Niedawno ruszył portal e-ISBN prowadzony przez Bibliotekę Narodową. Ułatwi on życie i dużym i małym wydawcom.
Każda książka, również elektroniczna, która w Polsce wchodzi w obieg wydawniczy powinna mieć międzynarodowy numer ISBN. M.in. gdy parę dni temu przyglądałem się serwisowi wydacksiazke.pl – zwróciłem uwagę na wyraźne ostrzeżenie – jeśli nasza książka ma trafić do sieci dystrybucji, to należy się zatroszczyć o numer.
Choć pamiętajmy że:
Numer ISBN nie jest obowiązkowy w świetle prawa, ani krajowego, ani międzynarodowego. Nadawanie numerów ISBN należy do dobrych obyczajów branży wydawniczej. Międzynarodowy Znormalizowany Numer Książki (ISBN) jest dobrowolnym systemem opisanym w normie PN-ISO 2108:2006. W Polsce część wydawców mylnie utożsamia numerację ISBN z ulgami podatkowymi i prawdopodobnie stąd bierze się opinia o obowiązku oznaczania książek numerem ISBN. ISBN jest najbardziej rozpowszechnionym identyfikatorem opisującym książki i niektóre firmy wymagają od wydawców oznaczania książek numerami ISBN. Konsekwencją braku ISBN jest w takim przypadku nie przyjęcie książki do sprzedaży, ale wynika to z polityki danej firmy, a nie z przepisów prawa.
/cytuję stronę pomocy/
Jak do tej pory to załatwiano? Numery nadaje Biblioteka Narodowa, w Polsce jest to bezpłatne, należy złożyć wniosek o pulę np. 10 czy 100 numerów (co ciekawe, nie można jednego) i taką otrzymamy. Teoretycznie dla wersji papierowej i dla każdego formatu e-bookowego powinny być osobne numery – co jest ogromną głupotą i utrudnia choćby działanie porównywarek, bo niektórzy wydawcy się do tego stosują, a inni nie, w efekcie elektroniczny odpowiednik książki papierowej może mieć kilka różnych numerów.
Serwis e-ISBN pozwala wystąpić o numer ISBN online, przechodzimy przez wygodny kreator.
Jeśli dopiero zaczynamy działalność – trzeba uzupełnić też dane wydawcy, po czym otrzymujemy wniosek w pliku PDF, który trzeba wydrukować, podpisać, wskanować i wgrać do serwisu. Wszystko odbywa się też elektronicznie.
Doświadczeni wydawcy mogą zaimportować całą pulę swoich numerów i tutaj nimi zarządzać, mogą również przerzucić swoje „wolne” numery.
Co więcej, przy okazji dodawania informacji o książkach przygotować możemy pełny opis, który będzie dostępny w formacie ONIX, można też taki opis wysyłać bezpośrednio ze swojego systemu.
ONIX służy do automatycznej wymiany informacji o publikacjach pomiędzy wydawcami, pośrednikami, hurtowniami i księgarniami tradycyjnymi, agregatorami
i sprzedawcami online, wyszukiwarkami, instytucjami naukowymi, bibliotekami itp. Technicznie rzecz biorąc ONIX to darmowa specyfikacja, która jest podstawą do automatycznej komunikacji server-to-server
Na podstawie dodanych informacji powstanie baza numerów ISBN zarejestrowanych w nowym systemie. Na razie jest tam niewiele książek – ale zakładam, że gdy wydawnictwa zaczną migrować na tę platformę, to zaimportują też swoje starsze publikacje.
Całego systemu nie będę tutaj opisywał – bo i sam go nie testowałem, zachęcam do dzielenia się uwagami w komentarzach. Najważniejsze jest to, że e-ISBN dostępny jest także dla self-publisherów czy też malutkich wydawnictw – i może im znacząco ułatwić życie.
Czytaj dalej:
- Czy do polskich księgarń dotarły już e-booki generowane przez ChatGPT?
- Empik wchodzi w self-publishing
- Amazon w ramach walki z AI ogranicza liczbę publikowanych książek do… trzech dziennie
- Internet Archive przegrało proces z wydawcami w sprawie „kontrolowanego wypożyczania” e-booków
- Bezpłatne wydanie „Dziennika Gazety Prawnej” z okazji Światowego Forum Ekonomicznego w Davos
- Jak działa tłumaczenie e-booków w dużych czytnikach Onyx Boox?
self-publiszerów… uhm. ok. ;)
Niestety słowo „samowydawca” kojarzy mi się bardziej z samogwałtem, niż literaturą.
Nic dziwnego że tak brzmi, skoro to dalej makaronizm. Chyba najbardziej odpowiednią formą jest „wydawca niezależny”.
Po polsku od dawna stosuje się termin „nakład własny”, najczęściej w postaci „opublikowano nakładem własnym”.
Czyli self publisher = własnonakładacz?
Jak dla mnie bomba.
Niezależny od czego? Słowo niezależny nie oddaje najważniejszej sprawy – że wydajesz sam siebie.
Niezależny od wydawnictwa, to tak jak niezależny specjalista, np. niezależny rzeczoznawca. Sklepikarz też może być zrzeszony lub niezależny. Jak widać po przykładach niezależność może oznaczać wiele rzeczy ale rodzaj niezależności określa podmiot:
niezależny rzeczoznawca – rzeczoznawca obiektywny,
niezależny sklepikarz – handlowiec z własnym kapitałem,
niezależny wydawca – wydawca własnego nakładu. To co ich łączy to samodzielne działanie.
Zresztą może by napisać o tym artykuł, przy okazji skonsultować się z poradnią języka polskiego.
Nie sądzę, żeby w tej chwili poradnia języka polskiego była tu wyrocznią, raczej trzeba spojrzeć na specyfikę naszego rynku i na uzus.
Np. w USA indie publisher, czyli właśnie niezależny wydawca, to NIE jest to samo co self-publisher. Tam się jest przede wszystkim niezależnym od tzw. wydawniczej Big Five (Hachette, Macmillan, Penguin Random House, HarperCollins, Simon & Schuster), czy od trochę mniejszych korporacji wydawniczych, ale nie od wydawnictwa jakiegokolwiek.
A to niby dlaczego? W żadnym wypadku nie umniejsza to wartości publikacji.Wartość książki zależy od zupełnie innych czynników.Warto o tym wiedzieć!
HADA Wydawnictwo Geneza Rodów Polskich
Teoretycznie dla wersji papierowej i dla każdego formatu e-bookowego powinny być osobne numery – co jest ogromną głupotą i utrudnia choćby działanie porównywarek, bo niektórzy wydawcy się do tego stosują, a inni nie, w efekcie elektroniczny odpowiednik książki papierowej może mieć kilka różnych numerów.
Głupotą jest to, że poszukujący książki, może dzięki numerowi ISBN jednoznacznie określić, że chodzi mu o EPUBa, albo o twardą oprawę, czy głupotą jest bałaganiarstwo wydawców?
ja zdecydowanie przychylam się do opinii, że głupotą jest bałaganiarstwo wydawców…
A jeśliby któryś wydawca chciał sprzedawać jak na Smashingbooks albo Litres.ru dodatkowo formaty fb2, pdf a6, html, rtf, txt i doc to dla każdego ma brać numer ISBN?
To o czym mówisz ma znaczenie w sytuacji gdy nie ma multiformatu – w sytuacji gdy sprzedaje się treść, a format jest cechą wtórną, odróżnianie numeru identyfikacyjnego książki po formacie nie ma sensu. Tym bardziej, że tworzy to ogromną nadmiarowość danych w bazie – w obecnej sytuacji mamy cztery identyczne książki różniące się TYLKO numerem ISBN i postacią (fizyczna lub mobi, epub, pdf)
Przecież kolejne wydania mają osobne numery i jest to dokładnie określone co jest kolejnym wydaniem a co wznowieniem. Nie da się ukryć że porównując zawartość PDF i ePub mamy do czynienia z odrębnymi wydaniami, a nie wznowieniami. Zawartość jest inna bo inaczej sformatowana. Gdyby tak nie było to ten sam tytuł od dwóch wydawców miał by ten sam numer mimo, że np. ilustracje robił by ktoś inny, a w przypadku książek technicznych jedna z nich mogła by mieć zmienioną treść.
Tak samo będzie z kolejnymi formatami o których wspomniałeś.
A jeśliby któryś wydawca chciał sprzedawać jak na Smashingbooks albo Litres.ru dodatkowo formaty fb2, pdf a6, html, rtf, txt i doc to dla każdego ma brać numer ISBN?
Wystarczyłby jeden, jeśli ISBN miałby służyć wyłącznie określeniu sprzedawanej jednostki (czyli pakietu w tym wypadku).
Nie wystarczyłby, jeśli miałby służyć jeszcze czemuś innemu – systemom bibliotecznym, dystrybucji patchy z erratą (adekwatnych tylko dla danej formy wydawniczej).
Dla mnie liczy się treść, więc wolałabym jeden numer dla wszystkich formatów.
Treść zamawiasz w konkretnym formacie i za ten format mniej lub więcej płacisz. Gdybyś dostała format kieszonkowy, kiedy chciałaś zamówić wydanie kolekcjonerskie (numerowany egzemplarz w oprawie introligatorskiej) na prezent dla bliskiej osoby, też pisałabyś, że liczy się tylko treść czy doceniłabyś jednak jednoznaczność zamówienia?
Numer ISBN dla usługi??? Uhmmmm…. coś mi tu nie gra :> Dysocjacyjne zaburzenie tożsamości.
Dla Unii e-book to usługa, dla wydawców to książka ;)
Dla Unii marchewka to owoc… ;)
(A ślimak to ryba.. )
W przedwojennej Polsce rak też był rybą. Już nie wspomnę, że botanicznie owocami są np. pomidory, ogórki, czy fasolka. Te określenia są umowne i na prawdę nie ma się czym pasjonować.
Przeszli na ten elektroniczny system w przeddzień złożenia przez nas (tradycyjnie, papierowo) wniosku o kolejną pulę numerów, ale poza lekką frustracją tym faktem bardzo fajne udogodnienie!
„W Polsce część wydawców mylnie utożsamia numerację ISBN z ulgami podatkowymi ” nie żeby coś czy jak ale żeby naliczać 5% VAT trzeba publikację (książkę czy periodyk) oznaczyć ISBNem w przeciwnym wypadku 23% się należy
Ale znasz na to podstawę prawną, czy tylko „bo wszyscy tak robią”? :)
„Każda książka, również elektroniczna, która w Polsce wchodzi w obieg wydawniczy powinna mieć międzynarodowy numer ISBN.”
To „powinna mieć” to wynika z jakiś przepisów jurycznych (WAŻNE! — jeśli tak to jakich?), czy tylko z osobistego punktu widzenia m. in. p. Roberta Drózda? — autora artykółu.
„artykółu”? Serio?
Tym bardziej, że odpowiedź na zadane pytanie jest w następnym akapicie :-D
jak długo czeka się na nr ISBN? czy trzeba wyslac egzemplarz książki? czy wystarczy dane autora?dziękuję za szybka odpowiedz.B. Podolska