Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Czy Polacy naprawdę wydają na nielegalne e-booki 144 mln złotych rocznie?

W ostatnich dniach głośny stał się raport „Piractwo w Internecie – straty dla kultury i gospodarki”, przygotowany przez firmę Deloitte na zlecenie Stowarzyszenia Kreatywna Polska.

Raport można pobrać ze stron Deloitte i dowiadujemy się z niego rzeczy porażających.

Przez piractwo polska gospodarka tracić ma rocznie 3 mld złotych, ponad 27 tysięcy osób nie ma pracy, a skarb Państwa nie otrzyma 836 mln złotych. Za to można by wybudować dwa Centra Nauki Kopernik, albo wyposażyć biblioteki w 33 miliony książek.

Z kolei, zgodnie z raportem, roczne przychody serwisów udostępniających nielegalne treści to ponad 745 mln złotych netto, a wydatki w tych serwisach to 900 mln! Najciekawsze dla nas jest rozbicie tej kwoty na poszczególne kategorie, co ilustruje następujący wykres.

Kolejno:

  • 187 mln Polacy wydają na serwisy oferujące nielegalny dostęp do plików wideo,
  • 144,7 mln – książek,
  • 153,2 mln – prasy,
  • 130,8 mln – transmisji na żywo (zgaduję, że chodzi tutaj o streamingi meczów),
  • 184,2 mln – muzyki,
  • 99,9 mln – audiobooków.

Czy rzeczywiście skala piractwa jest tak ogromna? Nie będę tutaj zajmował się kwestiami wideo, bo na tym się nie znam – ale skupię się na książkach i prasie. Czy Polacy naprawdę wydają 144 mln zł na książki w serwisach pirackich?

Skąd takie liczby?

Raport jest dość obszerny i liczy sobie 136 stron. Zacznijmy od omówienia badania, które znajdziemy na stronach 28-36.

Otóż w badaniu metodą CAWI (jest to zazwyczaj ankieta internetowa) przepytano 1500 osób w wieku 15-75 lat, które korzystają z różnych treści internetowych: wideo, książki, prasa, transmisje na żywo, muzyka, audiobooki. Co ciekawe – badanie nie dotyczyło stricte „piractwa” – po prostu pytano, z jakich serwisów ludzie korzystają, wymieniając zarówno legalne, jak i nielegalne.

Wyniki z badanej próby przeniesiono na całą populację i wyszło ile osób korzysta z różnych serwisów z (płatnymi!) nielegalnymi treściami.

Kolejno:

  • 1,4 mln korzysta z serwisów udostępniających nielegalnie pliki wideo,
  • 0,9 mln – książki,
  • 1,0 mln – prasę,
  • 0,5 mln – transmisje na żywo,
  • 1,2 mln – muzykę,
  • 0,5 mln – audiobooki.

Odpowiednią infografikę znajdziecie na stronie 29 raportu, nie podaję jej, bo byłaby mało czytelna.

Następnie zapytano ile miesięcznie płacą za różne treści. Z tego wyekstrahowano wydatki w serwisach oferujących nielegalny dostęp. I oto wykres ze strony 34.

Według niego, osoby, które nielegalnie pobierają książki płacą średnio 13,66 zł miesięcznie, a prasę – 13,39 zł miesięcznie. Amatorzy nielegalnych audiobooków płacą jeszcze więcej, bo 15,85 zł na miesiąc.

Wystarczyło zatem pomnożyć liczbę osób korzystających z tych treści przez miesięczne wydatki i 12 miesięcy, aby otrzymać liczby ze wspomnianego już wykresu.

Potwierdza to w największym skrócie opis ze strony 36:

Ankietowani udzielali odpowiedzi na pytania dotyczące odpłatności w poszczególnych serwisach, z których pozyskują treści. Lista wskazanych serwisów obejmowała serwisy oferujące zarówno dostęp legalny, jak i nielegalny (istotnym założeniem badania było nieujawnianie, że dotyczy ono piractwa internetowego). Zebrane odpowiedzi dotyczące
wydatków na konsumpcję treści z nielegalnych źródeł zsumowano (w ujęciu rocznym). Następnie zsumowane wartości uzyskane dla próby badawczej przeniesiono na badaną populację.

Wydaje się to wszystko bardzo sensowne i metodologicznie uzasadnione.

Ale dlaczego mam wątpliwości?

Wątpliwość 1 – na co ta kasa miałaby pójść?!

Pierwszym etapem weryfikacji podanych liczb byłoby stwierdzenie, na co właściwie przeznaczone są deklarowane środki, np. które serwisy zgarniają te kwoty. O tym raport nie mówi.

Nie wiem jak Wam, ale wydaje mi się, że wydanie 13,66 złotych miesięcznie (i 163 zł rocznie) na nielegalne e-booki byłoby dość trudne. 

Weźmy choćby popularnego gryzonia. Doładowując tam konto za 10 złotych, dostanę 9 GB transferu, który pozwoli mi na pobranie paru tysięcy e-booków. Inny serwis do ściągania z „hostingów premium” za 10 złotych da nam 19,6 GB. Generalnie za kilkadziesiąt złotych można sobie zagwarantować pirackie e-booki na wiele miesięcy. Wchodząc głębiej w piracką sieć, są jeszcze serwisy wyłudzające SMS-y premium – ale tutaj miałbym wątpliwość, czy przepytywany w ankiecie użytkownik umiałby takie wydatki zidentyfikować.

Oczywiście dla bardzo zaawansowanego „czytelnika”, który kompulsywnie ściąga wszystko, kwota 163 zł rocznie nie jest niemożliwa, ale wydaje mi się wysoce nieprawdopodobne, aby to były przeciętne wydatki.

Patrząc też na inne kategorie – kto dziś wydaje 12 zł miesięcznie na nielegalną muzykę z sieci, skoro za 10-20 zł miesięcznie można mieć abonament w serwisie streamingowym jak Spotify czy Tidal? Tak samo z audiobookami –  15,86 zł miesięcznie to… niewiele mniej niż miesięczna subskrypcja w Audiotece, gdzie mamy jedną książkę na miesiąc.

Widzimy więc, że jakiś błąd musiano popełnić w konstrukcji ankiety, przez co ankietowani zawyżali podane liczby. Albo gdzieś się wymieszały wydatki na treści legalne i nielegalne.

Wątpliwość 2 – płacimy więcej piratom niż legalnym dostawcom?!

To, co mi się od razu nasunęło przy lekturze raportu to absurdalnie wysokie wydatki na e-booki i e-prasę w porównaniu do wielkości tego rynku.

144 miliony wydatków na „nielegalne” książki? Przecież rynek e-booków w Polsce szacowany jest na 100 milionów – tyle np. podaje firma Virtualo – i jako, że oni są kreatorem tego rynku, mam prawo zakładać, że nieco tę liczbę zawyżają.

Zastanawiające, że autorzy raportu w ogóle nie porównują wielkości rynku legalnego i nielegalnego! Owszem, wspominają że rynek książki to 3,8 mld złotych, ale nie mówią, że większość z tego to podręczniki, no i że rynek e-booków jest znacznie mniejszy – a przecież piractwo opisane w raporcie dotyczy wyłącznie książek elektronicznych, a nie papierowych.

Teraz druga kategoria. 153 miliony wydatków na „nielegalną” prasę? Szacunków dla rynku e-prasy w Polsce nie znam, ale ewidentny lider, czyli firma E-Kiosk (właściciel serwisu eGazety, a także księgarni Nexto) jest notowany na giełdzie, można więc sprawdzić wyniki finansowe. Otóż w roku 2016 spółka miała przychód w wysokości 26 milionów. I to jest w dużej części sprzedaż prenumerat dla instytucji. Mam uwierzyć, że internauci między anegdotycznym „piwem i filmikami” wydają na e-prasę 6 razy więcej niż sprzedaje E-Kiosk?!

Co ze świadomością nielegalności źródeł?

Oczywiście moje wątpliwości da się podważyć. Weźmy choćby argument, że korzystanie z „piratów” jest po prostu łatwiejsze, ich oferta jest większa, albo że internauci nie mają świadomości istnienia źródeł legalnych, dlatego więcej płacą serwisom nielegalnym.

O tym ostatnim argumencie jest wzmianka w raporcie – część badanych zgadza się ze stwierdzeniem, że „Tylko serwisy oferujące legalny dostęp do treści pobierają opłaty za dostęp”. Wykres ze strony 82 raportu.

Jest to oczywistym świadectwem ignorancji. Pamiętamy panią Teresę Bochwic z KRRiT, która na Twitterze oznajmiła, że „nic już nie kupi w Chomikuj”, bo film okazał się zajawką…

Co jest jeszcze bardzo ciekawe:

Z deklaracji ankietowanych wynika, że większość z nich zaprzestałaby korzystania z nielegalnych źródeł, gdyby wiedziała, że treści są na nich rozpowszechniane bezprawnie.

Czyli może… wystarczy uświadamiać, które serwisy są „legalne”, a które nie? Tylko jak?

Chomikuj, jak pamiętacie z artykułu o hipokryzji, od zawsze odżegnuje się od wizerunku serwisu „pirackiego”. Ba, nawet współpracują z niektórymi wydawcami, a w panelu programu partnerskiego Helionu widzę, że… Chomikuj umieszcza nawet ich linki partnerskie. Jak więc to jest – okradają wydawców, czy jednak ich wspomagają? Nie chodzi mi o udzielenie teraz odpowiedzi – ale o to, jak właściwie twórcy raportu chcieliby odróżnić źródła „legalne i nielegalne”?

A jaki jest cel raportu?

Zacznijmy od tego, że zleceniodawcą raportu jest Stowarzyszenie Kreatywna Polska, które na swojej stronie zamieściło taki manifest:

Kreatywna Polska to sojusz osób, stowarzyszeń, organizacji pozarządowych, przedsiębiorstw i ich zrzeszeń, przemysłów kreatywnych i innowacyjnych, które łączy kreowanie nowych, oryginalnych wartości. Jest to więc sojusz naukowców, twórców, artystów, wynalazców i inwestorów – ludzi tworzących własne projekty i wprowadzających je w życie.

Kreatywna Polska skupia tych wszystkich, którzy udowadniają, że w Polsce można i należy tworzyć, a nie tylko kopiować i rozpowszechniać. […]

Z informacji prasowej, jak również wprowadzenia do raportu wnioskuję, że jednym z jego celów jest zaszokowanie opinii publicznej wielkością strat, jaką przynosi piractwo. Tym samym: udowodnienie, że zasadne jest stosowanie proponowanych rozwiązań na rzecz ograniczenia piractwa.

Tych propozycji jest kilka i zajmują one drugą część raportu – warto ją poczytać, bo sporo jest rzeczy nieznanych szerszej opinii. Szczególnie niepokoi mnie następujący punkt rekomendacji:

Ograniczenie zakresu dozwolonego użytku prywatnego zgodnie ze standardem unijnym jako działanie na rzecz wzrostu świadomości prawnej użytkowników Internetu

Dozwolony użytek prywatny to możliwość np. skopiowania e-booka od znajomego. Raport proponuje zmianę wykładni polskich przepisów „w sposób zgodny z rozstrzygnięciem w sprawie ACI Adam”, a szczegóły znajdziemy na 116 stronie:

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wyraźnie bowiem stanął na stanowisku, że użytkownik ściągający z Internetu np. filmy lub nagrania wyłącznie do użytku osobistego, gdy są one tam umieszczone bez zgody uprawnionego podmiotu, działa bezprawnie w świetle prawa Unii Europejskiej. Niedozwolone jest także kopiowanie do użytku osobistego z pirackich egzemplarzy płyt, filmów i książek.

Korzystanie z nielegalnie opublikowanych treści stałoby się tym samym niedozwolone. Stąd już niedaleko do takiej dystopijnej wizji, że oto na ulicy zaczepia nas funkcjonariusz Policji Praw Autorskich, prosi o okazanie czytnika i sprawdza, czy wszystkie e-booki mają nasz własny znak wodny…

Wśród innych rekomendacji z raportu mamy pociągnięcie do odpowiedzialności dostawców hostingu, namówienie pośredników płatności do zrywania współpracy z „piratami”, albo stworzenie krajowej bazy stron internetowych „za pośrednictwem których dochodzi do masowego naruszania praw autorskich”.

Co do ostatniej propozycji, jestem tylko ciekaw, czy ta baza będzie publicznie dostępna, bo wtedy odwiedzi ją chyba każdy miłośnik nielegalnych treści…  A może autorom raportu marzy się poszerzenie rządowej listy domen z grami hazardowymi, które od lipca mają być blokowane przez dostawców?

Podsumowanie

Jak pokazałem powyżej, jestem przekonany że liczby z raportu Deloitte są przesadzone, przynajmniej w kontekście e-booków. 

Ciężko mi sobie wyobrazić, że na nielegalne e-booki polscy użytkownicy wydają więcej niż na legalne – i na co te konkretne sumy miałyby iść.

Przyjmijmy jednak na chwilę, że liczby z raportu są prawdziwe, a rynek „nielegalny” jest większy niż „legalny”.  Byłaby to… bardzo dobra wiadomość, że Polacy chcą jednak płacić za treści w internecie –  co z tego, czy legalne czy nie. Pozostaje wtedy kwestia budowania świadomości i kierowania czytelników do miejsc, gdzie rzeczywiście kupią oficjalnie wydane e-booki.

Niemniej – biorąc pod uwagę cel raportu – byłbym bardzo ostrożny w przyjmowaniu tych liczb bezkrytycznie.

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

75 odpowiedzi na „Czy Polacy naprawdę wydają na nielegalne e-booki 144 mln złotych rocznie?

  1. Igor pisze:

    Delloite jest znane z pisania raportów wyssanych z palca, pod konkretne zamówienie.

    27
    • Robert Drózd pisze:

      Byłbym jednak ostrożny z takimi stwierdzeniami, widziałem już sporo przypadków, gdy całkowicie dobre intencje prowadziły do dziwnych wyników badań. :)

      3
      • maria pisze:

        Uczestniczyłam dwukrotnie w tego typu ankiecie. Nie wiem, czy któraś z nich jest tą z której powstał raport ale dotyczyły właśnie płacenia za treści.

        Obie ankiety były błędnie ułożone:
        1. Aby zachęcić do szczerości nie było pytań wprost o to ile się wydaje w legalnych i nielegalnych źródłach, ale zbiorcze pytania w stylu ile miesięcznie wydajesz na ebooki, ile na filmy z sieci, ile na muzykę z sieci bez rozróżnienia ich pochodzenia. A osobno były pytania o to skąd pobierasz cyfrowe treści.

        I teraz dla przykładu jeśli ktoś wydaje miesięcznie 40zł na filmy (np. z netfliksa), a oprócz tego raz na jakiś czas coś sobie za darmo pobierze z sieci, to ankieta tego nie wartościuje rozróżnia! Są tylko suche fakty: użytkownik korzysta z legalnego i nielegalnego źródła i wydaje na to 40zł. Z takich danych nie da się wywnioskować jaki procent tej kwoty trafia do legalnych a jaki do nielegalnych dostawców.

        2. Ankieta (dotycząca tylko ebooków) z pytaniami o to ile książek miesięcznie się czyta, ile kupuje i skąd się książki pobiera. Moja odpowiedź: „czytam 10, kupuję 5 (wtedy jeszcze kupowałam) a pobieram z księgarni i chomika”.
        Interpretacja jest oczywista: Jestem piratem bo połowę książek ściągam z chomika :-)
        A naprawdę korzystałam z księgarni, wolnych lektur (których nie było na liście wyboru) i sporadycznie chomika. Ankieter tego się nie dowiedział, on się dowiedział że płacę tylko za połowę książek jakie czytam i że korzystam z chomika – wniosek prosty (ale błędny) – pobieram z chomika. Tak niestety wyglądają tego typu ankiety.

        10
        • Robert Drózd pisze:

          No właśnie obawiam się, że tutaj też mogly zajść takie uproszczenia. Bo z drugiej strony – komu by się chciało wypełniać jakąś szczegółową ankietę w rodzaju „ile wydałeś w serwisie X, Y, Z”. Tutaj mogłoby pomóc chyba tylko jakieś badanie dzienniczkowe, gdzie przez miesiąc na bieżąco spisujemy swoje wydatki. Ale to już inna skala i budżet.

          PS. Zgodnie z prośbą zbędny akapit usunąłem. :)

          0
  2. Iza pisze:

    Szczerze mówiąc, też nie chce mi się wierzyć w te liczby – takie kwoty są prawie „nie do przejedzenia” dla przeciętnego czytelnika. Pomijam już absurdalność faktu płacenia za pirackie treści…

    19
  3. adamba pisze:

    Przypomina mi to raport grupy Żywiec przygotowany przez PwC przedstawiający korzyści dla społeczeństwa z faktu produkowania przez ową grupę piwa. Raport przedstawiał współpracę z dostawcami itp. a konkluzja była taka: o ileż bardziej zubożało by społeczeństwo gdyby nie GŻ. Nie było by podatków, dostawcy zbankrutowali by, transport nie miałby czego wozić i inne tego typu wnioski.
    A ja pomyślałem nie to piwo, to inne. Kto inny by produkował, nawet bez GŻ

    13
  4. dsdf pisze:

    I tyle są warte te wszelkie raporty o „straszliwym” piractwie komputerowym czy też dotyczące muzyki oraz filmów – i milionach złotych/dolarów „strat” wyciągniętych nie powiem skąd. ;-)

    15
  5. Athame pisze:

    Na podstawie doświadczeń takich jak wspomniane np. w komentarzu http://swiatczytnikow.pl/bookrage-literatura-z-okazji-big-book-festival/#comment-1311747
    nie dziwię się, że piractwo ma się dobrze.

    Poza tym trafiają się (masowo!) komercyjnie wydane książki, które wyglądają jak automatyczna konwersja ze słabo złożonego PDF-a bez korekty (wszystkie możliwe błędy OCR – przekręcone słowa, „pozjadane literki”, głównie „i” oraz „l”, zakończenie akapitu w środku zdania, znaki opcjonalnego dzielenia wyrazów w środku słowa umiejscowionego na środku wiersza itp.). Nadziałem się na taką książkę 2 tygodnie temu, a do dziś dotarło do mnie kilka potwierdzeń, że nie tylko ja zauważyłem pogorszenie jakości aktualnie sprzedawanych e-booków.

    Takiego typu błędu są nieakceptowalne nawet w przypadku piratów (nie pozwalają na przyjemne czytanie), a tymczasem dowiaduję się o nich jak jest „po imprezie” (na zwrot kasy nie ma legalnych procedur).

    Co ciekawe, taki badziew najczęściej kosztuje powyżej 30 zł (bez szans na promocję), czasami nawet powyżej 50 zł, a nie przytrafił mi się w książkach kosztujących 5–15 zł.

    12
    • Mau pisze:

      kiedys zglosilam zastrzezenia do wydania (nie pamietam w ktorej ksiegarni), odpowiedziano mi, przeproszono i dostalam poprawioną wersję.

      1
    • rudy102 pisze:

      A kto to takie badziewie sprzedaje? Ja chyba nigdy na aż tak złego nie trafiłem. A jak były irytujące błędy w mniejszej liczbie to poprawiali dość sprawnie.
      Co do procedury możesz płacić kartą i spróbować chargebacka, może się uda.

      3
      • xxx pisze:

        Kto? Wszyscy. A szczególnie ebooki wydawnictwa Helion właśnie tak wyglądają. Ich się czytać nie da. Również trafiłem na taki, w którym brakowało całych części rozdziałów. Co prawda w pakiecie był plik pdf zawierający kompletną pozycję. Pozwoliło mi znaleźć brakujące w plikach epub i mobi fragmentów. Wysłałem do wydawnictwa specyfikację braków, ale nawet nie odpisali, żebym na drzewo spadał, nie mówiąc już o poprawieniu błędów.

        10
  6. jarekj pisze:

    Piractwo, niejako z założenia, zasadza się na dostępie do treści za darmo albo najwyżej za znikomą część odpłatności w legalnym źródle. Jaki jest sens płacenia piratom prawie tyle samo co legalnemu sprzedawcy? Dla zasady?
    Bzdurny raport.

    15
    • Doman pisze:

      Znam ludzi, którzy jak mogą „zaoszczędzić” choćby 20% to „zaoszczędzą” :) Ale fakt, nie ma ich chyba aż tak dużo.

      0
    • xxx pisze:

      Jest jeszcze drugi, co najmniej równie ważny, powód „piractwa”: dostęp do treści legalnie nieosiągalnej.

      8
    • asymon pisze:

      Ale to raczej trzeba zapytać tych co płacą piratom… Choć jestem w stanie sobie wyobrazić, że ktoś nie jest świadomy komu płaci.

      0
      • Jarek pisze:

        Też bym się raz prawie dał nabrać na wykup streamingu ale strona nie była zbyt profesjonalnie zrobiona i były dziwne opcje płatności ;)

        Ludzie „walczą” z idiotycznymi regułami regionalizmu już długo a właściciele praw jakby w ogóle nic z tego nie słyszeli. Jaki jest w ogóle sens opóźniać dostęp do jakiegoś video dla reszty świata poza usa?

        1
        • Doman pisze:

          Nie znam się, ale zakładam, że skoro starają się utrzymać ten trend to jednak im się to opłaca. Przez tyle lat nawet najbardziej zabetonowane korpo by się zorientowało, gdyby było inaczej.

          0
      • kjonca pisze:

        Nie żebym płacił, ale … gdzie moge kupić legalnie „Dumę i uprzedzenie” w tłumaczeniu Przedpełskiej-Trzeciakowskiej (w ebooku oczywiście)
        Nie mogę? Jaka szkoda

        9
        • Dominik pisze:

          No tak, bo to, kto tłumaczył, ma aż tak OGROMNE znaczenie.

          Na Virtualo chociażby masz bardzo dobrze przetłumaczone wydanie Zielonej Sowy. A teraz idź być złodziejem gdzie indziej ;)

          0
          • Tłumacz niePrzysięgły pisze:

            Wbrew pozorom tłumaczenie potrafi mieć bardzo duży wpływ. Polecam przeczytać Władce Pierścieni w przekładzie Marii Skibniewskiej, a później Jerzego Łozińskiego. Prawie że dwie inne książki.

            10
          • Pasiarz pisze:

            Z głową masz coś. Pewnie czytnika używasz żeby się pochwalić na dzielni. Chcę na czytniku przeczytać stare wydanie „Szwejka” w przekładzie Hulki-Laskowskiego bo bardziej odpowiadają mi niektóre urywki. I mam gdzieś skąd to zdobędę…

            1
  7. Wiktoria pisze:

    Na szczęście nie jeden super raport Deloitte już widziałam, więc oczywiście nie wierzę w te liczby ;)

    P.S. Do autora – proszę popraw nazwę Deloitte.

    5
    • Robert Drózd pisze:

      Dzięki, poprawiłem. :-)

      Co do raportów wielkich firm konsultingowych pamiętam też taki z PWC, który prorokował, że między 2014 a 2016 rynek e-booków w Polsce wzrośnie 10-krotnie…

      3
  8. Kvote pisze:

    Prawda jest taka że piractwo by nie istaniło gdyby wielcy wydawcy byli fair i nie dawali takich chorych cen i bezsensownych zabezpieczen które bardziej utrudniaja legalnym uzytkownikom korzystanie niż piratom(im to rybka bo tych zabezpieczen nie maja)
    Np. Widzieliście platforme która oferuje wam streamingi wiekszość filmów i seriali niezależnie od regionu? Oprócz Pirackich (np. Superch…) nie. Masz Netflixa, HBOGO,Amazon…etc. etc. Więc płacisz sporo i tak nie masz wszystkiego(a i tak zalezy to w jakim kraju sie znajdujesz), a alternatywa za ~6$ masz wiekszość bez region lockow.
    Gry są aktualnie powycinane na stacie i zeby od premiery do konca kupic wszystko musisz wydac duzo kasy, albo poczekać 2 lata na wydanie kompletne.
    A teraz pozytwyne strony. Jest takie spotify. Płacisz 20zł i masz wiekszość czego pragniesz. Nie opłaca się ściągać.
    Po prostu dobry produkt obroni się sam. Z gier sztandarowym przykładem jest wiedźmin. Pamiętam że jak wychodziła pierwsza część wszyscy moi znajomi kupowali oryginały, był to dyshonor tego nie kupić bo wiedzieliśmy że produkt był dla nas, a nie dla samego zysku i tak to trwa do dnia dzisiejszego. Więc wystarczy tylko chcieć być pro konsumenckim, a to się zwróci.

    10
    • Fred pisze:

      Chyba, że chcesz muzykę w dobrej jakości, wtedy pozostaje Ci zakup CD i samodzielny rip lub zatoka czy jakaś tam inna alternatywa dla niej. Nawet muzyka sprzedawana przez Appla w iTunes jest nierównej jakości.

      A tak nawiasem mówiąc po co płacić za Spotify czy Tidala jak sporo rzeczy jest na YT w zbliżonej jakości, a są też rzeczy kompletnie niedostępne w tych serwisach, a na YT już tak.

      6
      • Jasiek pisze:

        Pytasz się po co?
        – bo tak jest legalnie
        – bo w ten sposób coś trafia do osób dzięki którym masz cos słuchać
        W przypadku YT trudno jest to powiedzieć w wielu przypadkach. No i YT jest beznadziejny jako odtwarzacz muzyczny

        0
    • Doman pisze:

      „Prawda jest taka że piractwo by nie istaniło gdyby wielcy wydawcy byli fair i nie dawali takich chorych cen i bezsensownych zabezpieczen które bardziej utrudniaja legalnym uzytkownikom korzystanie niż piratom(im to rybka bo tych zabezpieczen nie maja)”

      A ja myślę, że ten wniosek jest jeszcze bardziej odjechany od rzeczywistości od wyników wyliczeń z opisywanego raportu :)

      1
  9. Darth Artorius pisze:

    W kwestii Audio sporo ludzi przyzwyczaiło się do streamingu (Tidal, Spotify). Ale nie do końca z chęci płacenia za treść. Pamiętajmy,że te serwisy te od dawna dają użytkownikom darmowe okresy korzystania z nich – miesiąc, dwa, trzy. Skacze się więc od serwisu do serwisu, od promocji do promocji. Poza tym operatorzy telefonii komórkowej w ramach abonamentu lub za opłatą mniejszą niż normalna, udostępniają strumień klientom. Użytkownicy korzystają z pakietów rodzinnych, grupowych, obniżając koszty usługi.
    Wielu mniej wymagających słuchaczy korzysta z muzyki zgromadzonej na Youtube. Czepiamy się gryzonia a na YT leżą całe płyty dostępne w odtwarzaniu przez dedykowaną apkę lub stronę WWW. Czy YT płaci za takie „wrzucone” filmy z muzyką tantiemy twórcom ?
    Więc co się dziwić ,że strumień audio jest popularny skoro za jakąś tam kasę lub za free posłuchamy wiele ? A przy Legimi za minimalny abonament, nie poczytamy wszystkiego w miesiącu. Poza tym potrzebny jest czytnik z Androidem i aplikacją – a tego nasze Kindle nie mają. To jak tu strumieniować książki na Kindle ;) ?

    2
    • Robert Drózd pisze:

      Tym bardziej jeśli ludzie nie chcą płacić za streaming (tylko skaczą między promocjami darmowymi, albo używają spotify free) to nie będą płacili piratom. :)

      10
    • rudy102 pisze:

      Tak, YT płaci (oczywiście za mało, według muzyków :P) a także walczy z wykorzystywaniem jako odtwarzacz. Oficjalna aplikacja wyłącza muzykę po wyłączeniu ekranu, w oficjalnym sklepie nie znajdziesz alternatywy. Trzeba szukać w innych źródłach bądź modyfikować system operacyjny telefonu.

      0
  10. Doman pisze:

    Teraz jest łatwiej – co bardziej zaczytane egzemplarze znajdziesz na Allegro od 20 złotych.

    Oj, chyba troll, któremu odpowiadałem wyleciał ;)

    0
  11. Dumeras pisze:

    Nie zwracam już tak uwagi na takie raporty, bo mnie irytuje nastawienie ich piszących, że jak coś ściągnąłem, to ktoś stracił, tak jakbym automatycznie miał za to płacić. Nie biorą pod uwagę, że coś mogłem pobrać, bo było za darmo (ale nie legalnie) ale złamanego pensa za daną pozycję bym nie dał. Kiedyś tak miałem z muzyką, łatwiej było ściągnąć piracką mp3 niż z jakiegoś legalnego źródła sprawdzić kawałek/zespół. Często po kilku sekundach plik szedł do śmieci -nie moje klimaty.
    Dla przypomnienia:
    https://stratakazika.pl/

    6
    • Doman pisze:

      A szkoda, bo jak byś przeczytał to byś wiedział, że w tym wcale tak nie liczą.

      0
      • Franek pisze:

        Ależ oczywiście, że tak liczą. Proszę zerknąć chociażby na pkt.2 dotyczący drugiego strumienia strat (schemat na stronie 42 i opis na stronie 44):

        „Szacując łączne przychody możliwe do uzyskania z konsumpcji treści w legalnych źródłach, wykorzystano dane dotyczące ilości konsumowanych treści zadeklarowane przez respondentów oraz średnich cen rynkowych wyznaczonych dla każdego z alternatywnych sposobów konsumpcji treści (np. zakup płyt CD, zakup dostępu do internetowego serwisu muzycznego)”.

        Ten raport jest tyle wart ile za niego zapłacił zleceniodawca. Pomieszana publicystyka z pozorem obiektywnych badań. Chociażby takie stwierdzenia:

        – „…im więcej muzyków, pisarzy czy aktorów mieszka i tworzy w danym mieście, tym wyższy jest poziom życia jego mieszkańców. Przykładem takich miejscowości są Barcelona, Amsterdam, Wiedeń, Mediolan, a w Polsce – Poznań, Kraków i Warszawa”.
        Faktycznie poziom życia mieszkańców tych miast jest wynikiem zamieszkania w nich muzyków, pisarzy i aktorów.

        „Na negatywne skutki obiegu pirackich treści w szczególny sposób narażona jest branża medialna. Działalność nielegalnej konkurencji obniża przychody z reklam opiniotwórczych gazet, telewizji czy serwisów internetowych…. Co więcej, zagraża ona kluczowym funkcjom mediów w demokratycznych społeczeństwach, ogranicza bowiem dostęp do rzetelnej informacji oraz utrudnia prowadzenie debaty publicznej” .
        Oczywiście jakby zniknęło piractwo, to informacje będą bardzo rzetelne a debata publiczna na poziomie dysput filozoficznych.

        Jeszcze byłoby to do przełknięcia, gdyby potraktować ten tekst jako głos jednej ze stron dyskusji na temat którego dotyczy ta broszura. Słowo raport jest moim zdaniem użyte na wyrost.

        2
        • Monika pisze:

          „Co więcej, zagraża ona [nielegalna konkurencja] kluczowym funkcjom mediów w demokratycznych społeczeństwach, ogranicza bowiem dostęp do rzetelnej informacji oraz utrudnia prowadzenie debaty publicznej” – tu się obśmiałam jak norka :D

          2
        • Doman pisze:

          Ale czemu pominąłeś fragment „W kolejnych etapach analizy uwzględniano wyłącznie wyniki badania tych konsumentów, którzy zadeklarowali gotowość pozyskiwania treści odpłatnie w legalnych źródłach”, jest na samym początku? Zapewne wyniki ankiety były mało wiarygodne (bez wnikania czemu), ale widać, że przynajmniej próbowali :)

          0
  12. legalik pisze:

    Gdzie mogę ściągnąć nielegalnie ten raport? ;)

    25
  13. rudy102 pisze:

    Podałeś złe, za niskie liczby piratów. Aż zajrzałem do raportu i grafika jest czytelna.
    http://easycaptures.com/fs/uploaded/1077/2676392334.jpg

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Podałem te liczby z zielonych słupków, ale źle opisałem, bo chodziło o korzystanie z serwisów z płatnymi nielegalnymi treściami.

      2
  14. Radek pisze:

    Robercie, rewelacyjny artykuł! Bardzo ładnie pokazałeś, że nie należy bezkrytycznie przyjmować wyników jakichkolwiek raportów. Ten konkretny nie przetrwał z zderzeniu z Twoją przenikliwą analizą :)

    8
  15. pomi pisze:

    Ten raport jest nierzetelny .
    Jeżeli ściągasz coś z stron torrentowych lub innych to starasz się unikać opłat .
    wyjątkiem są zamknięte strony z opłatą .
    Jeżeli pobierasz z torrentów to tylko czasami kupujesz oryginał .

    2
  16. Pit pisze:

    Bzdury, prawdziwy szanujący się pirat za nic nie płaci, ebooki są tak małych rozmiarów, że spokojnie można je za darmo pobierać.

    8
  17. Anna pisze:

    Bardzo podobają mi się takie wyliczenia. Jeżeli ktoś ściągnął 100 ebooków przez miesiąc, to nie mając do nich dostępu w serwisie pirackim, na pewno by je kupił w którejś z księgarni…
    Poza tym, wydaje mi się, że w takim Legimi wydawca dostaje pieniądze za ebooka, pod warunkiem, że ktoś go przeczyta w całości (lub w jakiejś określonej części, nie korzystam z Legimi, więc nie wiem dokładnie, jak to działa). Zakładając, że tak jest, to jeśli w Legimi ktoś pobierze sobie na półkę 50 książek, a z każdej przejrzy tylko 3 strony, to może to też trzeba by doliczyć do strat wydawców…?
    No i jeszcze koniecznie trzeba policzyć wszystkie ściągnięte książki w obcych językach, bo to też strata dla polskich wydawców (nawet jeśli akurat polskich wydań nie ma). W zasadzie to legalnie kupione ebooki w obcych językach też, bo niby czemu nie?

    9
  18. Robal_pl pisze:

    „bardzo dobra wiadomość, że Polacy chcą jednak płacić za treści w internecie – co z tego, czy legalne czy nie. Pozostaje wtedy kwestia budowania świadomości i kierowania czytelników do miejsc, gdzie rzeczywiście kupią oficjalnie wydane e-booki.”
    Prawie dobrze. Raczej bym powiedział, że to kwestia asortymentu, braku tłumaczeń na polski, lub np. premiery ebooka kilka tygodni/miesięcy po premierze papierowej książki…
    E-booki kupuję , w polskich sklepach, w promocjach a także na Amazonie.

    0
  19. dfs pisze:

    Wychodzi, że rocznie statystycznie KAŻDY Polak kupuje CZTERY „nielegalne” ebooki. :-)

    7
    • Monika pisze:

      [żart mode on] Fantastycznie! Może nawet z jeden czyta, co by znaczyło, że wszystkie lamenty nad „nieczytającym Polakiem” to marketingowa ściema[żart mode off]

      8
      • asymon pisze:

        Bo czytelnictwo w Polsce to ponad 80%, ale ludzie w ankiecie wstydzą się przyznać, że czytają ebooki z „nieoficjalnych” źródeł, albo boją się policji/prokuratury.

        I czytelnictwo ebooków to nie 2%, a ponad 40, tylko że w szarej strefie (utajone z tego samego powodu).

        5
        • Monika pisze:

          Albo może ludzie w ogóle wstydzą się przyznać, że czytają (albo do tego, co czytają), bo co to za hobby w ogóle! Jakieś triathlony, trekking po Marsie czy gotowanie na lodzie, to przynajmniej coś na czasie, a nie takie tam psucie wzroku nad literkami.

          8
  20. Michał pisze:

    krótko mówiąc – jaki promotor/zamawiający, taki raport ;-)

    5
  21. Kondrart pisze:

    Patrząc na roczne wydatki Polaków na piractwo wychodzi sumarycznie 33PLN/ osobę na rok (licząc ok 27 mln internautów), z czego deklarują oni, że wydają na pirackie książki 156 PLN. I na tym można by zakończyć szukanie sensu w raporcie. Ale idźmy dalej. Skoro ktoś deklaruje 13 PLN miesięcznie na pirackie książki i 11 PLN na wideo, to licząc cenę 14 PLN/10Giga na chomiku wychodzi, ze ogląda 12 pirackich filmów miesięcznie (co drugi dzień niemal) i czyta… 6667 książek na miesiąc, czyli po 222 pirackie książki dziennie (licząc 1,5 MB na książkę, co dla pirackich wydań jest i tak zawyżone). A więc jednak Polacy czytają? :) Przyjmując superoptymistycznie, ze Polak czyta rocznie 10 książek (a co!) to płaci za jedną książkę piracką 15,6PLN (wg tego deklarowanego 13PLN/miesiąc) , a resztę pozycji używa tak samo jak w księgarni – widzi, że są. I to zakładając, że czytamy TYLKO piraty. Średnia cena książki to około 40 PLN. Wniosek? Gdyby książki kosztowały po 20 PLN i była możliwość płacenia za faktycznie przeczytane, NIE ISTNIAŁO BY PIRACTWO. A przecież te 20 PLN nie jest ceną niemożliwą do uzyskania, wiele pozycji jest tańszych.
    PS Z innej strony – skoro Polak kradnie 80 tysięcy książek rocznie, to mój samochód kradziony jest 3500 razy dziennie. Za każdym razem, kiedy ktoś go ogląda. Nie wsiada, nie jedzie, ale myśli „mógłbym nim pojechać”.

    24
  22. Marcin pisze:

    Gdyby na podstawie tego raportu zrobić raport o czytelnictwie w Polsce to wyszlibyśmy na światową potęgę.

    19
  23. Przemek pisze:

    Ja nie rozumiem jednego, jest przynajmniej kilka stron .pl, które oferują pirackie treści, pobierają opłaty i co najdziwniejsze, nie są to bitcoiny, ale złotówki, czy płatne sms, za które telekomy, rząd PL, UE pobiera VAT. Dlaczego nie zamkną rządzących telekomami, PL, UE za paserstwo i pomocnictwo w piractwie?

    0
    • Bociek pisze:

      Spójrz kolego do kodeksu karnego i sprawdź najpierw znamiona paserstwa i warunki pomocnictwa jako formy zjawiskowej przestępstwa. Gdyby to było takie proste, to już dawno zostało by zrobione.

      0
      • Przemek pisze:

        Prawdą jest, że Skarb Państwa, firmy telekomunikacyjne zarabiają na piractwie, zarabiają legalnie… Wszyscy zarabiają, tylko nie Autorzy… Co najdziwniejsze reklamodawcom w tych serwisach nie przeszkadza sugerowanie, że to są legalne pliki tylko „nieoficjalne nie najlepszej jakości”, ale nie „pirackie”. Znam kilka osób, które są święcie przekonane, że skoro wysłały sms’a i zapłaciły, odprowadziły podatek VAT, to przecież musi być legalne…

        1
  24. rr pisze:

    „Weźmy choćby popularnego gryzonia.”, „Inny serwis do ściągania” – to już nie łaska podać nazw tych serwisów? Gdzie tu miejsce na dyskusję o rzetelności raportu, skoro szanowny autor zamiast podać fakty bawi się w kwieciste zwroty rodem z matury z polskiego.

    1
  25. Paweł pisze:

    Ja tam wolę płacić za legalny dostęp – mam abonamenty w Bookamte i Scribd do książek anglojęzycznych, a polskojęzyczne kupuję i te anglojęzyczne, na które mnie stać też. Drogie anglojęzyczne, lub takie, co do których uważam, że nie są warte swojej ceny, mam właśnie w tych dwóch abonamentach. Z Chomika nie korzystam w celu pobierania książek już od bardzo dawna.

    0
  26. hdrn pisze:

    Może chodzi o ebooki specjalistyczne, naukowe? Te mogą kosztować o wiele więcej.

    1
  27. Dzamb pisze:

    Przecież te liczby są wyssane z palca. 1,4mln ściąga filmy a 1mln prasę? Serio? Już widzę ludzi ciągających masowo „Gazety i czasopisma..”

    2
  28. WrobelSwirek pisze:

    „straty dla kultury ” … jakie starty? przecież ludzie czytają, dla kultury to zysk :)

    4
  29. Przybywam zadać pytanie!

    Czy ktokolwiek się pokwapił w trakcie tego badania sprawdzić ile osób bierze to wszystko za kompletną darmotę?
    Bo bez urazy, ale podejrzewam, że nieporównywalnie więcej osób to wszystko pobiera z The Pirate Bay czy innych Demonoidów, gdzie koszty są zerowe

    0
  30. Bartosz pisze:

    Dzięki za informację o tym 'badaniu’. Czytając komentarze jak były sformułowane pytania 'badanie’ było przeprowadzone żeby postraszyć liczbami i udowodnić z góry postawioną tezę i postraszyć liczbami. Niech autorzy badania udostępnią pytania i sposób dojścia do podanych wniosków.

    0

Skomentuj xxx Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.