Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

Andrzej Sapkowski jednak lubi e-booki

W serwisie Legalna Kultura ukazał się niedawno wywiad z Andrzejem Sapkowskim na temat kondycji rynku książki.

Pamiętamy kontrowersje, które powstały, gdy „Sezon burz” ukazał się początkowo tylko w papierze, a dopiero po wielu protestach – miesiąc później jako e-book.

Na pytania dotyczące swojego udziału w tej sprawie, Sapkowski odpowiada lakonicznie, ale jasno:

Dementuję, nigdy nie byłem sceptyczny wobec wydań cyfrowych. Powiem więcej: gdyby to zależało ode mnie, byłbym w tej branży pionierem. Książki Sapkowskiego byłyby pierwszymi e-bookami w Polsce. Ale to nie zależało ode mnie. Nie chciałbym się tutaj w tę rzecz wdrążać. […]

Ja książki piszę. Wydaje je i o sposobach wydawania decyduje kto inny, mający swą własną politykę i realizujący ją według własnego najlepszego rozeznania, w sposób najkorzystniejszy dla swej firmy. Do owej polityki nie wtrącam się pryncypialnie. Komentować jej w wywiadach również nie mam zamiaru.

A temat piractwa podsumowuje w swoim stylu:

Dostęp do dóbr kultury winien być równie swobodny i powszechny jak dostęp do, dajmy na to, rowerów. Zapragnąłeś roweru? Ależ prosimy. Wystarczy wejść do sklepu i zapłacić.

Ergo: każdy, kto narusza prawo autorskie, z punktu widzenia prawa winien być traktowany na równi z osobnikiem, który usiłuje wynieść ze sklepu rower, nie płacąc zań.

Co więcej – sam autor czyta sporo e-booków, niestety nie wiemy czy na czytniku.

Czytam bardzo dużo książek elektronicznych, satysfakcję z czytania z ekranu mam nie mniejszą, niźli z druku. A wygoda nieporównywalnie większa. Wyjeżdżając, mogę zabrać ze sobą całą elektroniczną bibliotekę. A ile mógłbym wziąć książek drukowanych? Nie narażając kręgosłupa na urazy a portfela na koszty nadbagażu? Przyszłość należy do e-booków. Nie da się zwolnić ani tym bardziej zahamować postępu, który niesie z sobą wygodę użytkowania.

Zwraca też uwagę na to, że legalne e-booki powinny wygrywać jakością. I również w swoim stylu dzieli się smutnymi spostrzeżeniami na temat czytelnictwa.

Książki w Polsce są wybitnie za drogie – w stosunku do siły nabywczej społeczeństwa. Ceny książek w Polsce – oparte zresztą na całkowicie prawidłowej kalkulacji ekonomicznej i całkiem przyzwoicie skalkulowanym zysku wydawcy – są takie same, jak w Europie Zachodniej. Ale siła nabywcza tamtejszych społeczeństw jest nieporównywalnie większa. A nasi rządzący, miast dotować, obkładają książki VAT-em. Jak kawior. Tym samym książka staje się towarem luksusowym, zbyt drogim dla znacznej części zubożałego społeczeństwa. […]

A co z akcjami promującym czytanie, takimi jak „Nie czytasz, nie idę z tobą do łóżka”, które wszak zbierają masę lajków na Facebooku?

Ludzi czytających się nie ceni i nie nagradza, ani seksem, ani czymkolwiek innym. Ludźmi czytającymi się pogardza. Znam kilka przypadków znajomych niewiast, które zaniechały czytania w pociągach. Miały dość ordynarnych zaczepek współpodróżujących głąbów. Bycie głąbem jest obecnie w naszym kraju modne, jest comme il faut. I powstaje odwieczny dylemat typu jajko-kura – czy społeczeństwo nie czyta, albowiem składa się z głąbów? Czy też może odwrotnie: nie czytają, więc zgłąbieli i dlatego tylu dziś głąbów dookoła?

I tyle. Więcej w wywiadzie, ale wesoło nie jest.

Co istotne dla nas – że za obecnym stanem e-booków Sapkowskiego nie stoi on sam, tylko jego wydawca. Nie po raz pierwszy okazuje się, że jeśli chodzi o akceptację książek elektronicznych, to nie pisarze są w tyle.

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

45 odpowiedzi na „Andrzej Sapkowski jednak lubi e-booki

  1. dampf pisze:

    Celnie i z sensem, nic tylko rozpowszechniać te wypowiedzi.

    A jakby tak jeszcze dwa tomy opowiadań o Wiedźminie ukazały się w wersji cyfrowej i razem z pozostałymi tomami doczekały się promocji na poziomie 15-20 złotych, to bym był jeszcze bardziej zadowolony ;)

    0
  2. Kamil pisze:

    Ale przeciez nikt oryginalnego roweru ze sklepu nie wynosi. Pirat wynosi tylko kopie, oryginal zostaje nieruszony na swoim miejscu.

    0
    • zipper pisze:

      Argument z cyklu właściciel nic nie traci jest dość zabawny.

      Dla przykładu, mam swoją drogę i ustanawiam na niej barierkę i biorę kasę za przejście lub przejazd.

      Ty cwaniaku przeskakujesz przez moją bramkę i przechodzisz bez płacenia. Skorzystałeś z przejazdu (książki) ale nic nie zapłaciłeś.

      Nic nie straciłem czy jednak coś mi ubyło?

      0
      • rudy102 pisze:

        Ustawiłeś za wysoką cenę przejścia. Możesz ją obniżyć, albo ogrodzić teren drutem kolczastym i ustawić ochroniarzy z bronią, taki DRM drogowy, odstraszający od twojej drogi legalnych klientów. :P

        0
      • BioBuster pisze:

        Podstawowym błędem jest „rozumowanie” typu „pirat wynosi tylko kopię”. Kopię to wynosi każdy, kto przeczyta. Czy to ktoś kto za nią zapłacił, czy ktoś kto ją ukradł, czy ktoś kto ją wypożyczył (za pieniądze bądź za quasi-dotacją państwową).
        Bo istotą towaru książkowego (poza wydaniami ekskluzywnymi i kolekcjonerskimi) nie jest ani papier czy bity, tylko słowa, treść stworzona przez autora.

        0
      • Offka pisze:

        Walka z „piractwem” również jest dość zabawna.
        Jestem pewna, że koszty tej walki będą (lub już są) większe niż zysk danego wydawcy, dystrybutora, a tym bardziej twórcy.
        Ale koszty pokryje nie wydawca, dystrybutor czy też twórca, ale podatnicy gremialnie. Dochodzi w niektórych krajach do istnej paranoi (gdy np. przedszkola muszą płacić za wykorzystanie jakiegoś utworu. Taka sytuacja miała miejsce z Niemiec, w których ichniejszy ZAiKS rozesłał do przedszkoli wezwanie, by ewidencjonowały piosenki śpiewane przez maluchy i kserokopie tekstów oraz płaciły za wykorzystanie; u nas słynna sprawa fryzjera, który został pozwany przez ZAiKS, bo… w jego zakładzie grało radio).

        Na dokładkę ta walka na dłuższą metę nic nie da. Skutek przyniesie tylko zmiana rynku, walka ceną i jakością dostarczanych treści. To będzie się wiązało ze zmniejszeniem zysków – niestety. To z kolei powinno wymusić zmiany w sposobach dystrybucji (im mniej pośredników, tym lepiej).

        Prawo autorskie, chcą jego zwolennicy czy nie chcą, nie jest „prawem naturalnym” – takim jak posiadanie czegoś.
        Działo literackie, muzyczne lub jakiekolwiek inne od zarania było „wolne”. Opowieści przekazywano na początku z ust do ust, ktoś z lutnią, jeśli tylko potrafił mógł ile razy chciał powtórzyć przed gawiedzią daną melodię. Potem stworzyliśmy „nośniki” – druk, płyty, teraz wersje cyfrowe. Pierwociny prawa autorskiego wywodzi się z przywilejów danej grupy rzemieślniczej (drukarze) i chęci utrzymania monopolu oraz wprowadzenia cenzury (warto o tym pamiętać ;).
        Dlatego uważam za bardzo nietrafne porównywanie tego prawa z naturalnym, zapisanym w „genach” prawem własności do posiadanego przedmiotu materialnego oraz prawem do zwalczania plagiatu oraz dbania, by dane dzieło było identyfikowane z danym autorem, a ni kimś, kto go nie stworzył.

        0
        • dumny chomikarz pisze:

          „Prawo własności” do przedmiotów materialnych, chociaż o tysiące lat starsze niż „prawo autorskie”, też nie jest, nawet w przenośni, w genach. Nasze jego rozumienie wydaje się natomiast całkiem młode, coś z okolic Republiki Rzymskiej.

          0
          • Offka pisze:

            Proszę spróbować małemu dziecku (w okolicach 2-latek) zabrać „jego” zabawkę. Proszę poobserwować, jak szybko kształtuje się u takich maluchów (w grupkach przedszkolnych na przykład) pojmowanie tego, co „moje” i „twoje” oraz jak dochodzi do „walki” o dobra materialne, o to, co „moje”. :)
            Nawet zwierzęta mają poczucie własności np. jeśli chodzi o terytorium.
            Chcemy gromadzić, posiadać wszystko, co może przynieść pożytek lub jest źródłem przyjemności.
            To, o czym Pan mówi, to usystematyzowanie, wzięcie w ryzy prawa społecznego naszej chęci posiadania.
            Ale samo poczucie własności przedmiotu, terenów, zasobów mamy w „genach” (no. ok, raczej w zapisie w neuronach), bez niego nie moglibyśmy wręcz funkcjonować.

            1
            • dumny chomikarz pisze:

              Akurat mam dzieci, jedno w przedszkolu, drugie już po. I widzę, że tak nie jest. Dziecko takie ma gdzieś „własność”, będzie bronić czy próbować zabrać zabawkę, którą akurat chce się bawić, czy jest jego czy nie. A jak się bawi innymi, bo ma akurat fazę na koniki a nie lalki, to każdemu pozwoli wziąć, także „na zawsze”, jakiekolwiek gromadzenie mając w najgłębszym poważaniu. Ile razy musiałem starszą sztorcować za wykorzystywanie tego, nie zliczę.

              To nie w genach jest to poczucie własności, tylko w kulturze, choć jest tak wszechobecne, że jego nawet nie zauważamy. Żeby zobaczyć, jak można żyć czy to w ogóle bez poczucia własności, czy to z zupełnie dla nas obcym jej pojmowaniem, trzeba albo podróżować, ale kogo na to stać, albo przeczytać kilka książek.

              0
              • Offka pisze:

                Ale to oczywiste, że przedmiot, który chce się posiadać, będzie się zmieniał. I że chcemy tych przedmiotów, które w danej chwili uważamy za potrzebne lub fascynujące. Oczywiste jest też, że dziecko będzie definiować sobie to, co „moje” i „twoje” wedle własnej ochoty, póki nie dojrzeje do innego postępowania. Przecież to kwestia rozwojowa.

                Nasza dyskusja chyba bierze się z tego, iż rozmawiamy o nieco innych pojęciach.
                Pan mówi o świadomie sformułowanej zasadzie, zapisanej w tradycji kultury, unormowanej prawnie.
                Ja mówię o czymś bardziej pierwotnym, co towarzyszy nam od zarania, a przynajmniej od bardzo dawna. Wystarczy się zastanowić, od kiedy rozumiemy pojęcia takie jak „grabież” czy „kradzież”, kiedy zaczęliśmy na przykład toczyć wojny o zasoby, ziemię, przedmioty.

                1
      • Tanglor pisze:

        Książka (tak samo jak film, gra czy muzyka) ma dostarczyć rozrywki (uproszczenie, ale powinno wystarczyć do dalszych rozważań).
        Autor/właściciel fizycznie nie traci NIC w momencie skopiowania tej treści. Natomiast pirat zyskuje to co obiecuje treść – rozrywkę. Gdzie tu uczciwość? W tym momencie TYLKO jedna strona wywiązała się z umowy.

        0
    • Tofi pisze:

      W przypadku książek na sprzedaż jest rower, a dostaje się jego zdjęcie. Mało tego, niektóre księgarnie to sobie nawet każą płacić osobno za zdjęcie z przodu a osobno za zdjęcie z boku, zatem pojawia się pytanie, czy ja kupiłem ten rower, czy ktoś mnie oszukał, bo przecież prawo autorskie zabrania mi modyfikowania pliku i przerobienia go z epub na mobi.

      0
  3. rudy102 pisze:

    Co ma czytanie książek rozrywkowych jak „Wiedźmin” do bycia głąbem? Ostatnio skończyłem sagę. Bardzo mi się podobała, nie licząc niewydarzonej „Pani jeziora”, ale nie czuję, żeby to było bardziej rozwijające zajęcie niż np. oglądanie serialu.
    Ma rację co do cen i mógłby o tym wspomnieć cdp, bo 30 zł za ebooka to ja płacić nie będę. :P

    0
    • zipper pisze:

      Ja korzystam z wszelkich form rozrywki a książki jakoś zawsze wygrywają. Oglądanie filmu czy serialu to raczej taki pół-trans, a czytanie książki to czynność zdecydowanie aktywna.

      Nawet czytanie fantastyki ubogaca, chociażby w słownictwo, utrwalenie zasad ortografii itd.

      A jak fantasy jest osadzone na legendach czy historii? Czytając takiego Karmiciela kruków dowiedziałem się całkiem sporo o zwyczajach wczesnych wikingów nawet jeśli były one zniekształcone przez autora dla celów snucia opowieści.

      0
      • rudy102 pisze:

        Mało to seriali i filmów, z których można wynieść jakąś wiedzę mniej lub bardziej zniekształconą? :P
        Wzbogacanie słownictwa – zgoda. Tyle, że bogate słownictwo nie czyni z głąba człowieka inteligentnego. Można mówić prosto i mieć wiele wartościowych rzeczy do przekazania, a można piękną, kwiecistą mową pieprzyć totalne nonsensy. Wystarczy włączyć dowolną dyskusję polityczną, aby się o tym przekonać.

        0
        • zipper pisze:

          Większość posłów akurat nie czyta niczego poza wyciągami z kont ;-D

          1
          • Dumeras pisze:

            Pamiętam, jak kiedyś na lokalnym podwórku dziennikarze podpytali się lokalnych polityków o ulubioną lekturę. Nie było żadnej pozycji spoza klasyki – kanonu lektur ;-)

            0
    • R pisze:

      Nie udawajmy oglądając filmy nie oglądam tylko komedii, tak samo z książkami tu nawet czytanie jednego gatunku pod rząd jest męczące, i trzeba robić przerywniki.
      A osoby czytające są lepsze bo mają jakąś pasje, i są na równi z innymi osobami które czymś się interesują chociażby grami, serialami, sportem, czy wpływme koloru włosów na potencjalne bycie wampirem, a nie siedzą bezczynie na fb czy yt.
      A że książka jest bardzo uniwersalna dostępne wszędzie dla każdego to może być dodatkowym zajęciem osoby inteligentnej :D.

      0
    • Dumeras pisze:

      Ojć, scyzoryk mi się w kieszeni otwiera.
      Ale staram się unikać takich dyskusji, bo to na prawdę rzecz gustu, nieprzeliczalna na cyferki, żeby jednogłośnie ocenić, która książka lepsza. Wiem, znajdą się wyjątki, ale jak weźmiemy the best of the best z danej dziedziny epoki, to wybór między nimi to rzecz gustu tylko i wyłącznie.
      Osobiście wolałbym podczas lekcji polskiego „analizować” takiego oto wiedźmina, jego wybory moralne, tło polityczne choćby w kontekście tolerancji niż większości pozycji z obecnego kanonu lektur.

      Kiedyś, ambitnie do tego podchodząc, bo ciągle słyszałem, że komiks, horror, fantastyka, sf i kryminał to takie gorsze, upośledzone dziecko literatury, próbowałem przeczytać kilka książek nagrodzonych POWAŻNYMI nagrodami, przez mądrych krytyków a nie fanów na fandomach. Oj, jak się wynudziłem i nic nie skończyłem. Moja osobista teoria jest taka, że wygrywają pozycje przy których jury najszybciej zasypiało ;-)

      Parę lat minęło, moje podejście do książki trochę też. Ale dalej uważam, że wśród elfów i statków gwiezdnych można w przyjemnej formie przepchnąć wiele zdań dających do myślenia i będą to pozycje bardziej wartościowe niż bełkot jakiegoś zblazowanego alkoholika z „kawiarenki literackiej”.

      A teraz wracam do trylogii husyckiej… eee… a może lepiej nie, bo tam magia i czary, strata czasu i jeszcze jakiś głupot o historii naszego kraju i sąsiadów się naczytam. Chyba jednak wrócę do „patrzenia na Klarę”, to mnie rozwinie, tak mówią spece od NL Nike.
      ;-)

      0
    • slawek pisze:

      Książki Sapkowskiego są pisane pięknym, błyskotliwym językiem i choćby tylko z tego powodu są rozwijające. W serialach używa się ordynarnego języka potocznego i choćby tylko z tego powodu nie są rozwijające.

      0
  4. Andrzej pisze:

    Te wszelkie facebookowe akcje promujące czytelnictwo to pic na wodę. Większość lajkuje, bo czytanie jest modne, wychodzi się na człowiek inteligentnego, z wiedzą. A tak naprawdę w wolnych chwilach tacy ludzie co najwyżej oglądają sitcomy pokroju „Jak poznałem twoją matkę” i inne badziewie.

    0
  5. Darth Artorius pisze:

    Chodzimy do biblioteki, pożyczamy książki, czytamy ale ich nie kupujemy…. Biblioteka jest za darmo. Książki dla nas kupiła. Może chomiki zaczęłyby płacić jakiś zaiks czy coś tam, co szło by do kieszeni pisarzy (a nie zaiksu) i w ten sposób powstałaby taka biblioteka cyfrowa ? Każdy kupiłby książkę (ebook), wstawił do biblioteki (typu chomik), ona płaciłaby zaiksy…

    0
    • dumny chomikarz pisze:

      Lepiej po prostu odesłać prawo autorskie tam, gdzie jego miejsce.

      0
    • reyka pisze:

      Off topic odnośnie wypożyczania – może i w Polsce z czasem biblioteki będą wypożyczać książki na czytniki :) Należę do biblioteki w Ie i w ten sposób książki wypożyczam – wystarczy ważna karta biblioteczna i adobe digital editions. Może nie mają za dużo nowości, ale można coś ciekawego dla siebie znaleźć. Myślę, że im więcej ludzi będzie korzystać to z czasem zasoby elektroniczne się będą zwiększać.

      0
  6. dumny chomikarz pisze:

    każdy, kto narusza prawo autorskie, z punktu widzenia prawa winien być traktowany na równi z osobnikiem, który usiłuje wynieść ze sklepu rower, nie płacąc zań.

    Ciekawe jak to jest, być w Okopach Świętej Trójcy.

    Przegraliście, dostępu do kultury już nie ograniczycie, czy to się wam podoba czy nie. Za każdego zamkniętego napstera powstaną trzy audiogalaxy; za każdego grokstera trzy piratebaye[1]; za każdego piratebaya… e, już piąty rok próbujecie piratebaya zamknąć z wiadomym powodzeniem.

    Równie dobrze moglibyście dziś chcieć zakazać oddychania.

    [1] niekoniecznie się zgadza kolejność/czas, nie chce mi się sprawdzać.

    0
    • PanGoladkin pisze:

      Piractwo/sciaganie nielegalnych tresci to kradziez – zadna pokretna logika tego prostego faktu nie obali.

      Aborcja to zabojstwo, lekarz jej dokonujacy to morderca – tutaj tez zadna pokretna logika nie wygra z rozumem.

      W obu przypadkach mozemy mowic ze w naszych czasach powszechnie kradnie sie i zabija – czy to, ze nie mozna ograniczyc piractwa (bo internet jest nie do opanowania) oraz powszechnego dzieciobojstwa (bo ludzie stali sie i staja coraz bardziej hedonistami, ktorzy dla niczym nie zepsutej, zwierzecej przyjemnosci sa w stanie mordowac niewinnych) oznacza wg. Ciebie jakis postep, jakies osiagniecie??

      0
  7. heroic pisze:

    Osobiście bardzo się cieszę z trylogii husyckiej na mojej półce. Złotym środkiem mógłby być kod w książce, który umożliwia rejestrację i pobranie e-booka za darmo.

    0

Skomentuj zipper Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.