Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

6 błędów popełnianych przy promocjach przez polskie księgarnie

Żyjemy w świecie zdominowanym przez promocje. Aby klient zwrócił uwagę na ofertę, to musi być ona promocyjna. Wszystkie chwyty dozwolone.

Księgarnie prześcigają się w promocjach. Pisałem już tutaj o dobrych i złych efektach ceny 9,90 zł za e-booki. Czy warto tak agresywnie walczyć ceną, to inna sprawa, w tym artykule skupię się na pewnych błędach, które wg mnie księgarnie popełniają. Nie będę wskazywał konkretnie, bo nie chodzi mi o piętnowanie, tylko o pokazanie pewnego zjawiska.

Ktoś oczywiście mógłby powiedzieć „załóż księgarnię i pokaż nam jak się to robi”. Dlatego zaznaczę, że są to uwagi z punktu widzenia czytelnika. Nie wiem, jak większość promocji spisuje się w praktyce, co najwyżej mam wycinek, jako partner kilku księgarni. Nie zamierzam więc uczyć nikogo jak prowadzić biznes.

1. Za dużo promocji

To z pozoru zaleta. Ale jeśli popatrzycie na nasze codzienne wpisy z promocjami – to widać, że te kilka czołowych księgarni wypuszcza łącznie kilkadziesiąt promocji każdego tygodnia. Kto ma czas to ogarnąć?

Jak mi przedstawiciel księgarni pisze, że oto jutro startują z pięcioma promocjami i jeszcze mają trzy ważne premiery, to mogę się cieszyć, jak to ładnie rynek się rozwija.

Ale jeśli chodzi o doniesienie Wam o tym całym dobru – czasami mogę tylko rozłożyć ręce. Napisanie o tylu promocjach zabiera czas, a one… i tak znikną w zalewie innych akcji z innych księgarni. Jest to też duże obciążenie dla obsługi sklepu. Każdą akcję trzeba przygotować, uzgodnić z wydawcą lub dystrybutorem, w końcu wprowadzić do systemu. Zbyt duża ich liczba może przekładać się na jakość promocji.

Założenie, które za tym stoi jest jasne – miejmy więcej promocji, a klient przy nas zostanie. Jest to założenie słuszne, bo mało kto zagląda do księgarni z jedną akcją na tydzień. Ale z drugiej strony u „łowców promocji” powoduje to permanentny ból głowy – a jeśli księgarnia ma coś naprawdę mocnego, brakuje możliwości, żeby to lepiej zakomunikować.

Przypomnę, co mówił Michał Gembicki, szef CDP.pl:

Tak naprawdę w tej chwili sprzedaż online polega na ciągłym generowaniu niekończących się promocji, a klienci jak fala przelewają się od jednej do drugiej promocji. W międzyczasie niestety nie dzieję się najlepiej. Promocje to takie błędne koło, w które wpadli i internauci i właściciele sklepów. Coraz więcej sklepów zaczyna przypominać – złote okazje, albo markafoni czy inne „elektroniczne dyskonty”.

2. Słabe pokazanie promocji

Przyznam, że kompletnie nie rozumiem obecnej wśród polskich księgarni manii „sliderów/karuzeli z promocjami”. Jest sobie na stronie głównej zestaw 10-12 banerów, które się zmieniają co sekundę czy dwie. A klient ma siedzieć i czekać, aż dotrze do właściwej promocji.

To tak nie działa – i tu na chwilę założę kapelusz specjalisty od użyteczności, o czym sporo swego czasu pisałem na blogu firmowym.

Wzorzec projektowy slidera (i zbliżony karuzeli) wymyślono w takim celu aby pokazać treści, co do których nie wiemy, które są najważniejsze, które konkretnie zainteresują użytkownika – i przede wszystkim – które nie muszą być wszystkie oglądane. Klasyczny przykład to linki do artykułów na portalu. Efekt użycia slidera na stronach księgarni jest taki, że promocje bardzo ważne znikają wśród tych mniej ważnych.

Mania sliderów narasta od kilku lat, całe szczęście są już głosy rozsądku, projektantom księgarni polecam dwa niedawne artykuły.

Dodam, że taka moda na jakiś wzorzec pojawia się i mija – czy ktoś pamięta obowiązkowe niegdyś chmury tagów, w które nikt nie klikał? Tak, na dole tego bloga też jest lista tagów, nie jest to chmura, ale i tak nikt w to nie klika. :-)

3. Pseudo-promocje

Na to czasami zwracacie uwagę w komentarzach – że oto na banerze mamy hasło „60% taniej” i większość książek w promocji o 25% taniej.

No, nie chodzi o to, aby wszystko było przecenione o 60%, bo nie chodzi o dokładanie do interesu – tylko, żeby nie tworzyć fałszywych komunikatów. Klient, który kilka razy dał się nabrać, może zacząć omijać daną księgarnię.

Inne pseudo-promocje to „super okazja” i… 20% zniżki – wystarczy skorzystać z porównywarki, aby zobaczyć, że inna księgarnia ma dany tytuł taniej. Tych promocji nie neguję całkowicie – bo przecież nie wszyscy klienci porównują ceny i nie dla każdego najniższa cena się liczy. Nie każdy będzie zakładał nowe konto w nowej księgarni, żeby zaoszczędzić dwa złote. Tyle, że jeśli robimy spory szum przy promocji w której weźmie udział może 20 osób – nie będziemy umieli zrobić dobrego szumu przy promocji, która powinna przynieść 200 czy 2000 transakcji.

4. Za dużo w jednej promocji

Czasami zdarzają się naprawdę świetne akcje, dotyczące setek e-booków. To jest duża okazja i często księgarnie mają wtedy rekordy sprzedaży.

Kłopot polega na tym, że nie wszystkie księgarnie są do tego przygotowane. Stronicowanie po 10 tytułów, tylko jeden porządek sortowania, brak możliwości przejrzenia promocji z danej kategorii. A nie każdy ma czas, aby przeklikać się przez 30 stron z przecenionymi e-bookami…

5. Brak skutecznych rekomendacji

Nie ukrywam tego, że uczestniczę razem ze Światem Czytników w różnych programach partnerskich. Kiedyś na Probloggerze czytałem serię artykułów poświęconych najsłynniejszemu programowi Amazon Associates. I była tam taka rada – po prostu skieruj klientów do Amazona, bo on już sobie z nimi poradzi.

Niestety, polskie księgarnie sobie nie zawsze poradzą. Docenić muszę pojedyncze i trafne inicjatywy – jak np. Wakacyjna/Świąteczna Lista Osobista w Publio. Te promocje były skuteczne właśnie przez to, że za nimi stała prawdziwa osoba, która je polecała.

Teraz najczęściej dostajemy banerek z okładkami, listę książek i kombinuj kliencie sam. Promocja na e-booki Jo Nesbø? Dlaczego nie napisać, od której powieści trzeba zacząć? Dlaczego nie pokazać kolejności w cyklu? To niestety wymaga trochę pracy, ale dzięki temu księgarnia pokieruje klienta w ten sposób, że ten będzie wiedział co kupić, nie zostanie przytłoczony paradoksem wyboru, który często kończy się tak, że niczego nie wybieramy, bo do czytania i tak jest dosyć.

To jest też kwestia sięgnięcia do wiedzy o klientach. Ja jestem klientem „zaawansowanym” – w biblioteczkach większości księgarni mam po kilkanaście, może i kilkadziesiąt tytułów. I… księgarnie tej wiedzy nie wykorzystują. Tylko nieliczne próbują mi zaproponować coś, co pasuje do moich poprzednich zakupów.

Jedna z księgarni wysyła mi regularnie maila od „asystenta czytelniczego” z rekomendacjami tego, czym warto się zainteresować. Dobry pomysł. Tyle, że kilka razy otrzymałem od nich propozycję… tego co już wcześniej od nich kupiłem. Prawie jak przepowiednie Nostradamusa, które były odczytywane właściwie dopiero po zaistniałym zdarzeniu. Innym razem otrzymuję podpowiedź – w sumie i trafną, ale na… e-booka, którego akurat mają w pełnej cenie. Co zrobię? Wejdę do porównywarki i sprawdzę, która księgarnia ma go w promocji.

6. Brak potrzebnych szczegółów

Klientów zniechęcają również niedokładne informacje o książkach. Powszechny błąd to brak nazwiska tłumacza dla książek autorów z zagranicy. A ma to nieraz kapitalne znaczenie – jeśli np. mamy Bułhakowa, Prousta, Szekspira, Tolkiena – autorów tłumaczonych kilkukrotnie, gdzie przekłady wzbudzają kontrowersje. Przypomnijmy choćby „Mistrza i Małgorzatę” – jedni wolą stare tłumaczenie Lewandowskiej i Dąbrowskiego, inni nowsze Drawicza – i oba kupimy w wersji elektronicznej.

Inna sytuacja – za kilkanaście złotych księgarnia chce nam sprzedać książkę dostępną także w domenie publicznej (często za darmo). Dlaczego prawie nigdy nie dowiem się, czym ta ich edycja się różni? Została sprawdzona, lepiej sformatowana, a może po prostu tłumaczenie jest inne? Trzeba ściągać darmowe fragmenty i samodzielnie porównywać. Choć to akurat zarzut również dla wydawnictw – jest przynajmniej jedno, które zarabia na przepakowaniu książek z domeny publicznej bez jakiejkolwiek korekty…

Tu dodam, że podobny błąd popełnia nieraz Amazon. Okazuje się, że książka ma kilka pozycji „Kindle Edition”- i bądź tu człowieku mądry, którą wybrać. Przykładowo czteropak Pieśni Lodu i Ognia jest w dwóch wersjach – jedna za 18, druga za 27 dolarów. Jedna z nich – jak wynika z recenzji – była mocno krytykowana za jakość. Ale która? Trzeba ściągać sampla i porównywać.

Podsumowanie

Większość z tych uwag dotyczy jednego obszaru – komunikacji. Czytelnicy chcą kupować dobre e-booki w dobrych cenach, nie zawsze się o tych e-bookach dowiedzą i nie zawsze do nich dotrą.

To oczywiście nie jest tak, że księgarnie sabotują swoją działalność. Czasami muszą odpowiadać na działania konkurencji. Jeśli lider rynku ma 10 promocji na tydzień, księgarnia która zaproponuje tylko dwie, zniknie w tłumie. Kiedy wszyscy się wydzierają, trzeba się wydzierać jeszcze głośniej. Co do szczegółów czy algorytmów polecania – księgarnie są wciąż zbyt małe, aby się na wszystkim skupić. A w przypadku cen, moim zdaniem jesteśmy już na granicy opłacalności i w wielu przypadkach nie da się ich bardziej obniżać.

Myślę jednak, że w działaniach księgarni zbyt wiele bywa naśladownictwa i oglądania się na to co robią inni, zamiast podążania własną drogą i szukania takiego modelu, który sprawi, że dla swoich klientów będą wyjątkowe. Tego wszystkim polskim księgarniom warto życzyć.

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

98 odpowiedzi na „6 błędów popełnianych przy promocjach przez polskie księgarnie

  1. lukas pisze:

    no to się zacznie:)

    1
  2. YuukiSaya pisze:

    Ja się tylko nie zgodzę, że nikt nie klika w tagi na dole – ja klikam ;)

    Poza tym – naprawdę dobry wpis, może przedstawiciele księgarni wezmą je sobie do serca? Zaczynając od „karuzeli” – która jest omijana lub przekręcana na siłę „to nie, to nie, nie znam, to nie, a lipa, nic ciekawego”, a potem na ŚC dowiaduję się, że jeden z banerów dotyczył czegoś, co mnie naprawdę interesuje. Rekomendacje – podejrzewam, że Publio i Woblink na mnie już spokojnie mogłyby testować tę piękną funkcjonalność, na razie rekomendowane są tylko te tytuły, które zwyczajnie się sprzedają. A ja nie jestem wszyscy.

    Księgarnie uprasza się o rachunek sumienia i postanowienie poprawy.

    1
  3. Magdalaena pisze:

    Bardzo dobry artykuł! Zgadzam się z większością uwag.

    0
  4. Monika pisze:

    Osobiście nie zgodzę się z twierdzeniem, że jeśli w innej księgarni dany ebook jest taniej to nie zechce mi się zakładać tam konta, by dokonać zakupu. Może tak by było, gdyby chodziło o zakup książek papierowych – wtedy ceny przesyłek z różnych księgarni mogłyby przeważyć/wyrównać koszta.. No ale w przypadku ebooków? W takiej sytuacji nie mam żadnych skrupułów. Powiem więcej – gdy widzę, że książka w księgarni A, w promocji jest o 10 – 15 zł droższa niż w księgarni B w cenie „normalnej” to i z pozostałych, wypatrzonych, aktualnie „promowanych” rezygnuję. Nie lubię gdy się mnie robi w bambuko ;)

    2
    • Robert Drózd pisze:

      No, 10-15 złotych to spora różnica – ja pisałem o różnicy rzędu 2 złotych. Każda księgarnia to trochę inny sposób zamawiania, no i czas jaki trzeba poświęcić na rejestrację. Ja się osobiście tego nie boję, ale czasami zniechęca mnie „nieogarnięcie” niektórych mniej wyspecjalizowanych w e-bookach sklepów.

      0
      • mietek pisze:

        „nieogarnięcie” – WTF
        więcej czytaj a mniej pisz !!!

        bo podobno czytanie doskonali umiejętność składania zdań ze słów

        0
        • rudy102 pisze:

          A ty Mieciu co, jesteś 50-letnim wąsatym pracownikiem Merlina oddelegowanym do działu ebooków, że ci się słowo „nieogarnięcie” nie spodobało w stosunku do tego sklepu i paru innych?

          2
          • viola pisze:

            mniej oglądaj więcej czytaj

            2
          • mitek pisze:

            mylisz się bo nie mam wąsów i tyram na budowie

            ale jeśli ktoś trzepie kasę na prowadzeniu bloga i wychodzi na „nieogarniętego” yntelygenta to wstyd

            0
            • kunaka pisze:

              Jednak nie wytrzymam… skąd taka nienawiść? Z zazdrości? Niektórzy nie ogarniają tematu i tyle. A co to jest „WTF”? Gwara budowlana? ;)

              5
        • hoppke pisze:

          „WTF” „nieogarnięciu” przygania, dobre :)

          2
    • zipper pisze:

      Dla mnie porządek jest warty tych 2-3 złotych. Specjalnie nowe konto w sklepie założę tylko dla pojedynczego, naprawdę okazyjnego zakupu i to najczęściej na mail spamowy (sorry legimi)

      0
  5. RobertP pisze:

    Celnie i wyczerpująco.

    „Klientów zniechęcają również niedokładne informacje o książkach.”

    Ostatnia promocja w Nexto (na bardzo fajne książki podróżnicze) przypomina o poważnej wadzie ich serwisu. Nazwisko autora jest a) na miniaturze okładki – dobry wzrok trzeba mieć, na tablecie czy komórce nic z tego b) czasem w opisie książki
    A przecież chcę zrobić kopiuj-wklej na lubimy czytać, żeby sprawdzić recenzję, lub do Wiki, żeby sprawdzić która to część cyklu.

    0
    • Robert Drózd pisze:

      O tak, brak autora na liście książek Nexto był piętnowany od dawna, kilka tygodni temu strona z listą się zmieniła (dodano filtrowanie), ale autora dalej nie ma…

      0
      • kunaka pisze:

        Z tego co zrozumiałam, Nexto przygotowywało się do wprowadzenia bardzo konkretnych zmian w serwisie, a brak autora przy tytule książki w wyszukiwaniu i brak możliwości sortowania po autorze był jednym z najczęściej wymienianych błędów tej księgarni… Zmiany się pojawiają, ale faktycznie nie radykalne. Może to kwestia czasu.

        0
      • Sceptyk pisze:

        Gdyby wydawcy zaczęli trochę bardziej współpracować z bibliotekarzami, to i metadane byłyby dokładniejsze. Ale chyba większość wydawców jest przekonana, że skatalogowanie książki to żadna sztuka.

        0
    • KonradK pisze:

      Ten problem dotyczy Nexto w ogóle, nie tylko ich promocji. Brak możliwości sortowania według nazwiska autora jest dobijający.

      EDIT:
      Pisałem ten komentarz cztery minuty, sprawdzając w międzyczasie, czy się coś aby zmieniło, albo czy u konkurencji nie jest gorzej. I to wystarczyło, żeby Robert Drózd mnie wyręczył. :)

      0
  6. Mickey. pisze:

    Promocji jest za dużo? Robert, limituj je. :D Niech ci najwięksi dostają u Ciebie kilkanaście linijek, max po 2 banery i wsjo. Niech wybiorą te najważniejsze promocje. I zwiększą się szanse tych mniejszych (dziś po raz pierwszy kupiłem u Gandalfa), Tobie ubędzie roboty, a blog raczej nie straci użytkowników, bo kto przegląda te wszystkie promocje od początku do końca? ;)

    PS W tagi nie klikam, bo przez ponad 1,5 roku codziennego siedzenia tu widziałem już chyba niemal wszystkie wpisy i pamiętam co i jak. :)

    0
  7. MarekL pisze:

    To jest dokładnie o moich problemach. Kupuję w zasadzie wyłącznie na promocjach, tylko ostatnio coraz częściej omijam z w/w powodów.
    Paradoksalnie może, ale kupowałbym więcej jakby było mniej promocji/ mniej pozycji w promocjach.

    0
  8. Kot i jego Ania pisze:

    Mnie najczęściej do szału doprowadzają wyszukiwarki i sposób prezentacji informacji. Brakuje mi również personalizacji – rzeczywiście dostaję na mejlu propozycję tego co już kupiłam albo tego, czego w życiu nie kupię. Nie wszystkie księgarnie mają też schowki (czyli miejsce, gdzie mogę zasygnalizować zainteresowanie daną książką, którą kupię nie od razu ale np. jak będzie w promocji).
    Magiel z promocjami jest – widzę to głównie po tym blogu. Cieszę się rzecz jasna że mam miejsce gdzie ktoś poukładał wszystkie oferty (z komentarzy też można sporo wynieść), ale nie da się nie zauważyć, że blog rozrósł się bardzo w tę stronę i jest jakby trochę mniej o samych czytnikach. Nie jest to zarzut, tylko zauważam pewne zmiany. Z drugiej strony z większym zaufaniem podchodzę do promocji ogłaszanych tutaj (tzn. czytam co jest w ofercie) niż przesyłanych przez księgarnię czy na samej stronie danej księgarni w postaci krzykliwych animacji – na takie rzeczy zamykam oczy automatycznie.

    0
  9. FortArt pisze:

    Zdecydowanie największy błąd to akcje w stylu „300 książek od 9,90”. Tego nie da się przejrzeć sensownie. Na dodatek zwykle wymieszane są w nich książki z kompletnie różnych kategorii – i nie da się tego filtrować. Co ja mogę, przeklinać 20 stron i może jakiś obrazek rzuci mi się w oczy?

    Zdecydowanie ciekawsze są promocje tematyczne na konkretnych autorów albo tematykę np na kryminały. To ma sens. Na wydawnictwo już mniej, na ogół nie mam pojęcia kto wydaje książki, które czytam i niewiele mnie to obchodzi – przecież i tak każde wydaje setki książek lepszych i gorszych, żadne to kryterium.

    Co do karuzel to rzecz dla mnie obojętna, nie wchodzę na strony główne księgarni (po co?), czytam newslettery zarówno od wydawców jak i ze Świata Czytników. Co ciekawe czasem w newsletterach wydawcom obrazkami udaje się skutecznie ukryć ciekawą dla mnie promocje i dopiero ze ŚCz dowiaduję się o nich. :)

    2
  10. vlysses pisze:

    Jeśli chodzi o punkt 4. liderem jest zdecydowanie Ebookpoint… 60 stron promocji, których nie da się w żaden sposób posortować (kategoria, cena). Tak powiedzmy druk+ebook – mam kilka pozycji, które chciałbym mieć w obydwu wersjach, ale nie pojawiły się na pierwszych trzech stronach. A potem po prostu odechciewało mi się klikać.

    1
    • Ebookpoint pisze:

      vlysses, pracujemy nad zmianami, niebawem zobaczysz efekty ;)

      1
      • vlysses pisze:

        Dobrze wiedzieć, że księgarnie śledzą tego typu artykuły i, co ważniejsze, analizują uwagi :)

        1
    • Spriggana pisze:

      Ja jednak stawiam na Woblink. Wchodzimy sobie na stronę http://woblink.com/ebooki-promocje – niby możemy filtrować po różnych kategoriach, ale co z tego, jeśli nigdzie nie widać ile pozycji w danym momencie spełnia nasze kryteria, a żeby się o tym przekonać trzeba przewinąć ekran do samego dołu – ale tak całkiem do dołu, nie wystarczy że widzimy pół okładki ostatniej książki – i odczekać aż załaduje kolejną porcję. Czynności powtórzyć nieznaną liczbę razy, aż dojdziemy do wniosku że teraz już naprawdę lista się skończyła, a nie chwilowo przymuliło serwer/łącze.
      Interfejs Woblinika to w ogóle temat na epopeję jest…

      1
      • vlysses pisze:

        Dlatego właśnie, że interfejs i wygoda użytkowania Woblinka jest jaka jest mam tam zaledwie dwie zakupione książki. I musiałoby być coś naprawdę atrakcyjnego, żebym kupił kolejne.

        0
      • zipper pisze:

        Minusem jest też przyklejenie paska górnego na stałe do ekranu. Im mniejszy ekran (netbook, tablet), tym bardziej to wpienia.

        A przydatność zerowa.

        0
  11. Krzysztof pisze:

    Niestety, smutna prawda i to nie tylko dla sklepów z e-książkami, ale też tych z tradycyjną książką, jak i reszty sklepów z dobrami kulturalnymi. Czasami mam wrażenie, że zarządcy tych sklepów sami nie są klientami, bo jak widzę, że 80% sklepów wysyła 1 newslettera dziennie (czasami nawet 2), to od razu idzie mi kursor na wypisywanie się. Kilka księgarni i robi się kilkanaście (czasami wtórnych, napaćkanych graficznie bez konkretów informacyjnych) mejli w skrzynce. Każdy chce być lepszy od drugiego, a w efekcie wszystko podobne do siebie – istny spam reklamowy. I nie zgodzę się z autorem, powiem, że lepiej przygotować 1 ofertę na tydzień (nawet 2,3), ale konkretną (może nawet częściowo spersonalizowaną). Nie da się robić dobrej oferty codziennie, poza tym to są książki – spora grupa czytelników nie kupuje ich codziennie.

    Pozostałe punkty to już klasyczne grzechy marketingu właściwe również innym branżom. Powiem tak, niestety, e-księgarnie psują sobie rynek tak jak od 20 lat robiły to księgarnie tradycyjne. O efekcie pisać nie muszę. taka fala niekończących się promocji znajdzie swój finał, że będą się liczyły może z 1-2 sklepy, a reszta będzie na granicach opłacalności . A może wszystko zgarnie Amazon? Kto wie? Udostępniajcie ten post, a właściciele sklepów z (e)książkami niech czytają go i komentarze pod nim też.

    Świetny, konkretny wpis Robercie, dawno już takiego nie było.

    0
    • Mickey. pisze:

      Z drugiej strony wielkie chapeau bas ode mnie dla Ebookpoint, bo od ponad pół roku to JEDYNA księgarnia, która mi jeszcze nie wysłała żadnego spamu, tzw. newslettera. Publio, Woblink, Nexto, Aledrogo, Virtualo ślą codziennie, co drugi dzień, a ja nic tylko je od razu kasuję. (Dobrze, że przy rejestracji nie podałem głównego adresu.)

      1
      • Robert Drózd pisze:

        A to nie zależy po prostu od ustawień w panelu klienta? W Virtualo mam odznaczone „Tak, chcę otrzymywać informacje o nowościach w Virtualo” i newsletterów nie dostaję…

        0
      • rudy102 pisze:

        Polecam czytać co się zaznacza w trakcie rejestracji i odznaczać niepotrzebne rzeczy..

        1
        • Mickey. pisze:

          Mądralo, w Publio mam wszystko odhaczone, a maile dostaję prawie codziennie. W Woblinku nawet nie widzę opcji newsletterów, w Ebookpoint wszystko było odhaczone, a w ebook.allegro nie ma żadnych ustawień konta.
          A drobne druczki przy rejestracji zawsze czytam i wszystko, co się da, odhaczam.

          0
  12. rudy102 pisze:

    Za dużo promocji to z jednej strony wada, bo jest w nich ciągle sporo badziewia, co w połączeniu z punktem 4 czyli fatalnym interfejsem wielu księgarń, potrafi zniechęcić.
    Ale z drugiej dla osób takich jak ja, które nie zapłacą panu Gembickiemu za Wiedźmina 30 zł od sztuki, tylko sobie pobiorą wiadomo skąd, jest to szansa na kupienie czegoś interesującego w akceptowalnej cenie.

    0
  13. Cyber Killer pisze:

    Ale ja lubiłem chmurki tagów – były bardzo użytecznym narzędziem, dla szybkiego przeglądu contentu jaki był tagowany przez userów. Szybko i elegancko było widać te ważniejsze tagi, a te mało znaczące były spychane na margines.

    Co do artykułu – ja bym jeszcze dodał te wspaniałe 10 tysięcy darmowych ebooków w każdej księgarni. To jest jakaś masakra. Nie dość że wszędzie to samo, wszystko to domena publiczna, nie ma jak za 1 klikiem ściągnąć ich wszystkich, z każdym trzeba osobno go kupić za 0 zł. Wisienką na torcie są ebooki z poezją – tomiki wierszy rozbite tak, że każdy wiersz jest osobnym ebookiem – bezużyteczne! No ale zamiast 1 ebooka księgarnia ma ich w to samo miejsce 40 :-P. Klasyczny przypadek ilość vs. jakość, ale przegięty do niemożliwości. Tomik poezji byłby czasem fajny, ale nie będę zbierać kolekcji rozrzuconych pojedynczo wierszy. Przez to bardziej ciekawe/wartościowe darmowe książki giną w księgarniach, np darmowa antologia opowiadań grozy „Halloween po polsku” – jak się nie zna i konkretnie nie wyszuka to nie sposób na to trafić.

    1
    • Dumeras pisze:

      Ale wychodzi na to, że ludzie to łykają i im to pasuje, bo metoda jest nagminna. I nie tylko księgarnie, ale też i producenci czytników, czy gazety z płytami. Kiedyś o mały włos się tak nie nadziałem. Na okładce gazety dużymi literami 5000 darmowych e-booków. Zanim kupiłem gazetę udało mi się sprawdzić listę tych książek. Chyba ponad 90% to były wiersze, każdy wierszyk, choćby haiku był osobną pozycją. I człowiek się tylko zastanawiał jaką dysfunkcje miała osoba za to odpowiedzialna. Czy ktoś pomyślał, ile trzeba się na klikać, żeby zapoznać się z twórczością któregoś z wieszczy? Żeby znaleźć to co nas tak na prawdę interesuje, przejrzeć tą kupę złomu? Oczywiście wszystko „starocie” z domeny publicznej + kilka staaaarych lektur. żywcem skopiowanych z „wolnelektury”.

      Jedna z polskich księgarni przy zakładaniu miała taki mały bonusik, przy założeniu w „promocji” do biblioteczki wrzucała kilka pozycji za darmo. Chyba oprócz jednej pozycji (dokładnie nie pamiętam) reszta były darmowe pozycje z domeny publicznej. Po co? U mnie to śmieci w biblioteczce.

      1
  14. KaCzKa pisze:

    ,,Tylko nieliczne próbują mi zaproponować coś, co pasuje do moich poprzednich zakupów.”

    Czytałeś Internet, czas się bać? Książka momentami głupawa, ale akurat aspekt zamykania nas w bąbelkach akurat dość interesujący. Więc może dobrze, że tylko nieliczne próbują proponować coś, co pasuje.

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Czytać próbowałem. Temat ważny i mocno opisany, ale po tym jak Orliński parę razy dopasował fakty do tezy, dałem sobie spokój. W rekomendacjach ważne są dwa nurty:
      – albo: wiemy co jest dla Ciebie ważne ze względu na to co wiemy o Tobie
      – albo: mówimy co jest dla nas czy też ogólnie ważne – i tu mamy np. polecenia ze strony pisarzy, blogerów itd.
      Obu tych rodzajów mi brakuje.

      1
      • KaCzKa pisze:

        A możesz coś więcej o dopasowaniu faktów do tezy? Bo mnie raczej niektóre fakty nie przeraziły :) ale mam za małą wiedzę na wykrycie błędów w faktach.

        =======

        Ja generalnie gościa nie trawię, ale akurat te bąbelki to ma rację. Bo np. YT mi masowo Korwina wciska. I teraz pytanie, czy faktycznie nagle Korwin stał się bożyszczem polityki czy też może YT tak uznał, bo gdzieś kliknąłem i wpadłem w bąbelek. Dlatego akurat myślę, że proponowanie czegoś na podstawie historii zakupów rodzi ryzyko zabąbelkowania.

        0
        • asymon pisze:

          Na przykład krytykuje koncerny za „optymalizację finansową” i wynoszenie się na Cypr. Chwilę później chwali bardzo firmę GOG… zarestrowaną na Cyprze.

          Ale najlepsze jest to, że chciałem napisać parę ciepłych słów o książce na blogu WO. Niestety, komentowanie wymaga założenia konta na gazeta.pl, czyli de facto google :-) Ale książkę polecam, choć w zasadzie niczego nowego się nie dowiedziałem (może poza polemiką z mitem „piraci kupują więcej”).

          Tak a propos moich prywatnych paranoi, dziś wychodzi książka Glenna Greenwalda o Snowdenie, czytałem wczoraj opis Orlińskiego w Wyborczej, poleca bardzo.

          0
          • mint pisze:

            @GOG, Cypr, optymalizacja

            GOG jest chwalony w książce za sposób dystrybucji gier, a nie za uczciwe rozliczanie podatków. Inny rozdział, inny kontekst. Nawet zakładając, że autor wie o ucieczce GOG-a na Cypr, na czym miałoby tu polegać manipulowanie faktami, żeby pasowały do tez?

            Nawiasem mówiąc, książka Greenwalda ukazała się po polsku 13.05.

            0
        • Robert Drózd pisze:

          Na przykład przytoczył znaną sprawę z zablokowaniem konta przez Amazon użytkowniczce o czym pisałem kiedyś – http://swiatczytnikow.pl/bez-paniki-amazon-zamyka-i-otwiera-konta-kiedy-i-z-jakich-przyczyn/ – w zasadzie bez wyjaśnienia się o co tam chodziło kontynuował wywód, opierając się na fakcie, jaki to Amazon jest zły.

          0
          • asymon pisze:

            Hm, ale o ile pamiętam, WO ktytykuje nietransparentną politykę firmy (zresztą podobnie pisze np. o facebooku) dotyczącą blokowania/usuwania kont.

            Nie dostajesz ostrzegawczego maila „kliencie, stąpasz po cienkim lodzie”, w przypadku blokady, nie dostajesz maila „zablokowaliśmy twoje konto, bo…”, tylko po prostu, bach, blokada.

            I martw się teraz, człowieku, możesz oczywiście narobić szumu w internecie i social media, może wtedy jakiś junior PR manager odpisze „wykryliśmy naszymi algorytmami, że z twojego konta wykonano zbyt dużo zwrotów elektroniki” (inna sprawa, opisywana ma mobileread). W Europie taką firmę zjadłyby organizacje konsumenckie (chcę w to wierzyć), firmy amerykańskie są nietykalne.

            0
    • Dumeras pisze:

      Wiesz, są pewne różnice, każdą wiedzę można wykorzystać na różne sposoby.
      Jakiś czas temu kupowałem sprzęt agd do kuchni, czytałem sporo testów lodówek i piekarników, porównywałem ceny, itp. Google chyba dopiero po 3 miesiącach o tym zapomniał, przez ten czas, choć dawno byłem po zakupie wyświetlały mi się profilowane reklamy tego sprzętu. Bezsens. Zwłaszcza, że nawet podczas poszukiwań, nie kliknąłem w reklamę profilowaną i linki sponsorowane. Efektywność 0%, irytacja 100%.

      Ale wiem, że w przypadku książek i księgarni byłoby odwrotnie. Jeśli w danej księgarni kupiłem kilka pozycji z działu fantastyka, gdy jestem zalogowany to przeglądam pozycje z tej kategorii, klikam banery z promocjami z tej kategorii. To jaki sens jest wyświetlać mi pozycje z działu romanse? Ok, od czasu do czasu jakąś mega promocję, nowość mogą mi zaprezentować, jeśli akurat nic z działu fantastyka nie mają. Tutaj profilowanie by się sprawdziło, a na pewno mniej irytowało.

      ale niech sprawdzają, czy już tej pozycji nie mam w biblioteczce. Nic tak nie irytuje, jak jeszcze raz wciskanie tego co już jest na mojej półce, zwłaszcza, że mam spore opóźnienia i niekoniecznie muszę pamiętać, że 3 miesiące temu kupiłem już tę książkę ;-)

      0
  15. Rafal pisze:

    Kiedyś w recenzji bodaj Avatara przeczytałem, że w tym filmie brakuje efektów specjalnych. Autor tłumaczył, że kiedyś w kinie to było tak, że filmy były jakie były, keczup zamiast krwi i markowane ciosy aż kuły w oczy. I jak na dwugodzinny film producenci zafundowali nam jeden prawdziwy wybuch – to był właśnie efekt specjalny, było WOW i ludzie tygodniami o tym mówili. A film robiony od A do Z na komputerze, gdzie klatka po klatce to wymuskane, efektowne, świecąco-błyszczące „efekty” – to właśnie film BEZ efektów specjalnych. Bo nic w nich specjalnego.
    Po tym przydługim wstępie – o promocjach. Właśnie, gdy codziennie każda księgarnia daje po kilka promocji, to już nie są to promocje. Właściwie nie wiem co to jest. Jaja z ludzi robią? Swoją pracę deprecjonują? Wartość książek zaniżają? Promocja to by była, gdyby raz na miesiąc/kwartał zrobili „dwa w cenie jednego” albo coś tematycznego. Wtedy byłoby i wrażenie, i sprzedaż, i w ogóle WOW. A tak? 9,90? Niedługo i to się znudzi. A już w ogóle to łez (ze śmiechu i rozpaczy na raz) doprowadzają mnie księgarnie, które permanentnie, z założenia i bez wyjątku mają przy każdym produkcie cenę regularną i „u nas tylko…”.
    Mnie osobiście taka mnogość promocji irytuje. I od jakiegoś czasu kupuje to co chcę/potrzebuję tam gdzie akurat „mam po drodze” i nie patrzę, że daję 40 zł za coś co jutro może być za dychę. Albo Kazikowe dwanaście groszy. Bo bydłem nie jestem, żeby mnie tutaj do koryta ściągać nieco większą ilością pulpy na obiad ;)
    Oczywiście dużo ironii jest w tym co piszę. Wiem jakie są realia. Że trzeba walczyć z piractwem, że księgarnie walczą między sobą, że takie promocje to dla niektórych jedyna szansa na zakup e-booka z legalnego źródła. No ale cóż – mam swoje zdanie i nie waham się go użyć ;)

    0
    • Dumeras pisze:

      I do tego dochodzi efekt książek, które permanentnie są w każdej promocje. 500 książek już od 7zł i tak co tydzień i ciągle te same pozycje.
      Stałą cenę ebooka wciska się jako promocyjna.

      I jeszcze jeden minus naszych „promocji”. Książka papierowa ma ceną okładkową np. 40zł. Jest w promocji już w dniu premiery dajmy na to za 35zł.
      A ebook jest w mega promocji za 50% ceny. Tylko, że tej ceny „papierowej”. I dość szybko się okazuje, że to jest jego normalna cena.

      0
  16. repetitio pisze:

    … bo może w wirtualnym świecie nie obowiązują już „22 niezmienne prawa marketingu” Riesa i Trouta?

    0
  17. 8 o'clock pisze:

    Nie wszystkie księgarnie są przygotowane od rana, czyli od godziny 7 – 7.30, z promocjami dnia. Akurat o tej porze zazwyczaj mam czas obejrzeć promocje, później już niekoniecznie.

    Następnie kłopot z sortowaniem, o czym jest już mowa w artykule, w jednych księgarniach sortowanie wypada lepiej, w innych gorzej. Ponadto podczas sortowania np. 5-6- więcej stron chcę dowiedzieć się czegoś o tytule i klikam na książkę, żeby przeczytać jej opis. Potem WRACAM – i zamiast wrócić na stronę np. nr 5 – przerzuca mnie na sam początek, czyli zawsze na stronę 1. Wtedy albo rzucam przeglądanie, albo przestaję się interesować pozycjami, które wcześniej mnie ciekawiły, skupiając się tylko na tym, co dokładnie znam i o czym nie muszę czytać.

    Promocje do 9,90 mnie akurat nie deprecjonują wartości książki, może u innych jest inaczej. Korzystałam z księgarni TaniaKsiążka i jestem przyzwyczajona do paru złotych za ciekawą pozycję lub okresowych przecen w księgarniach sieciowych.

    W jednej z księgarni odstrasza mnie nadmiar formatu pdf (tak, wiem, że zawsze księgarnia to zaznacza, ale ja kiedyś przy kupnie przeoczyłam) a przede wszystkim bałagan – w tej minucie coś jest w promocji, w drugiej nie ma, dziś jest mój bank, jutro na moment z płatności w księgarni znika. Zamiast borykać się z bałaganem, mogę znaleźć ciekawe promocje w innej księgarni, tę sobie odpuszczam.

    Wkurzają też mylne banery, np. „60% mniej” lub „cała oferta wydawnictwa X!” (a tylko część oferty X danej księgarni).

    Poza tym podczas promocji nakupowałam multum interesujących mnie pozycji. Nigdy nie miałam takiej kolejki do czytania, jak teraz w e-bookach. W tych promocjach (bardzo tanio za pozycję), wydałam więcej pieniędzy, niż wcześniej wydawałam na drogie książki. Dlatego osobiście jestem zainteresowana mniejszą ilością promocji, dzięki czemu mój portfel będzie bardziej zasobny ;)

    1
    • Pedro pisze:

      ” Ponadto podczas sortowania np. 5-6- więcej stron chcę dowiedzieć się czegoś o tytule i klikam na książkę, żeby przeczytać jej opis. Potem WRACAM ”

      Ło ludzie, no to otwieraj w nowej karcie i po przeczytaniu opisu kartę zamykaj. :D

      0
  18. inkognit pisze:

    Świetny tekst !
    ja chciałbym dodać jedno słowo – WYSZUKIWANIE !!!
    jeżeli chcesz coś znaleźć na stronie księgarni i wpiszesz „szkocja” to dostaniesz zupełnie inne wyniki niż gdy wpiszesz „szkocki” – wpisanie „szkot” „szkoc” również nie daje pożądanego rezultatu…
    więc jak tu swobodnie znaleźć coś w interesującym nas temacie …
    już kiedyś o tym tu pisałem – i podobno miało się zmienić … podobno …

    1
    • inkognit pisze:

      dodam jeszcze jedno
      księgarnia nie powie Ci że już masz taką książkę – musisz sam sobie sprawdzić na swych „pułkach” czy tę pozycję już tu kupiłeś
      mi już zdarzyło się kupić po raz drugi ten sam tytuł ( kupując kilka książek w trakcie promocji…)
      chyba przyzwyczaiłem się do wygody na Amazonie…

      0
      • asymon pisze:

        A mi udało mi się kupić w Amazonie dwa razy to samo, po prostu inne wydanie ebooka, inny nr ASIN i cały misterny plan…

        Połapałem się, gdy już było za późno na zwrot, na szczęście książka była w bardzo promocyjnej cenie.

        0
      • kunaka pisze:

        Z miesiąc czy dwa temu specjalnie sprawdzałam aspekt zdublowania książki na półce. Zabezpieczenie miał wtedy tylko ebookpoint i ebooki.Allegro. Reszta nawet nie kwiknęła, że pozycja jest na półce.

        0
  19. lazega pisze:

    Denerwuje mnie:
    – brak programów lojalnościowych w księgarniach. Np. jeżeli kupisz X książek kolejne ileś % taniej, albo jeżeli kupiłeś za X PLN kolejne zamówienia X PLN taniej.
    – brak zachęty do kupowania większej ilości książek, np. kupisz 3, czwarta np. za 1/2 ceny
    – brak „prezentów urodzinowych”; często w tym dniu jesteśmy bardziej skłonni do wydawania – więc dlaczego z tego księgarnie nie wykorzystają dając w tym dniu jakiś bon, albo indywidualny rabat za wydanie iluś PLN
    – brak rekomendacji – opisane wyżej
    – brak ilości stron papierowych przy opisie książki – jestem osobą lubiącą GRUBE książki, istotna jest dla mnie informacja o tym ile czasu będę miał przyjemności z książką.

    0
    • beatriks pisze:

      „brak ilości stron papierowych przy opisie książki” – ostatnio jest taka moda wydawców, iż tekst w książce jest drukowany czcionką 16; dopiero masz grubą książkę…

      1
      • Robert Drózd pisze:

        O tak. Np. trzecia część „Jezusa z Nazaretu” Ratzingera. W oryginale broszurka, bo miał być to dodatek do dwóch głównych, w papierze niemal tomisko. :-)

        1
      • zipper pisze:

        Najlepszym przykładem jest Metro 2034. Wizualnie książka jest równie gruba, co Metro 2033. A w rzeczywistości… Jest o połowę krótsza!

        Wielkie marginesy (także z góry i z dołu!), ogromna czcionka, po każdym rozdziale pusta kartka i można walnąć 40 zł na okładkę.

        0
    • anda pisze:

      Trochę działajacych programów lojalnościowych jest.
      Bumerang w Woblinku, punkty za zakupy w Nexto i Ebookpoincie, zniżki w Virtualo („programów” Gandalfa i Legimi nie liczę – w pierwszym program zakup dwóch czytników dostarcza punktów ledwo dających… darmową dostawę, w drugim punkty szybko znikają).

      0
  20. zipper pisze:

    Nie ma czegoś takiego, jak „za dużo promocji”, poważnie. Wystarczy spojrzeć na rynek międzynarodowy, codzienne promocje to jest standard.

    Czemu ma to służyć? Ano odpowiedź jest oczywista – jeżeli codziennie jest nowa promocja to jest duża szansa na to, że klient będzie wchodził na twój serwis CODZIENNIE. A to jest ogromny plus.

    Zgadzam się natomiast co do przesycenia poszczególnych promocji – szczerze mówiąc wolałbym jakąś ściślejszą selekcję niż 700 tytułów co tydzień w przecenie i to coraz częściej tych samych, tylko w różnych konfiguracjach.

    Co do fotografii z artykułu – ograniczenie ilościowe przy cyfrowej dystrybucji wygląda kuriozalnie, ale ma jedno zadanie – nie dopuścić do wyczerpania potencjału sprzedażowego danego tytułu. Bo jeżeli dana książka jest często i nielimitowanie w promocjach za ułamek ceny praktycznie wyklucza sprzedaż w normalnej cenie. Dlatego też niektóre książki są tak często w promocjach – bo poza nimi po prostu się nie sprzedają.

    0
    • zipper pisze:

      Aha, jeszcze co do oszukanych promocji – do virtualo, cdp i nexto z tego powodu nie zaglądam. Jak tylko widzę u nich banner „promocja DO 50%” to już wiem, że nie ma tam czego szukać.

      0
      • Robert Drózd pisze:

        I sporo Cię omija, bo jednak czasami mają najlepsze ceny na dany temat – np. Virtualo z WAB. Akurat „do 50%” to stosują niemal wszyscy.

        1
        • zipper pisze:

          Może mnie omijać, ale nie mam czasu sprawdzać ich wszystkich promocji.

          Sprawdzałem kilka i często było tak, że przy promocjach „do 50%” na 50% była przeceniona JEDNA książka i to w dodatku jakieś byleco. A reszta już maksimum 30%…

          Virtualo samo na siebie bicz ukręciło w moim wypadku, bo dają możliwość sortowania promocji po wysokości rabatu. Kilka razy zobaczyłem, że te promocje są „oszukane” i mi się odechciało.

          0
  21. krzysztofb pisze:

    Dobrze wypunktowane.
    Jak nie podano tłumacza książki, która krąży w różnych wersjach, to nawet promocja mnie nie przekona. Przy Władcy Pierścieni wg Skibniewskiej wreszcie to zauważyli ale przy Diunie już nie.
    Ebookopoint
    + za stałą zniżkę
    + za naprawienie duplikatów w schowku
    + za linki do Amazonu
    – za brak sortowania
    – za problemy z zegarem. Po północy pojawia się info o promocji ale szczegółów często nie wyświetla
    MT Biznes
    WIELKI minus za brak nawet tytułu oryginału książki, że o linku do Amazonu nie wspomnę

    0
  22. rudy102 pisze:

    OFFTOP
    Ile trzeba czekać na poprawienie pliku w Publio przy bardzo małym problemie?

    0
    • YuukiSaya pisze:

      Sama poprawka zależna jest chyba raczej od wydawnictwa, więc…

      0
      • Publio.pl pisze:

        Właśnie tak jest – uwagi przekazujemy wydawcom, którzy poprawiają pliki i przesyłają do nas nowe wersje. Czas poprawki zależy więc często od wielu czynników.

        0
    • vlad pisze:

      napewno dłużej niż Calibre -> Edytuj książkę :)

      0
      • Ar't pisze:

        Może i dłużej, ale nie po to się płaci by dostawać produkt jakości z chomikarni :P to raz.
        2. Tak poprawiasz tylko sobie, a tak poprawka jest również dla innych. Nie bądź samolubem :D
        3. Przyszłe wydania mają szanse być zrobione lepiej.
        4. Nie każdy ma ochotę się grzebać w kodzie.

        0
  23. scieslik pisze:

    Po pierwszym zachłyśnięciu się promocjami teraz podchodzę do sprawy inaczej.
    Śledzę nowości wydawnicze, czytam recenzje starszych książek – w ten sposób wybieram książki, które mnie interesują i czekam na promocje wybranych pozycji.

    0
  24. martyna pisze:

    Zgadzam się z całym artykułem. Dla mnie najbardziej zniechęcające są promocje typu „300 książek po 9,90 zł!”. Nie mam czasu ani ochoty przeglądać tego wszystkiego i w efekcie nie kupuję. Wolę tematyczne promocje.

    0
    • inkognit pisze:

      a dziś widzę w promocji –
      585 e-booków po 7,90 zł
      ….

      nowa jakość- nowa ilość ;-)

      0
      • asymon pisze:

        Jest dobrze, od niedawna można wybrać co nas interesuje, żeby jeszcze dało się jakoś odznaczyć co nas nie interesuje.

        EDIT: Np. wydawnictwo RW2010 i pozycje typu „Lubelska masakra kotem podwórkowym” czy „Trzeci cycek”…

        0
        • Dumeras pisze:

          akurat „trzeci cycek” jest nie najlepszym przykładem, to self-publishng autorki, która co nie co renomy wyrobiła sobie publikując w latach 80 i 90 ;-)
          ale co do samej promocji się zgodzę, większość to pozycje z rw2010 (selfpublishing), gdzie promocja to 20%
          a jeśli kupi się bezpośrednio na stronie wydawnictwa, to będzie jeszcze taniej niż w dzisiejszej promocji
          wspomniany tutaj „trzeci cycek” na stronie rw2010.pl jest w cenie równo 7zł
          PROMOCJA? woblink sobie pojechał po bandzie :-/
          a jak sprawdzi się w porównywarce na swiatczytnikow.pl jeszcze atrakcyjniejszą cenę można znaleźć ;-)

          0
  25. Qiuqiao pisze:

    Zrozumiałam tekst i przychylam się do argumentów, bo sama jestem ofiarą promocji i gubię się w tym gąszczu.
    Ale druga myśl jaka przychodzi do głowy (z przymrużeniem oka): ot, problemy pierwszego świata. Biedni konsumenci mają za duży wybór a chcieliby, żeby ktoś im podpowiedział jak mają wydać swoje pieniądze. To jak z wyborem 10 proszków do prania w sklepie, stoi się z koszykiem jak słup soli i nie wiadomo co począć… ;) I jeszcze druga refleksja: nie ma promocji – źle. Są promocje – źle, bo za dużo. Polakowi nie dogodzisz ;)

    0
  26. asymon pisze:

    A nie jest tak, że ta „promocyjna” cena, to taka, jaką klienci (rynek) są w stanie dać za ebooka, uważają za odpowiednią, czyli w zasadzie cena „normalna”? Tylko że my, klienci lepiej się czujemy widząc na paragonie -50%? Tak jak w dowcipie „oni udają, że płacą, ja udaję że pracuję”? Stąd te ciągłe promocje, nie tu, to tam.

    Raz na jakiś czas czuję, że bardzo chcę coś konkretnego przeczytać, ale nawet jeśli bardzo mnie ciśnie, nie kupuję w cenie „okładkowej” np. 39,90, bo nie zdarza się żeby książka, nawet wkrótce po premierze, kosztowała 20-25zł, a tyle z bólem serca jestem gotów zapłacić. Ręka do góry – zakupił ktoś ebooka „Opowiadania nowojorskie” w cenie okładkowej?

    0
  27. g pisze:

    Fajnie, że poruszyłeś ten temat.
    Ciekawe, czy księgarnie to przeczytają a co najważniejsze, czy wprowadzą jakieś zmiany, bo komentarze są dość jasne.
    Szczerze mówiąc to liczyłam na odpowiedzi księgarni już w wątku :)

    Mnie najbardziej wkurza 300 książek po ileś tam. Na weekendowe promocje Woblinku już od jakiegoś czasu nie zwracam uwagi, szkoda zdrowia.
    Przeszkadza mi także brak sensownych rekomendacji (wspomniane przez Roberta listy osobiste/wakacyjne od Publio były moimi ulubionymi promocjami, nie tylko zw wzg na świetne ceny) oraz kiepskie i niewystarczające opisy książek.
    Marzy mi się integracja księgarni z Lubimyczytac.pl :)

    Najbardziej lubię 2-3 konkretne tytuły w dobrej cenie, czyli jakieś 50-40% taniej niż papier.

    0
    • Publio.pl pisze:

      Cieszy nas, że podobała Ci się Wakacyjna Lista Osobista. Na pewno będziemy kontynuować tę tradycję. Jeśli zaś chodzi o Lubimy Czytać – od kilku dni widać nas w porównywarce cen obecnej na stronie. Na Warszawskie Targach Książki przygotowaliśmy też wspólny konkurs dla czytelników [i planujemy kolejne :)]
      Ciekawi jesteśmy, jaką integrację księgarni z LC masz na myśli? Chodzi Ci np. o połączenie bazy recenzji i dyskusji obecnych na LC z zasobami e-księgarni?

      0
      • Ar't pisze:

        Ciekawi jesteśmy, jaką integrację księgarni z LC masz na myśli? Chodzi Ci np. o połączenie bazy recenzji i dyskusji obecnych na LC z zasobami e-księgarni?
        Pewnie było by to dość trudne, ale jak się da, to ma to sens.

        Mniej kłopotliwe IMHO rozwiązanie to bezpośredni link z książki w publio do książki w LC, no i nie zapominajmy o biblionetce :P

        0
  28. Darth Artorius pisze:

    Jestem świeżym e-czytelnikiem choć papierowych książek przeczytałem sporo. W czasach Internetu poluję na tanie książki papierowe i tanie ebooki. Nie ma zmiłuj. Dlatego cieszę sie kiedy księgarnie maja promocje za 9,90 zł lub do 14 zł. Tyle chętnie dam,za książkę (ebook) której szukam. Ustawiam też wyszukiwanie na takiej znanej pewnie wszystkim stronie (nie piszę jakiej bo nie wiem czy Szef Bloga sobie życzy). No więc – kocham promocje ! :)

    0
  29. sebas pisze:

    Drażnią mnie promocje w stylu „do 50%”, gdzie oferowanych jest wiele tytułów. Tylko jak się człowiek przyjrzy to ciekawych pozycji jest tylko kilka i przecenionych max 10%. Trzeba czasu aby to przejrzeć, a i tak nic nie znajduje ciekawego.
    Kojarzy mi się to z koszami z wyprzedażą w supermarkecie, gdzie np. wrzuconych jest wiele płyt z muzyką, filmów, czasami książek. W większości tandeta. Te też omijam szerokim łukiem.

    0
  30. bagienny pisze:

    Dorzuciłbym jeszcze, że promocja obejmuje stale te same tytuły z przerwą góra dwumiesięczną. Jedyna szansa na faktyczną promocję jest wówczas kiedy pojawia się nowy tytuł.
    Nie zgadzam się ze slajdami. To jest świetna rzecz. Parę kliknięć i od razu wiadomo, że nie ma ciekawych promocji ;]

    0
  31. mól książkowy pisze:

    A może promocji jest tyle bo książek jest… zbyt dużo? Ostatnio próbowałem wybrać coś z promocji proponowanych przez RSS. Nic nie kupiłem, mimo dziesiątek książek w promocjach. To co uznałem za warte przeczytania było nie po 10-15 zł lecz od 23 zł w górę. Dziękuję, poczekam. Tyle, że właśnie nie mam co czytać i okazuje się, że chyba jestem uzależniony… Nic to, żona nadrobi zaległości bo czytnik wolny ;)

    0
  32. Wilk pisze:

    Ad.3 – najzabawniejsze są te pseudopromocje, w których nawet po rabacie e-book wychodzi niewiele taniej (np. 10%), a czasem i drożej od wersji papierowej :)

    0
  33. kunaka pisze:

    Są sposoby na wyłuskiwanie z promocji interesujących nas tytułów. Natomiast narzekanie na zbyt niskie ceny i zbyt wielu produktów, to już jakaś kliencka hipokryzja. Jeżeli księgarnia ma ochotę i możliwość sprzedać mi książkę za 5-10 zł, a ta książka mnie interesuje, to ją kupuję, a nie zastanawiam się, czy to psuje rynek i jest opłacalne dla tejże księgarni. Wkurzam się raczej, kiedy wydawnictwa wypychają papier w takiej cenie, że księgarnie mogą go sprzedawać po 7-10 zł, gdy tymczasem dokładnie te same tytuły jako e-booki w giga promocji kosztują 17-20 zł, a na taki podatek od luksusu to mnie nie stać… Więc bardzo poproszę, niech będą promocje, niech się kręcą, niech mam możliwość wyboru, bo drodzy moi, jak wydam 40 zł na książkę dla siebie, to już nie starczy mi na książkę dla męża ani dla córki, a każde z nas czyta co innego. Czy ja takim wyjątkiem jestem?

    0
  34. adamba pisze:

    A mi brakuje takiej opcji w porównywarce: wybieram tytuł, wpisuję cenę, czekam aż ebook cenowo zejdzie do pożądanej ceny i dostaję maila. Wtedy ilość promocji absolutnie nie przeszkadza, bo nie muszę ich śledzić :)

    0
  35. Brunhi pisze:

    Podpisuję się pod tym obiema rękami. Osobiście najbardziej brakuje mi 5 czyli skutecznych rekomendacji. Lubię promocje tematyczne, takie, gdzie są chociażby trzy zdania komentarza do wyboru. Wolałabym mniej promocji a za to fajniej przygotowanych. Zresztą, jak się zastanowię, to w każdej dziedzinie najwierniejszą klientką jestem w tych sklepach, które oferują coś więcej niż tylko wirtualne półki. Czyli w przypadku internetowych księgarni marzyłoby się, żeby byli tam zastępcy/następcy prawdziwych księgarzy – ludzie, którzy znają książki albo chociaż umieją zbierać opinie i umieją je polecić.

    0
  36. Adam pisze:

    Oczywiście, że by klikali w tagi, gdyby te tagi były sensowne. Na przykład: KODY WOBLINK. Gwarantuję klikalność. :-)

    0

Skomentuj scieslik Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.