Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Co nowego w self-publishingu: wyniki ankiety, nowa książka Lipińskiego, promocja Sowy i opowieść o korektorze

W skondensowanej formie parę nowości z polskiego self-publishingu.

Ankieta o serwisach self-publishingowych i wydawnictwach e-bookowych

Agnieszka Żak na swoim blogu opublikowała wyniki ankiety na potrzeby jej pracy magisterskiej. Chodziło o wydawnictwa publikacji elektronicznych oraz serwisy self-publishingowe.

Badanie przeprowadzone było jeszcze w grudniu 2011 i wzięło w nim udział 151 osób. Nie jest to dużo, ale to też jakaś prawda o polskim czytelnictwie tego typu książek.

Jakie wnioski?

  • 84 osoby (56%) nie czyta e-booków autorów self-publishing w ogóle. No, tej liczby nie odnosiłbym w ogóle do szerszej populacji, czy to czytelników e-booków, albo czytelników w ogóle. Z niewielkiej miarodajności tej liczby zdaje sobie sprawę też autorka:

    Najbardziej zaskoczyło mnie, że aż 44% ankietowanych zadeklarowało, iż czyta utwory self-publisherów. Znaczyłoby to, że są oni znacznie lepiej rozpoznawalni niż się wydaje. Myślę jednak, że wyniki ankiety mogą być po prostu nie do końca miarodajne – brały w niej udział osoby najbardziej rynkiem e-booków w Polsce zainteresowane, więc pewnie też lepiej niż przeciętny czytelnik kojarzące takie “nowinki” jak self-publishing.

  • Popularność platform self-publishingowych: 36 osób (30%) kupuje w Amazonie. 24 respondentów (20%) wskazało na serwis Virtualo, 20% wybrało RW2010. Bezkartek.pl, Smashwords oraz Wydaje.pl otrzymały po 8% głosów.
  • Respondenci zapytani o tytuły i nazwiska autorów wymieniali najczęściej opisywaną u nas „31.10. Halloween po polsku”, a wśród autorów Joannę Łukowska, Piotra Kowalczyka, Aleksandra Sowę i Marcina Brzostowskiego.
  • Popularność wydawnictw e-bookowych: najpopularniejsze (23%) są Złote Myśli, po kilka procent mają ebookowo.pl oraz e-bookowo.pl (serio, myślnik robi różnicę), Dobry Ebook, albo Goneta.net.

Co do tego ostatniego:

Jeśli chodzi o wydawnictwa e-bookowe, to co prawda 36% respondentów zadeklarowało, że ich publikacje czyta, gdy jednak zostali oni poproszeni o podanie przykładów, często wypisywali nazwy wydawnictw tradycyjnych (np. W.A.B.) oraz ich autorów. Tymczasem w ankiecie chodziło mi o te wydawnictwa, które wydają tylko e-booki, nie zaś te, które wydają normalne papierowe książki i zdecydowały się sprzedawać także elektroniczne wersje. Gdyby odjąć od deklaracji te osoby, które podały przykłady nie odpowiadające definicji wydawnictwa e-bookowego, otrzymalibyśmy zaledwie 31 osób, czyli 20,5% wszystkich respondentów.

No właśnie. Dla mnie to też jest trochę mało konkretne rozróżnienie. Czy RW2010 jest tylko platformą, czy też wydawnictwem e-bookowym? Zwracałem zresztą na to uwagę we wpisie z grudnia 2011.

Oczywiście – dla autorów ma to znaczenie, choćby ze względu na to ile zarobią, a także podział odpowiedzialności. Ale dla mnie jako czytelnika taka terminologia nie bardzo się liczy. Po co więc zawracać głowę czytelnikom?

Humer i inni

Pisałem już kiedyś o przygodzie Piotra Lipińskiego z wydaniem reportażu, do którego skłonili go piraci.

Parę dni temu wersję e-bookową ujrzał „Humer i inni” – pierwsza książka Lipińskiego z połowy lat 90.:

Historia procesu stalinowskiego zbrodniarza Adama Humera.

Kiedy go poznałem, Adam Humer był pierwszym i jedynym człowiekiem w III Rzeczpospolitej aresztowanym pod zarzutem popełnienia przestępstw „stalinowskich”.

Adam Humer prowadził najsłynniejsze w tamtych latach śledztwa polityczne. Przesłuchiwał opozycyjnego, wywodzącego się z Polskiego Stronnictwa Ludowego wicepremiera Stanisława Mikołajczyka. Wypytywał biskupa Czesława Kaczmarka, któremu w pokazowym procesie zarzucono szpiegostwo na rzecz Stanów Zjednoczonych i Watykanu oraz wojenną kolaborację z Niemcami. Zatwierdzał akt oskarżenia rotmistrza Witolda Pileckiego, który na polecenie polskiego podziemia organizował ruch oporu w obozie Auschwitz, a przez komunistyczny wymiar sprawiedliwości został skazany na śmierć.

Czy Humer żałował swojego życia? Co po latach myślał o tych, których torturował?

Reportaż został przez Piotra uzupełniony o 25%, opisał m.in. późniejsze wydarzenia oraz dokumenty wcześniej nieznane.

„Humer i inni” to dla mnie kwintesencja self-publishingu. Książka, która jest potrzebna i ważna, ale… bez dobrych wiatrów, sponsora czy grantu nikt jej już dzisiaj ponownie nie wyda. A tak za 13,70 zł można się zapoznać z ponad 200-stronicowym e-bookiem.

Promocja Aleksandra Sowy

Alesander Sowa, z którym wywiad kiedyś ukazał się na naszym blogu, obniżył ceny swoich e-booków, „co najmniej o VAT”, a niektóre do symbolicznych 99 groszy.

A przy okazji na swoim blogu opisał, jak to uwierzył korektorowi, co o mało nie doprowadziło do końca jego kariery…

Teraz przyszła pora na powieść pt. „Modliszka”. Pracowałem nad nią trzy lata, przyłożyłem się i byłem przekonany, że będzie moją  najlepszą  powieścią. Bo jest. Skończyłem i oczywiście przesłałem tekst do MPK (Mojej Pani Korektor). Po umówionym czasie cisza. Przypomniałem się i z pewnym, sporym poślizgiem dostałem tekst.  Doskonale – myślę – choć nie idealnie, bo już zapowiedziałem, kiedy się książka ukaże, kilku ludzi na nią czeka, terminy, a tu deficyt czasu. No nic. Trudno. Zdarza się. Zdziwiłem się tylko, że odesłany test był trochę mało czerwony.  Przeczytałem go szybko (czas naglił) i  poprawiłem jeszcze ze 20 błędów. Trudno – myślę.  Dalej wiadomo, konwersja, przygotowanie do druku… No i się zaczęło! Pierwsze recenzje…  Błędów jest mnóstwo. Co recenzja, to ten sam test: „błędy, błędy”.  Wczytałem się test głębiej i słabo mi się zrobiło. Faktycznie! Pani Korektor odwaliła fuszerkę. Na dodatek korektorka poprawiała tak, że efektem są bzdury. Przykład? Proszę bardzo: napisałem, że bohater pomyślał o samolocie Dakota (stara, zabytkowa maszyna) „ciekawe jak skakałoby się ze staruszka” (ze spadochronem) a korektorka zmieniła na „jak by się ze staruszką skakało”.  Hm? Wykorzystała też opcję automatycznej zamiany wyrazów w Wordzie. Efekt? W książce nie ma różnicy pomiędzy „choć” i „chodź”. A tu tak, tak … W Kindle Store  „Modliszkę” pobrało już ponad 1300 ludzi! Wyobrażacie sobie? Ponad tysiąc osób widzi takie babole? Skandal, wstyd, poniżenie, koszmar… Dobrze, że wydrukowałem tylko 50 egzemplarzy.

Dlatego też wydając swoje e-booki nie warto oszczędzać na wszystkim, a już na pewno nie na korekcie. :-)

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

12 odpowiedzi na „Co nowego w self-publishingu: wyniki ankiety, nowa książka Lipińskiego, promocja Sowy i opowieść o korektorze

  1. Kamila pisze:

    Panie Sowo Aleksandrze, czytanie „Modliszki” byłoby tak samo upiornym zadaniem, nawet jeśli zgadzałby się tam każdy przecineczek. To jest po prostu paskudnie niedobra książka :)

    0
    • Ze wstydem przyznaję, że arcydzieło pt. „Modliszka” kiedyś nabyłem. Zrezygnowałem po kilku stronach czytania o penisach, pielęgniarkach, i pielęgniarkach myślących o penisach. Dzięki panu Sowie w pełni zrozumiałem znaczenie słowa grafoman.

      0
    • paulus76 pisze:

      Ja przeczytałem do końca. Ale to jedyny e-book, który został usunięty z mojego Kindla.

      0
  2. kjonca pisze:

    Nie wiem czy książkę o Humerze przeczytam, ale na pewno kupię.

    0
  3. Łukasz pisze:

    Polecam książkę Lipińskiego, mam analog-booka na półce :)

    0
  4. ReddyS pisze:

    Czytałem „V komendę”, podobało mi się więc „Humer…” obowiązkowo wylądował na mojej półce. :)

    0
  5. Bardzo dziękuję za miłe słowa w komentarzach :) Przy okazji – elektroniczne wydanie jest mocno poszerzone w stosunku do „analog-booka”. Znalazłem trochę dokumentów, których wcześniej nie znałem. A i po wydaniu papierowej wersji też trochę w tej historii pojawiło się nowych wydarzeń.

    0
  6. Antek pisze:

    Z całym szacunkiem dla twórczości Pana Sowy ale jego twórczość jest na żenująco niskim poziomie. Nie każdy w tym temacie może odnieść sukces no chyba, że mówimy o sztuce dla sztuki. Na dziesięciu samodzielnie publikujących może jeden odnieść sukces a czasami na stu nikt nie będzie wart przeczytania/polecenia/kupienia.

    Myślę, że self-publishing obecnie można podzielić na dwie kategorie :
    – do pierwszej należą ludzie zaczynający przygodę z pisaniem z jakimś tam niewielkim dorobkiem, chcący pokazać się światu ze swoją twórczością i może zarobić te kilka stów.
    -druga kategoria to pisarze o wyrobionej marce na rynku już nie są to amatorzy a profesjonaliści w swoim fachu mający jakiś dorobek pisarski i chcą zarobić więcej pozyskując nowych czytelników i pokazać się na innej platformie wydawniczej

    Myślę, że prekursorem i człowiekiem należącym do tej drugiej kategorii jest Pan Lipiński.
    Co prawda jego twórczość zapewne odstrasza czytelników gustujących w innym typie literatury ale jeśli ktoś interesuje się historią zwłaszcza tym okresem o którym ww. autor pisuje wie, że te książki prezentują poziom i sa uzupełniane pokaźnym warsztatem historycznym samego autora.

    Niech się sel-publishing rozwija a wraz z nim nowe talenty pisarskie czy to jedno sezonowe czy wielo tomowe ale żeby się kręciło :)

    0
  7. Virtualo pisze:

    Bardzo cieszymy się, że nasz platforma self-publishingowa jest na drugim miejscu i wybrało ją aż tylu respondentów :) Mamy nadzieję, że osób chętnych wydawać samodzielnie swoje książki u nas będzie coraz więcej :) Zapraszamy!

    0
  8. Dziękuję za ocenę mojej twórczości. Oczywiście nie jest ona dla mnie przyjemna ale jestem równocześnie świadom, że nie sposób zbierać tylko pozytywnych opinii czy zadowolić wszystkich. Nie aspiruję do tego. Istotne, że moje utwory zbierają również opinie pochlebne, są doceniane przez odbiorców, działam z dala od mainstreamu i w pełnej swobodzie. Mam przy tym nadzieję, że za wszelkimi ocenami mojej twórczości idzie wnikliwa jej znajomość i analiza. Życzę wielu innych, o wiele bardziej trafnych i satysfakcjonujących wyborów. Pozdrawiam.

    0
  9. Kiepski pisze:

    À propos korektora.
    „kilka procent mają ebookowo.pl oraz e-bookowo.pl (serio, myślnik robi różnicę)”.
    Otóż myślnik rodziela części zdania (to taka dłuższa kreseczka z odstępami po obu stronach). Zapis, o którym mowa, z myślnikiem wyglądałby następująco: e – bookowo.pl. W tym wypadku chodziło o łącznik, który łączy dwa słowa w jedno (skoro łączy, to bez odstępów i krótki).
    Pozwoliłem sobie na zwrócenie uwagi, ponieważ tego w szkołach już nie uczą i nawet polonistki nie rozróżniają tych znaków. Jednak miłośnicy czytelnictwa powinni :-)

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Masz oczywiście rację – ale jeśli sprawdzisz, jaki znak ASCI odpowiada za oddzielenie tych dwóch wyrazów w nazwie domeny, to jest to tak w ogóle znak minusa… :)

      Niestety pod adresem „e‐bookowo.pl” z klasycznym łącznikiem niczego nie znajdziemy.

      0

Skomentuj Robert Drózd Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.