowej wersji są), ale podpisy pod zdjęciami zostały. Czasem zastanawiam się dlaczego autorzy firmują swoimi nazwiskami takie badziewie – też są zaślepieni? Niestety podejście jest nadal takie, że ebook to tylko gorszy rodzaj książki, a czytelnicy ebooków to wtórni analfabeci, którzy nie potrafią czytać „prawdziwych” książek i piraci.

    0
    • Ag pisze:

      O, pod tym się mogę podpisać – płacę to wymagam. A może wprowadzimy takie zabezpieczenie, że oryginał kupiony w księgarni będzie idealny bez choćby najmniejszej literówki i to będzie dowodzić jego „legalności”?

      Liczba literówek i innych błędów w niektórych książkach, tak papierowych, jak i elektronicznych, przekracza wszelkie granice rozsądku i zdarza mi się to zgłaszać. Niektórzy chcieliby książkę przeczytać, a nie maszynopis przed korektą (albo i przed redakcją).

      0
    • Doman pisze:

      No właśnie problem w tym, że większość czytelników chce wymagać, ale nieszczególnie płacić :( A e-book dla wydawnictw to na razie ciekawostka bez dużego znaczenia biznesowego (nie chce mi się szukać, ale to ok 1-2% rynku) w którą się wchodzi raczej po to, żeby nie przespać ewentualnej rewolucji gdy już przyjdzie niż dla zysku.

      0
      • Qiuqiao pisze:

        I to jest właśnie problem. Jako klienta płacącego REALNE pieniądze za LEGALNE ebooki nie interesuje mnie co tam sobie wydawca myśli o ogóle czytelników ebooków. W niczym nie jestem gorszym klientem i oczekuję tej samej jakości obsługi. I dopóki Ty jako klient będziesz brał na siebie odpowiedzialność za piractwo innych to sam będziesz traktowany z marszu jak pirat.

        0
      • Vim pisze:

        Problem polega na tym, iż ci co kupują i będę traktowani jako potencjalni złodzieje, to ci którzy jednak płacą – w nagrodę, iż nie poddają się trendom społecznym mają być traktowani jak przestępcy?

        0
  12. asymon pisze:

    Kuuurczę, a pamiętam jak się kiedyś wypowiadał w komentarzach ktoś z virtualo, czy nexto, czy innego woblinka. Że niby wydawcy nie zgadzają się na żadne zmiany w stosunku do wersji papierowej. Nawet ewidentnych błędów nie wolno w ebooku poprawić.

    0
  13. Adam Łakomy pisze:

    Z tego co wiem, producenci map wprowadzają w nich zmiany ponieważ wymusza to na nich prawo.

    Co do tematu – nie sądzę żeby ta technologia miała odnieść sukces. Tutaj nie chodzi o to aby zidentyfikować źródło kopii – kopia została zrobiona i poszła w świat. Z punktu widzenia dystrybutora/wydawcy jest już za późno. Polskie prawo również niewiele może zrobić „właścicielowi” oryginału – książki z watermarkiem latają po gryzoniu i jedyne co można obecnie zrobić to zablokować treść.
    Również z technologicznego punktu widzenia, taki system dla wydawcy jest drogi. Musiałby każdą kopię (klucz) trzymać osobno dla każdej osoby, aby mógł porównać ewentualną piracką próbkę z „oryginałem”.
    Wspomnę jeszcze o właścicielu praw autorskich, który wyraźnie może zabronić aby właściciel praw majątkowych nie mógł modyfikować jego utworu.

    Moim zdaniem taki system nam nie grozi.

    0
    • wright pisze:

      Mam nadzieję, że ta technologia nie odniesie sukcesu, ale:
      1. Świadomość tego, że produkt jest unikalnie oznaczony (a więc da się zidentyfikować jego właściciela) potrafi czasem odwieść od udostępnienia go w sieci.
      2. Wystarczyłoby, że wydawca posiadałby oryginalny (niezmieniony) plik, unikalny klucz danego użytkownika oraz algorytm oznaczania pliku według takiego klucza; nie musiałby przechowywać każdej stworzonej wariacji pliku.

      0
      • Adam Łakomy pisze:

        1. Masz rację. To chyba główny powód watermarkowania treści.
        2. Wystarczy, że ktoś tą książkę lekko zmodyfikuje a cały system idzie w łeb.

        Problem piractwa istniał na długo przed internetem i ebookami, i będzie istnieć do końca świata. Walka z piractwem toczy się na złych pobudkach. Pytanie nie powinno brzmieć jak zniechęcić do piracenia i jak walczyć z chomikiem tylko jak zachęcić do kupna oryginału.

        0
        • wright pisze:

          Ad 2. Niekoniecznie. Można wykorzystać znane z teorii informacji metody detekcji i korekcji błędów, dobierając parametry systemu tak, żeby prawdopodobieństwo udanego odczytu zakodowanej informacji było wystarczająco wysokie. Ale z drugiej strony system ten opiera się na tzw. „security through obscurity” i założeniu, że mało jest prawdopodobne, że ktoś będzie na tyle zdeterminowany, żeby ten system rozkodować, co niemal nigdy nie jest skutecznym rozwiązaniem.

          I w pełni zgadzam się z Tobą w kwestii walki z piractwem. Dużo więcej korzyści dla wszystkich stron przyniesie praca nad poprawą jakości produktu i usługi, która skłoni konsumentów do korzystania z nich, niż walka z – arrr – piratami. ;)

          0
          • Adam Łakomy pisze:

            Widzę, że Kolega nie w ciemię bity jeśli chodzi o informatykę, więc Kolega ze pewne wie, że nie ma rzeczy nie do złamania ;)

            0
            • Mateusz "Koovert" Wołczyk pisze:

              Pozostaje pytanie o nakład środków i czasu potrzebny na usunięcie znaku wodnego. Z (chyba) każdym zabezpieczeniem stosowanym w e-bookach jest tak, że jak ktoś chce, to może je zdjąć/obejść. Więc pod tym względem ciężko dyskredytować znak wodny. (Jest zły/nieidealny, ale reszta nie jest lepsza).
              Natomiast ma ten plus, że bez materiału porównawczego praktycznie nie sposób być pewnym jego usunięcia.
              Więc oferuje chyba optymalny poziom zabezpieczenia uwzględniając koszty.

              0
              • Adam Łakomy pisze:

                Każde zabezpieczenie jest z góry skazane na porażkę i wydawcy powinni się zastanawiać nad tym jak zachęcić do zakupu a nie jak zabezpieczyć przed kopią. Nie ma obecnie silnego zabezpieczenia na ebooku (czyli takiego, którego usunięcie jest czasochłonne). Jak napisałem wcześniej, taki znak wodny zmieniający treść to banał. Gdzieś w ebooku musiałby znajdować się klucz, który umożliwiłby deszyfracje książki i jej identyfikacje. Wystarczy go usunąć i po problemie. Niewiele jest miejsc gdzie taki klucz można umieścić a żadne z nich nie jest ukryte.

                0
    • Mateusz "Koovert" Wołczyk pisze:

      Znak wodny nie działa jak ograniczenie na rozpowszechnione pliki. Działa na legalnych posiadaczy, żeby zniechęcić (przestraszyć?) ich do ich nielegalnego rozpowszechniania.

      Polskie prawo MOŻE zrobić wiele właścicielowi egzemplarza, który lata po necie. To on (lub jako bezpośredni skutek jego działań) rozpowszechnił utwór. Inna sprawa, że jeszcze nie słyszałem, żeby osobę fizyczną za to pociągnięto do odpowiedzialności przed sądem cywilnym na grube tysiące.

      Technologicznie taki system jest drogi? No proszę Cię. Zakodowanie w pliku numeru klienta (a później ewentualne jego odkodowanie) ma być drogie? Albo przypisanie numeru zakupu danej książki (wkodowanego w egzemplarz) do konta czytelnika? Przecież taka baza największych firm nie zajmie nawet megabajta. Toż to są grosze (jeżeli nie ich ułamki).

      Dodatnie znaku wodnego (takiego o jakim pisałem wcześniej, a nie polegającego na zmianie słów) nie jest modyfikowaniem utworu.

      0
      • Adam Łakomy pisze:

        Panie Mateuszu – proszę iść i zgłosić na komendzie popełnienie przestępstwa i wskazać jakiegokolwiek ebooka z watermarkiem latającym po sieci – jest ich sporo.

        Już sam fakt, że jako klient mogę zarejestrować konto na fałszywe dane jest wystarczającym powodem dla którego sam watermark nie może być podstawą identyfikacji właściciela egzemplarza.

        Fakt, że każdy kto chce, może tego watermarka umieścić bez żadnego wysiłku jest kolejnym powodem dlaczego żaden sąd nie weźmie go pod uwagę.

        O umieszczaniu w książce jakichś kluczy – i dlaczego jest to bez sensu odpowiedziałem powyżej – w epubie/mobi nie ma takiego miejsca z którego nie dałoby się go usunąć w ciągu kilku chwil.

        Summa sumarum – lepszy PR, lepsza jakość i piractwo nie będzie problemem.

        0
  14. george pisze:

    Czy ktoś się orientuje czy znak wodny to tylko losowy ciąg znaków wrzucany co jakiś czas do treści. Zwykle na końcu rozdziału i zwykle białym fontem, czy jest tez coś zaszyte głębiej w XMLu? Np. różne nazwy klas formatowania?
    Co ciekawe mój Prestigio nie implementuje najwyraźniej tego białego koloru i rzeczone znaki wyświetla, a w Calibre je odkryłem po zmianie koloru tła we wbudowanym czytniku.

    0
    • Adam Łakomy pisze:

      Prestigio nie obsługuje wielu rzeczy ;) dlatego nie polecam tego czytnika nikomu ;)

      0
      • george pisze:

        Wiesz, może nie ma pełnej implementacji wszystkich przepięknych CSSów, ale za to otworzy Ci praktycznie każdy plik, nawet w tak dzikich formatach jak djvu, ładnie przerobi pdf-a na pojedyńczą kolumnę i przed wszystkim nie jest przywiązany do żadnego ekosystemu.

        W żadnym wypadku nie jest to czytnik idealny, ale ja swój polecę z czystym sercem każdemu.

        0
  15. xyz pisze:

    a co wy się dziwicie skoro większość konsumentów to piraci i złodzieje, polecam na spidersweb artykuł o jednym polskim producencie gier na androida gdzie mówi że na 100 sprzedanych licencji rozpowszechnia się 24tys pirackich kopii

    0
    • Adam Łakomy pisze:

      SpidersWeb nie jest zbyt miarodajnym portalem. Za dużo w nim pieniędzy producentów i reklamodawców aby mógłby być niezależny. Ciekawi mnie na jakiej podstawie owa firma to policzyła? Z jakich narzędzi korzystała? Dystrybutorzy lubią zawyżać liczby – chociażby niedawny artykuł na ŚC o piractwie ebookowym.

      Zastanawia mnie jedno – niby nikomu nic się nie opłaca a mamy coraz większy rozrost branży… Ktoś chyba nie do końca chcę się do czegoś przyznać.

      0
    • Qiuqiao pisze:

      xyz – skoro większość to piraci i złodzieje, że pewnie Ty też…?

      0
      • xyz pisze:

        No a jak, ściągam filmy z chomika, natomiast muzykę kupuję wyłącznie na płytach, książki obojętnie byle bez DRM jak i dobre filmy na Blu-ray a resztę ściągam bo uważam że niewarte pieniędzy jakie za nie chcą

        0
        • Dzambor pisze:

          Akurat producenci filmowi są sami sobie winni. Coś 2 tygodnie po premierze „Jak wytresować smoka” kupiłem w Tesco w Wielkiej Brytanii za 17 funtów DVD+BD. Samo DVD w Polsce na Allegro kosztowało wtedy w przeliczeniu 25 funtów. Wszystko to przy średnich zarobkach miesięcznych w PL w okolicach 800 funtów i średnich zarobkach miesięcznych w GB w okolicach 22oo funtów.

          0
  16. bidji pisze:

    Nie ma żadnego DRM, tylko naukowcy z Fraunhofer-Institut w Darmstadt mają halucynacje z niedożywienia.

    0
  17. piotrus pisze:

    Przecież błędy mają zawierać tylko kopie pirackie. Kupiony oryginał będzie „bezbłędny” (raczej ;)

    0
  18. Tomek pisze:

    Wow! Niech spróbują zmienić sens zdań np. w podręcznikach medycznych, albo podręcznikach do projektowania mostów, tuneli etc. Po pierwszej setce zgonów i katastrof zrezygnują z tego pomysłu…

    0
  19. bmo pisze:

    Znalezione na wykopie:
    „Jeżeli książka ma 40 stron, kilka tysięcy zdań, wystarczy w dwudziestu miejscach zrobić niedostrzegalna literówkę (zamiast „.” dać ” .”, zamiast ’ dać `, zamiast myślnika dywiz) a już mamy możliwość zakodowania 2^20 (1 048 576) identyfikatorów użytkowników. Mało która księgarnia na świecie sprzedaje tyle sztuk jednego ebooka. Takie rozwiązania od dawna są już stosowane także na polskim rynku jako niejawna część znaku wodnego (jawna część to po prostu napis „ebook ten został wygenerowany dla jan@kowalski.pl” . Owszem, porównując kilka dokumentów można znaleźć różnice i zrobić częściowy reverse engenering, jednakże nigdy nie będziemy wiedzieć która literówka odpowiada za który bit i na ilu bitach jest kodowany id.

    I coś takiego nie ma nic wspólnego z DRMem jaki sobie wyobrażamy, jest to po prostu niejawny znak wodny i tyle. Wniosek.. informacja nie tak do końca prawdziwa.

    Dziennik internautów się popisał, tworząc artykuł pod publikę. ”
    Do tego autorka wspomina jeszcze kwestię przesunięcia, czy barwy pojedynczych pikseli w obrazku na okładce, czy tym przed rozdziałami.

    0
    • ellsworth pisze:

      No ok, to powiedzmy ktoś w takiej książce zmieni jeden lub kilka pkt identyfikacyjnych i puści w świat. Co się okaże, że nagle ten identyfikator wskazuje nie na sprawcę, tylko jakiegoś bogu ducha winnego Kowalskiego.

      0
  20. Marek pisze:

    Na moje zapytanie pytanie dotyczące stanowiska autorów w wypadku modyfikacji ich dzieł odpowiedział dzisiaj po południu kierownika tego projektu:
    ———————————————————————————————————
    Sehr geehrter Herr xxx,

    tatsächlich haben wir das Projekt auf Kundenwunsch durchgeführt. Wenn Sie sich die Praxis anschauen, werden Sie sehen, dass einige dieser Verfahren schon in der Praxis genutzt werden. Unser Verfahren sollte tatsächlich eine schonende Variante der bekannten Verfahren werden.
    Die Autoren werden sich wie vorher andere Medienschaffende unterschiedlich entscheiden, den Kunden wird es in der Praxis wahrscheinlich nicht auffallen, wenn das Verfahren erst einmal ausgereift ist.
    Die Frage des Copyrights ist für uns im Rahmen des Projektes durch Juristen insofern geklärt, dass Vertrieb und Urheber sich über die Nutzung einigen müssen. Aber das ist bei Copyright-Verträgen allgemein der Fall.

    Beste Grüße
    Martin Steinebach
    ——————————————————————————————————
    Najbardziej kuriozalne w tym tekście jest przeświadczenie pana Steinebacha, iż jeśli ten projekt zostanie dopracowany, to czytelnicy nawet nie zauważą, że coś zostało w tekstach książek zostało zmienione (!)

    PS.

    Otrzymałem od autora zgodę na opublikowanie na blogu jego stanowiska

    0
    • domio pisze:

      A co w tym kuriozalnego?
      Jeżeli np. w tekście jest kilka 10.000 spacji, to bawiąc się kombinacjami spacji zwykłych ” ” oraz „&nbsp” mamy kwadryliony istotnie różnych kopii pliku, które są dla czytelnika praktycznie nierozróżnialne.

      0
      • Anna pisze:

        „A co w tym kuriozalnego?”

        Coś jest jednak na rzeczy.

        Polecam zapoznanie się z projektem SiDiM na stronie Instytutu Frauenhofera. Zakłada on ingerencję w treśc tekstu, która zmieniałaby jego znaczenie.

        Nie jest to więc jedynie niewinna zabawa spacjami.

        0
  21. jan borowik pisze:

    a mnie zdumiewa, jak wielki procent komentujących ma problem ze zrozumieniem przeczytanej treści. Szczególnie, że jest to forum dla miłośników czytników, służących do czytania właśnie.
    Jakieś fantasmagorie o błędach, ofiarach śmiertelnych, mapach itd.
    Przecież już wam tu tłumaczono, jak krowie na miedzy, czego dotyczą ewentualne zmiany. Jeśli te zmiany będą w niewidocznych znakach (lub ich układach), to nawet najbystrzejszy korektor tego nie wyłapie.
    Treści merytorycznej ten system w żaden sposób nie zmieni.
    Garstka maniaków podmieniających kolory i analizujących książkę specjalnym softem pewnie te zmiany wyłapie. Zresetuje i wystawi na chomika.
    Ale to już zmartwienie wydawców.

    0
    • Anna pisze:

      „Treści merytorycznej ten system w żaden sposób nie zmieni.”

      Skąd masz taką pewność ?

      Widzisz różnicę między „in einem Hexenkessel von Kriegen, Gewalt und Verbrechen” a „in einem Hexenkessel vonGewalt, Verbrechen und Kriegen”.

      Co na taką zmianę powie autor tego tekstu?

      0
      • jan borowik pisze:

        Ano stądsamąd co zaufanie, że treść jest rzetelna od samego początku i bez żadnych zabezpieczeń.
        Porządne wydawnictwo, książka o wysokim ciężarze gatunkowym – zakładam, że ma odpowiednią redakcję i korektę.
        Musieliby być idiotami, żeby w imię zabezpieczeń zdeprecjonować wartość książki, na której rzetelności (i swojej dobrej marce) zarabiają.
        To co podałaś w cudzysłowie, to jest po prostu zmiana treści zdania i nie jest przedmiotem tej dyskusji.
        Czy różnica między:
        in einem Hexenkessel von Kriegen, Gewalt und Verbrechen
        a
        in einem Hexenkessel von Kriegen, Gewalt und Verbrechen
        zmienia znaczenie tego wyrażenia, cokolwiek ono znaczy?

        0
        • Anna pisze:

          „To co podałaś w cudzysłowie, to jest po prostu zmiana treści zdania i nie jest przedmiotem tej dyskusji.”

          Jest i to jak najbardziej. Bo o to właśnie w tym projekcie chodzi. A tego zdania nie wzięłam sobie z sufitu,
          lecz zacytowałam z oficjalnej strony projektu Instytutu Frauenhofera.

          Radzę więc przed zabraniem głosu rzetelniej zapoznać się z materią,

          http://pl.scribd.com/doc/148113352/Sidim-Changes

          Na tej stronie znajdziesz propozycje modyfikacji tekstu.

          0
  22. mikeyoski pisze:

    DRM uprzykrza życie. Głównie posiadaczom legalnych wersji. Najlepiej widać to w przypadku gier komputerowych.

    0

Skomentuj Tomek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.