Za drogo? Ustaw alerty cenowe na e-booki i kupuj taniej!

250 milionów straty? Coroczne jęczenie nad piractwem e-booków

To jest temat, który wraca niemal każdego roku, nie tylko w sezonie ogórkowym. Rzeczpospolita głosi: Piraci zabierają wydawcom książek 250 mln rocznie!

Artykuł zaczyna się od informacji przydatnych i ważnych.

Obecnie e-booki objęte są 23-proc. VAT-em, a papierowe książki: 5 –proc. stawką, co hamuje rozwój rynku tych drugich. – Z badań Biblioteki Analiz przeprowadzonych na 2,5 tys. czytelników książek wynika, że 37 proc. z nich chce płacić za e-booka połowę ceny tradycyjnej książki – mówił Łukasz Gołębiewski, prezes Biblioteki Analiz. Kolejne 26 proc. oczekuje ceny na poziomie 9,90 zł.

Jest to zbieżne z tym, co sam widzę po ruchu na blogu. Cena w wysokości połowy papieru (np. 15 zł zamiast 29 zł) jest już sensowna – a 9,90 uruchamia często kupowanie impulsowe – bardziej jesteśmy skłonni, żeby e-booka kupić, nawet jeśli w normalnej cenie byśmy na niego nie zwrócili uwagi.

O spadku czytelnictwa:

Za tydzień podczas Targów Książki będziemy prezentować kolejne wyniki badań czytelnictwa Biblioteki Narodowej. Spadek czytelnictwa, jaki pokazują, jest przerażający, przy czym załamanie widać głównie w grupie najchętniej dotąd czytającej – mówił Włodzimierz Albin. Z najnowszych, jeszcze niepublikowanych badań Biblioteki Narodowej wynika, że tylko 39 proc. Polaków w ogóle czyta książki. –  Ale to nie są ci czytelnicy, na których najbardziej wydawcom zależy. Tacy, czyli ci czytający co najmniej sześć książek rocznie, stanowią tylko 11 proc. Polaków, a ich grupa się zmniejsza.

Dlaczego się zmniejsza? Tu nie ma odpowiedzi.

Następnie przechodzimy do działu science-fiction:

Problemem branży wydawniczej są tez znikające z rynku małe księgarnie oraz piractwo internetowe, które mocno osłabia potencjał rynku e-booków. – Bardzo nam utrudnia życie zwłaszcza portal Chomikuj.pl, który w ogóle nie płaci żadnego VAT od książek – mówił Gołębiewski. Według danych Biblioteki Analiz, wartość e-booków, które sprzedawałyby się rocznie, gdyby nie było piractwa, sięga 250 mln zł. Cały polski rynek elektronicznych książek mógłby być wtedy w Polsce wart nawet 300 mln zł. Tymczasem obecnie szacuje się go na wiele mniej.  – Nasz rynek e-booków w 2011 roku był wart 26 mln zł, a w ubiegłym już 50 mln zł.

A więc gdyby nie wstrętni piraci, ludzie by kupowali 6 razy więcej e-booków niż obecnie! Wyobrażacie to sobie? Bo ja nie.

Jest to naiwne (a może cyniczne) założenie, że ludzie, którzy ściągają książki udostępnione nielegalnie, na pewno pójdą je kupić, jeśli nie będą mieli możliwości ściągnięcia.

Oczywiście że nie:

  1. Nie kupią, bo ich nie stać.
  2. Nie kupią, ale skorzystają po prostu z biblioteki.
  3. Nie kupią, bo mają już edycję papierową, a nie widzą powodu, aby płacić dodatkowo za wersję elektroniczną. Mimo kilku prób wciąż nie ma pakietowej oferty sprzedaży e-booku i papieru.
  4. Nie kupią, bo ściągnęli tylko dlatego, że jest za darmo – jak ktoś z chomika pobierze sto tytułów, to ile przeczyta? Jeden? To chyba i tak zbyt optymistyczne założenie.
  5. Nie kupią, bo… danego tytułu nie ma w wersji elektronicznej, tymczasem „piraci” poradzili sobie z digitalizacją.

Dowolnego e-booka z Amazona można w minutę znaleźć na serwisach pirackich. Czy to przeszkodziło w ogromnym sukcesie komercyjnym książek elektronicznych w Stanach? Nie. Piractwo nie ma tutaj nic do rzeczy i jest głównie wymówką dla braku działania.

W przemyśle muzycznym takie podejście zostało ładnie wyśmiane przez serwis Strata Kazika, gdzie można skopiować płytę, którą ma się pod ręką, a następnie powiększyć wirtualną stratę muzyków. Co stanie się, jeśli strata Kazika przekroczy wysokość PKB całej planety?

Dwa lata temu na Warszawskich Targach Książki usłyszałem rozmaite wymówki, dlaczego DRM musi zostać, a na pierwszym miejscu utyskiwanie na piractwo. W ubiegłym roku wielu wydawców DRM zdjęło i co? Sprzedaż poszła w górę, a piractwo wcale nie jest większe.

Powtórzę radę dla branży wydawniczej sprzed dwóch lat – zrozumcie swoich czytelników, przestańcie patrzeć na rynek wyłącznie ze swojej perspektywy, sprawcie, aby ludzie widzieli wartość w kupowanych e-bookach, dbajcie o jakość książek sprzedawanych pod waszą marką – a problem piractwa będziecie mogli zignorować.

Autor zdjęcia: Août 2009, CC BY-SA 3.0.

Czytaj dalej:

Artykuł był przydatny? Jeśli tak, zobacz 6 sposobów, na jakie możesz wspomóc Świat Czytników. Dziękuję!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki na czytniki i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Hosting: Zenbox

268 odpowiedzi na „250 milionów straty? Coroczne jęczenie nad piractwem e-booków

  1. Robercie świetny artykuł, problem wydawnictw może polegać na tym, że wydaje im się, że jak będą bardziej czegoś zabraniali to lepiej na tym wyjdą. Głównie chodzi o to, aby pokazać czytelnikom, że czasami nie warto szukać czegoś co jest nielegalne bo za dosłownie kilka złotych można kupić coś legalnie i cieszyć się w pełni wygodnym dostępem do np. e-booka czy też audiobooka.

    1
    • zabilimizolwia pisze:

      Gdyby nie nielegalna kopia filmu, nigdy nie zostałyby kupione wszystkie książki sagi, wszystkie filmy na DVD „pewnego tytułu”. Nigdy też nie poszłoby się do kina na kolejne części. Nie mówiąc już o innych książkach danego autora i ekranizacjach (sytuacja autentyczna). Jeśli dany produkt trafi na odbiorcę w którego był celowany to ciężko jest coś sprzedać. Dla coraz większej ilości artystów, internet (chomiki, torrenty i fora) są źródłem promocji i dotarcia do „targetu”. Wg mnie to powolne „przyszywanie” się do odbiorcy i jego otoczenia (które jest „zarażane” daną tematyką). Takie pokolenie chomikowych odbiorców z czasem w miarę możliwości wykupuje całe serie, dyskutuje i promuje danego twórcę – jeśli tylko trafi na „to coś”. W większości przypadków ściągnięcia z chomika mają cel właśnie „zachomikowania” na dysku na później. Nie jest to adekwatne do „klientów” którzy nie kupili bo ściągnęli. W moim najbliższym otoczeniu przygoda wiernego fana, z danym autorem zaczęła się właśnie od egzemplarza z internetu.

      ps. Mówią 250 mln zł. A ja mówię 600 mln zł. Dlaczego? Bo piraci, bo grafik się nie przyłożył, bo sklepikarz nie wyeksponował odpowiednio tytułu, bo taki Empik pozwala na przeczytanie książki na miejscu albo co gorsza biblioteka, bo w szkole były lektury nieprzystosowane do wieku odbiorcy i dzieci się zraziły czytaniem uważając je za zło konieczne (tu akurat na poważnie – dopiero po latach po szkole zacząłem odkrywać na nowo magię książek i dopiero wtedy doceniłem lektury – szkoła powinna zachęcać do czytania a nie „uczyć”, że „Mickiewicz wielkim poetą był), bo za mało Polski Rząd promował czytanie w swoich spotach, bo w następnym odcinku „M jak miłość” będzie jakaś tragedia z kartonami. Powodów jest wiele ale mówi się tylko o tym, paskudnym piractwie.

      0
      • zabilimizolwia pisze:

        „Jeśli dany produkt NIE trafi na odbiorcę w którego był celowany to ciężko jest coś sprzedać.”
        miało być oczywiście :)

        0
  2. Ender pisze:

    Dodałbym jeszcze jeden punkt do powodów dla których ludzie nie kupiliby ebooka który teraz mogą ściągnąć za darmo:
    – nie, bo dana książka nie wyszła w postaci elektronicznej

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Racja, jeden z bardziej oczywistych powodów. Dopisałem. :-)

      0
      • Adam Łakomy pisze:

        I dodałbym też dla mnie oczywisty powód – płatności elektroniczne w Polsce nie są jeszcze tak proste i rozpowszechnione jakbyśmy chcieli. Dostęp do kart płatniczych jest albo trudny albo drogi – przelewy internetowe przez pośredników są ale zajmują relatywnie dużo czasu – czasem więcej niż sam zakup. Daleko nam jeszcze do zachodu…

        0
        • Patyczak pisze:

          Adam, możesz rozwinąć myśl? Rzadko się zdarza żebym aż tak nie zgadzał się z czyjąś wypowiedzią i dlatego podejrzewam, że coś źle zrozumiałem albo post nie wyszedł tak jak miał wyjść.

          0
          • Adam Łakomy pisze:

            Pewnie, że mogę.
            Obecnie mało jaki bank daje Ci do konta kartę z możliwością płacenia w sieci – zazwyczaj jest to płatny produkt.
            Płacenie przelewem przez na przykład przelewy czy inny system pośredniczący jest czasochłonny -> klikam zakup -> przenosi mnie na stronę pośrednika -> co najmniej kilka klików -> wpisanie kodu z komórki/kart -> powrót do sklepu. Jak na standardy sieci to bardzo długa droga finalizowania transakcji. Pamiętaj, że w każdym momencie internauta może zrezygnować z tego zakupu – czym dłużej to trwa, tym szansa większa.
            Jeśli dobrze pamiętam to na przykład żadna z polskich dużych księgarni nie korzysta z szybkiego PayPala… bo za drogo…

            0
            • Magd pisze:

              Chyba dawno nie sprawdzałeś ofert banków – karty z możliwością płacenia w internecie są już przy kontach za 0zł – 0zł za przelew, 0zł za kartę, pod warunkiem korzystania z niej do płacenia, 0zł za prowadzenie konta. Tylko trzeba sobie tę funkcję samodzielnie odblokować często w systemie bankowości on-line, bo domyślnie bywa limit ustawiony na 0 zł.

              0
            • RoMan pisze:

              Jakiś koszmar – karty z płatnościami w sieci daje zarówno mBank jak i Inteligo. Szybkie płatności są udostępniane przez wiele sklepów w Sieci bez najmniejszego problemu i bez płacenia haraczu PayPalowi. Są tańsze rozwiązania niż PayPal i jakoś nie zauważam najmniejszych kłopotów z płaceniem w sieci posiadając konto w mBanku.

              0
            • LPG pisze:

              ale tak serio, który bank nie umożliwia płatności online?? PayPala nie używają, bo mamy rodzimy PayU z przelewami natychmiastowymi. Twoja wypowiedź wydaje mi się po prostu wymówką.

              0
              • Adam Łakomy pisze:

                Wymówką do czego? Do tego, że ja nie kupuje jeśli muszę przejść przez gąszcz 10 klików, żeby zapłacić 9 zł? To strata sklepu nie moja…

                Proponuje poczytać o tym jak powinno się sprzedawać w sieci i dlaczego polityka 3-click to buy była kluczowa dla Amazonu

                0
              • Doman pisze:

                Ale takie 3-click to buy działa tylko jeżeli pozwolisz sklepowi zapamiętać pełne dane twojej karty płatniczej. Jeżeli przychodzisz gdzieś ze świeżą kartą przepisywania masz tyle samo co w przypadku szybkiego przelewu, jeżeli nie więcej.

                0
              • Adam Łakomy pisze:

                Szybkie przelewy też da się pamiętać – w Niemczech spotkałem się z takim systemem nie raz. Da się.

                0
              • Robert pisze:

                Panowie, daleko nie patrząc, w NEXTO płacisz jednoklikiem, prawie jak w Amazonie.
                @Adam Łakomy – mogę się z Tobą zgodzić jedynie w takiej sprawie, że karty są płatne. Ale z drugiej strony, mam kartę, to korzystam z niej – wtedy za nią nic nie płacę…

                0
            • W. pisze:

              Gandalf korzysta z PayPala.

              0
              • Stonek pisze:

                @Adam Łakomy – o jakich płatnościach w Niemczech piszesz?
                Jakiś czas temu widziałem niemiecki system szybkich płatności, który polegał na tym, że rejestrując się w nim musiałeś podać numer swojego konta BANKOWEGO i dane do logowania w tym koncie, umożliwiające robienie przelewów.
                Szybkie… fakt…
                Podobnie jak podanie numeru karty w Amazon – autoryzowanie wszystkich przelewów in blanco.

                System płatności w Polsce jest bardzo nowatorski i bardzo rozwinięty. Co więcej… o wiele lepiej zabezpieczony niż w innych miejscach świata. Często jesteśmy nawet obszarem testów nowinek – takich jak np. płatności zbliżeniowe.

                0
        • h. pisze:

          ja jednak wole nasze „pay-by-link” niz karte kredytowa.
          kliknac kup, zalogowac sie do banku, zatwierdzic transakcje, wrocic na strone sklepu. niewiele w porownaniu np. z wypelnieniem formularza do wysylki tradycyjnej ksiazki. do tego pelna kontrola nad tym co i kiedy kupuje, nic mi sie nie kupi przypadkiem przez zle klikniecie. nie musze strzec konta w ksiegarni na takim samym poziomie jak konta w banku.
          moze dlatego, ze bardziej szanuje swoje pieniadze . a moze kwestia „filozofii zyciowej” – ja nie ufam jesli nie musze. podoba mi sie, ze nie musze ufac 20 sklepom, ze moje dane dot. platnosci sa w nich bezpieczne.

          0
          • Mirek pisze:

            Przecież do zakupów w sieci ,nie jest potrzebna karta kredytowa ,tylko wystarczy ,debetowa z możliwością płacenia w internecie ,taką karte wydaje Alior Sync .I nie dość że nie ma opłaty za prowadzenie konta to przelewy są bezpłatne łacznie z przelewami błyskawicznymi .

            0
        • KonradK pisze:

          Kto inny by narzekał, że problemem jest brak opcji zapłaty kartą w internetowych księgarniach.
          Ale skoro tak nie jest, można jeszcze ponarzekać, że mało kto ma kartę uznawaną przy płatnościach online.
          Ja mam, ale może nie jestem reprezentatywny.

          0
          • Tofi pisze:

            Raczej ponarzekać można na brak kart prepay. Na wyspach w większości supermarketów można kupić kartę Visa lub Master Card z doładowaniem, dzięki czemu dostęp do płatności mają ludzie poniżej 18 lat.

            0
      • inkognit pisze:

        ja bym dodał jeszcze jedną sprawę o której jakoś się zupełnie na polskim rynku wydawniczym nie chce pamiętać –
        Od dobrych kilku lat mieszkam poza Polską – tak jak podobno milion Polaków, podobno w dużej części to młodzi, wykształceni ludzie, którzy zwykle mieszkają w wynajętych mieszkaniach i dość często je zmieniają – szczególnie na początku swego życia na emigracji – a Ci którzy chcą wrócić do kraju – z założenia nie kupują własnego domu – dlaczego o tym piszę ?
        milion potencjalnych kupców – dla których książki papierowe nie są najlepszym rozwiązaniem – brak miejsca do przechowywania długi czas oczekiwania na zakupiony towar i makabryczna cena za przesyłkę – często wartości drugiej książki.
        Z takich to przyczyn kupiłem sobie czytnik – niestety przez pierwsze dwa lata ilość książek dostępnych po polsku była znikoma – teraz całe szczęście zmieniło się i to dużo – choć wciąż nie jest to ideał –
        na początku ograniczałem się do domeny publicznej i książek po angielsku – później pojawiły się czasopisma (prenumeruje tygodnik który bez oferty na czytnik na pewno bym nie kupował) teraz coraz częściej kupuje mobi w „normalnych” ofertach ponieważ po prostu pojawiły się w sprzedaży i nareszcie mogę z nich skorzystać – a więc ten rynek będzie się zwiększał – jeżeli wydawcy o to zadbają –
        problemy ? –
        -np. wielu polaków którzy nie śledzą informacji z e-księgarń wciąż ma wizję małej ilości książek i to tylko w pdf z zabezpieczeniem
        -wciąż nie najlepszy system wyszukiwania książek w księgarniach – przyzwyczajony do googla, wpisując frazę „szkocja” mam nadzieję że ukażą się wyniki na „szkocki” „szkocku” itp – co nie zawsze działa …
        -za to formy płatności się zdecydowanie poprawiły – możliwość płacenia kartą i paypalem

        na zakończenie dodam jeszcze jedną sprawę – na początku istnienia rynku e-booków po polsku kupiłem kilka książek, zarówno na Amazonie jak i w polskich księgarniach – bez większego zainteresowania osobą pisarza czy tematem – kupiłem je niejako dla … bo ja wiem … wsparcia polskich e-booków… bo to były jedyne publikacje w mobi po polsku …? większość z nich nie przeczytałem – zacząłem lecz po kilku stronach odpuściłem – dziś już to niemożliwe – kupuje jedynie to co mnie zainteresuje – ponieważ mam możliwość wyboru – a z żalem powiem że książek tamtych kilku polskich pisarzy już więcej nie kupiłem – to tyczy się również autora który tyle komentował pod tym artykułem – niestety nie spodobała mi się pierwsza książka nie kupię więcej – kupiłem pierwszą bo była jedna z nielicznych na rynku, ale więcej już nie kupuje – może w podobny sposób zrobiło więcej ludzi i teraz autor zalicza spadek sprzedaży …. ? nie wiem .

        0
    • momus pisze:

      To jest jedyny sposób by przeczytać jakiekolwiek dzieło Tolkiena po polsku, Harrego Pottera, „K-Pax”, książki Dana Browna, Roberta Ludluma (ksiązki z Bournem), Verne, Bram Stoker (Dracula).

      Pewnie jest tego więcej, ale czytnik mam od niedawna, a te pozycje mnie interesowały.

      P.S. Ceny niektórych ebooków są równe bądź większe niż odpowiedników papierowych. Przykładem są „Wiedzminy” na cdp.pl.

      0
      • asymon pisze:

        „To jest jedyny sposób by przeczytać jakiekolwiek dzieło Tolkiena po polsku, ”

        Patrz, a ja idę do biblioteki i wypożyczam, idę do księgarni i kupuję… Żyjemy w alternatywnych światach? Nie, istnieją jeszcze książki papierowe!

        Z Potterem w bibliotece faktycznie bywał czasem problem i trzeba się było zapisać na listę. Ale bardzo polecam czytać w oryginale, moim zdaniem świetny materiał do szlifowania języka:
        http://shop.pottermore.com/en_GB/harry-potter-ebooks?c=EUR
        Tolkiena też polecam po angielsku, za to na Vernie w ebookach wydawnictwo Zielona Sowa na mnie nie zarobi (przy tych cenach).

        P.S. Ceny niektórych ebooków są równe bądź większe niż odpowiedników papierowych. Przykładem są „Wiedzminy” na cdp.pl.

        Nieprawda. „Krew Elfów” kosztuje w merlin.pl 40,50 zł, w cdp.pl 29,90zł. Ostatnio saga była w promocji -23% i kupiłem pierwszy tom za 23,09zł. Jakby nie liczyć, prawie dwa razy taniej, a dla mnie cena już do przyjęcia, bo jestem nostalgia-fanbojem Geralta :-)

        0
        • momus pisze:

          Nie każdy zna angielski na takim poziomie by wszystko zrozumieć ;).

          Książki papierowe istnieją, w takiej wersji przeczytałem i Władce i Hobbita, jak i również wszystkie części Pottera. Oczywiście całość „piracko” bo książki pożyczałem od znajomych. Teraz chce je odświeżyć. Nie chce się bawić w kupowanie/odsprzedawanie, jak kupie papier to potem nie kupie ebooka. Na książki niestety nie mam miejsca, a taki władca do plecaka, jak wracam do domu, mi się nie zmieści. Dlatego kupiłem sobie czytnik, na którym jak do tej pory mam same legalnie kupione książki, 90% w promocjach :D

          Co do Wiedźmina, są inne księgarnie niż merlin ;) (np Starcraft 2 WoL w kilku sklepach stoi po prawie 150zł i więcej, na innych ceny są na poziomie 100zł). Pomijam już Alledrogo.

          P.S. w papierze kupuje jedynie książki techniczne, wygodniej mi się je czyta, a trzymam je potem po szufladach, szafkach, regałach.

          0
        • KHRoN pisze:

          Jeśli mówimy o polskim rynku, z założenia celujący w ludzi czytających po polsku, to argument „to kup nie po polsku” automatycznie staje się bez sensu.

          Może w ogóle zrezygnujmy z własnego języka? Będziemy mogli kupować taniej u sąsiadów, książki po niemiecku, austriacku, rosyjsku… oh, wait… coś mi to przypomina…

          0
          • jurek pisze:

            zwłaszcza po austriacku można się naczytać, że ho ho

            0
          • asymon pisze:

            Więc co, przyjmiemy postawę „ignorancja to siła”? :-)

            Nie podaję rozwiązania problemu dostępności ebooków po polsku, a jedynie jego obejście. Zwłaszcza że przy okazji często odpada kolejny argument, czyli „zagraniczne książki są drogie”. A wbudowany w kindle słownik bardzo pomaga przy nauce.

            A ja do końca życia będę żałował, że patriotycznie opieprzałem się na rosyjskim i nie mogę przeczytać w oryginale „Martwych dusz” czy „Mistrza i Małgorzaty.

            0
            • mart pisze:

              „Nie podaję rozwiązania problemu dostępności ebooków po polsku, a jedynie jego obejście.”

              Papier jako obejście problemów z dostępnością ebooków. Piękne. Nawiasem mówiąc, jak dowiedziałam się, że nie ma oficjalnych ebooków Tolkiena po polsku, kiedy chciałam je… kupić. Papierowo mam cały komplet i więcej, z księgarni. Nadal nie mogę go czytać na Kindle’u.

              0
        • Piotrek pisze:

          Komplet siedmiu części Wiedźmina (nowy) kosztuje w dużym polskim portalu aukcyjnym z wysyłką niecałe 190 zł. Zakładając, że cena opowiadań będzie taka sama jak powieści, to za wszystkie ebooki zapłacimy razem 7 * 29,99 = 209.93 zł. Czyli bez promocji papier cenowo wygrywa.

          0
  3. Wacek pisze:

    Ja bym dodał jeszcze do wyliczanki „nie kupią”:

    5. Nie kupią, bo nie ma legalnej alternatywy: np. „Tańca ze Smokami” Martina (do dzisiaj)

    Piraci mają – chyba sobie zeskanowali „papier” :)

    Na szczęście wydawcy mają PROMOCJE – genialne posunięcie, bo kupiłem w ten sposób sporo fajnych książek (dzięki tej stronie również, bo informuje o nich na bieżąco)

    0
    • asymon pisze:

      Ale nie rozumiem problemu: jak nie ma ebooka „Tańca” zawsze możesz kupić papier, dwa tomy w cenie 2*30zł. Można potem odsprzedać z małą stratą, bo książka jest teraz dość popularna.

      Wszyscy piszą „ściągnę z chomika, bo nie ma wersji elektronicznej”. Akurat, napiszcie wprost: „ściagnę, bo jestem bezkarny”. I tyle…

      0
      • wright pisze:

        No i kupiłem ten „papier”. Chcę poczytać w podróży na Kindle’u, jako jedną z lektur. Hmmm…

        Praworządność wymagałaby uzyskania zgody od wydawcy na konwersję do postaci elektronicznej (teoretycznie odpłatnej, praktycznie zapewne do uzyskania niemożliwej), przesiedzenia parę godzin przy skanerze, przetworzenia obrazów przez kupiony OCR (darmowe mają zwykle taką jakość, że trzeba by dołożyć do procesu jeszcze porządną korektę), sformatowania wszystkiego, przekonwertowania i przerzucenia na czytnik.

        Nie jest to usprawiedliwienie, ale pokazanie pewnej sytuacji, której zdajesz się nie zauważać lub też z radością ją ignorujesz.

        0
        • asymon pisze:

          OK, jeszcze raz zadam pytanie: co powstrzymuje cię przed czytaniem książek papierowych? Uczulenie na farbę drukarską? Więc kupiłeś czytnik, gratuluję, ale to chyba nie znaczy że książki drukowane przestano wydawać?

          Nie ma, to nie ma, napisz maila do wydawcy na marketing@zysk.com.pl, bo piracenie i pokrętne tłumaczenia raczej nie sprawią, że ebook pojawi się w sprzedaży :-)

          Rozumiem, że pierwsze trzy tomy kupiłeś?

          0
          • faure pisze:

            Chyba wytłumaczył. Niewygoda. Nie chce taszczyć ze sobą papierowego 400 stronicowego dzieła-cegły, dodatkowo zwiększajacego objętość bagażu dlatego używa e-czytnika. Tak jak, by posłuchać muzyki, nie bierze na ramię radia-wieży ale kieszonkowy odtwarzacz mp3. Jasne.

            0
          • wright pisze:

            Nie, zacząłem czytać sagę od środka. Dlaczego twierdzisz, że coś mnie powstrzymuje od czytania książek papierowych i co pokrętnego widzisz w moim wytłumaczeniu Ci (nie pomyl tego z tłumaczeniem się) powodu, z którego może zdarzyć się komuś korzystać z ebooka, którego to nie kupił jako usługę księgarni?

            0
            • asymon pisze:

              Ale jak to czytasz sagę od środka?!

              I nie, nie musisz się tłumaczyć :-)

              0
              • Jarek pisze:

                Skoro ktoś zakupił czytnik logicznym jest że szuka książek w wersji cyfrowej. Po co miałby inwestować w czytnik jeśli nadal byłby zmuszany do zakupu książek papierowych???…

                0
          • Ender pisze:

            Ja kupiłem w amazonie po angielsku, na kindle. Po polsku kupiłem wersję papierową – którą przeczytam pewnie jak wyjdzie kolejny tom – bo będę przypominał sobie całość Martina. Ale z chęcią przeczytałbym to po polsku w wersji elektronicznej (bo wygodniej jest nosić kindle niż grube książki).

            0
            • isaak pisze:

              Dzisiaj dostałem informację że wersją elektroniczną już nadrabiają :) w najbliższym czasie wyjdzie Uczta dla Wron a na jesieni Taniec ze Smokami :)

              0
      • LPG pisze:

        skoro wydawca ignoruje moje potrzeby czytelnicze nie oferując określonego towaru, dlaczego zalicza sobie do strat pirackiego ebooka, którego sam nigdy nie wydał?

        Gwoli wyjaśnienia, nie czytam z piratów, bo są często koszmarnej jakości i nie widzę sensu mordować się z niesformatowanym tekstem, jak mogę kupić legalnie ebooka za 10zł – jeśli jest dostępny.

        0
        • faure pisze:

          Od dawna chciałbym móc kupić coś np. takiego Cenckiewicza. Rynek jest zawalony N. Daviesem. Z Cenckiewicza jest tylko jeden tytuł i po pierwsze nie ma wersji mobi a cena ciągle jest zaporowa, zbyt wysoka jak na wydanie el. Za tą cenę nie myślę kupować ebooka, którego musialbym dodatkowo przerabiać na inny format.

          0
        • KHRoN pisze:

          Dlaczego zalicza do strat?

          Bo wygląda to „bardziej efektownie” niż gdyby się przyznali że z jednej strony boją się zmian w biznesplanie, a z drugiej nie mają pojęcia o potrzebach własnych czytelników…

          Analogiczna sytuacja była z RIAA, MPAA etc. więc to żadna nowość.

          0
      • Wacek pisze:

        No, no – nie rozpędzaj się już tak z tą nadinterpretacją, Wielki Inkwizytorze. CZY JA GDZIEŚ NAPISAŁEM,ŻE ŚCIĄGNĄŁEM? Napisałem, że jest. Zaczekam, aż się pojawi jako „legal”, chociaż HBO chyba szybciej zrobi ekranizację tej książki. Z drugiej strony – nie ma pośpiechu, Martin i tak nie dokończy tego cyklu, bo jak będzie pisał w takim tempie, to wykorkuje wcześniej…

        Co do Twojej propozycji – Czytam w drodze do pracy i ostatnia rzecz, której mi potrzeba, to dżwiganie w plecaku tych gigantycznych „cegieł”.

        0
        • asymon pisze:

          Uogólniałem, to „wszyscy” było niekoniecznie do ciebie, tylko do wszystkich piszących, to co powyżej cytowałem. Przepraszam jeśli wziąłeś to do siebie.

          A z tym rozmiarem bez przesady, jeździłem z „Lodem” Dukaja (czasy jeszcze przed czytnikiem) i da się :-) Zresztą jest kilka wydań, książki z serialowymi okładkami są spore, ale te starsze nie są takie wielkie.

          0
          • Dagon pisze:

            Wiele rzeczy się da. Można by nawet na pergamin przepisać i rozwijać. Nie o to chyba jednak chodzi
            … Od czasu kupienia Kindla nie przeczytałem żadnej książki w papierze, bo to po prostu niewygodne. Czytam kilkadziesiąt książek rocznie i wygoda czytania jest dla mnie bardzo istotna. Po papier sięgać mi się nie chce. Ps. Nie piracę (za dużo ;) – dość pozycji nabyłem na różnego rodzaju promocjach ;)

            0
          • Kuba pisze:

            Lód Dukaja mnie raz o mało nie zabił w pociągu, kiedy słodko sobie spałem, a gościowi siedzącemu obok spadł z plecaka czy z czegoś tam na moje kolana.

            A poza tym, to że DA SIĘ coś zrobić, nie oznacza, że od razu jest sens.

            0
          • Offka pisze:

            A co z osobami, które z powodów czysto fizycznych nie są w stanie poradzić sobie z dźwiganiem takiego Dukaja? A co z osobami niedowidzącymi?
            Dla takich osób niekiedy nie ma żadnego wyboru pomiędzy książką papierową a czytnikiem, bo ten ostatni w ogóle umożliwia im komfortowe i wygodne czytanie.
            Nie muszę też chyba tłumaczyć, że dla tych osób dostępność wersji papierowej to żadna pociecha.
            Brak w tym wypadku wersji elektronicznej może wręcz zmuszać te osoby do piractwa.

            0
            • Puszka Pandora pisze:

              Z punktu widzenia wydawców i posiadaczy licencji: no to mają problem… klienci oczywiście bo im to wisi. Zauważyliścię może, że problem z piractwem polega głównie na pewnym paradoksie? Wydawca ma licencję na wydawanie, publikowanie, granie danej treści i jej nie drukuje, ebookuje, sprzedaje, wydaje i co tam jeszcze NIE ROBI. A piraci te treści udostępniają najczęściej jako alternatywę do NIEŚWIADCZENIA takiej USŁUGI wszystkim chętnym przez wydawcę posiadającego prawa do jej świadczenia. To bardzo wyraźnie widać na przykładzie premier kinowych na świecie – ten sam dzień i w polsce conajmniej miesiąc później. Seriale zanim pojawią się w polskich telewizjach wszyscy widzieli już końcowe sezony. Podły chomik matka wszystkich piratów ma w „ofercie” domorosłe tłumaczenia pozycji, których jeszcze nie ma po polsku. Ot jakiś zapaleniec nie wytrzymał i przetłumaczył ale kiedy wydawca posiadający prawa sprawdzi to mu wyskakuje, że jeszcze NIC nie zrobił i już go orżneli!!! Piractwa się nie da skasować całkowicie, ale można tak świadczyć usługi, że wizyta u piratów będzie kompletnie bezcelowa. Większość pirackich treści udostępniana jest za darmo, naruszając monopol wydawców i chyba o to tutaj chodzi najbardziej. Przecież żaden wydawca długo nie pociągnie pyskując na kupujących, że są głupie buce i nie chcą kupować JEGO produktu (jeśli wogóle jest), na JEGO warunkach (multiformat, brak drm, ebook takiego wała!), za JEGO cenę (tego nie będę tłumaczyć ;)… Żeby to udowodnić wystarczy poczytać archiwalne artykuły Roberta, z których wyłania się historia ebooków w Polsce i tych wszytkich „śmiesznych” opinii prawnych i stanowisk wydawców. Dzisiaj sprzedają ebooki tylko im serwery trzeszczą. Wystarczyło, że jeden się wyłamał i zrobił coś legalnie i nagle się okazało, że pozostali MUSZĄ bo czeka ich widmo głodu i nagrobek koło dinozaurów. Taka niestety teraz kultura świadczenia usług, jedni robią dobrze i zastanawiają się czego ich klient potrzebuje albo jak mu to jeszcze ułatwić, jak zachęcić więcej klientów (np. osoby starsze, słabowidzące, niepełnosprawne, małe dzieciaki i młodzież wszelaką) a inni byle wytrzymało do końca gwarancji, byle by było – no przecież jest! A jak się klienci zaczną skarżyć i głosować portfelem u konkurencji to zostaje jeszcze ostatnia deska ratuku, ciele ofiarne i chłopiec do bicia: PIRACI!!! Nikt wam tyle nie da ile ja wam mogę obiecać gdyby tylko ci wstrętni piraci mnie tak nie okradali. W USA była sprawa w sądzie: dziewczynę nie przyjęto do drużyny cheerliderek bo nie spełniała warunków a ona zaskarżyłą drużynę no bo jak ona się teraz czuje skoro się okazało, że jest gruba, niewysportowana, kiepsko się rusza, i nie wygląda tak atrakcyjnie jak koleżanki… A pirackie ebooki to naprawdę nie atrakcyjne piękności tylko pozycje dla prawdziwych pasjonatów i jak w tym porównaniu wypadają nasi hałaśliwi wydawcy?

              0
          • lenka pisze:

            I tu mi ręce opadły, wróćmy do epoki kamienia łupanego, bo tak przecież przodkom też się udawało. Latam tanimi liniami, wolę wydać na książki, a nie wydam na kolejne, jeżeli zapłacę nadbagaż.

            0
      • h. pisze:

        nie, sciagne bo to legalne. i tyle…

        0
    • artaks pisze:

      ’Saga Lodu i Ognia’ to w Polsce ogóle dziwnie jest sprzedawana, jezeli chodzi o ebooki. Sa koszmarnie drogie (w stosunku do papieru), dwuczesciowe tomy sa sprzedawane jako dwa ebooki(!), duze opoznienia w stosunku do papieru..

      Powiedzcie mi czy mam miec wyrzuty sumienia, ze okradlem wspanialego polskiego wydawce – mialem wypozyczone od znajomego dwie czesci 'Tanca ze smokami’, w trakcie jak czytalem, znalzlem na chomiku dosyc dobrze zdigitalizowana wersje, wiec przerzucilem sie na Kindla i tam dokonczylem. Czy jestem wielkim zlodziejem? I tak bym nie zaplacil. Dzielenie ksiazkami papierowymi to stary utarty zwyczaj, wiec tutaj nie czuje wyrzutow sumienia. Natomiast skorzystalem z tego wielkiego zla, ktorym jest chomik!

      A teraz inne fakty, kolege sam zarazilem pasja do 'Sagi lodu i ognia’, zachecilem go okropnym, zlym, pirackim ebookiem. Kupil potem cala serie ksiazek papierowych. Ebook zly czy ebook dobry.

      0
      • Kuba pisze:

        Dokładnie tak samo robię, na przykład kiedy moja siostra posiada książkę w papierowej wersji (np. dwa ostatnie Larssony) – ściągam z netu wersję kindlową i na kindlu czytam. Przeczytałbym tak czy tak, choć może nawet bez kindla by mi się nie chciało. Kwestia wygody.

        0
  4. Igor Chudy pisze:

    Sama prawda :)

    I zgodzę się z opcją cen – 15 zł to naprawdę dobra cena za e-booka, a promocje po 9,90 zł kupiłem wszystkie jeśli tylko tematyka była mi choć trochę bliska.

    Ale u nas jest taki sposób myślenia – podobnie było z VATem. Zwiększono do 23%, a w tym roku niespodzianka – przychodu z tego tytułu do Skarbu Państwa zmalały. No bo kto by przypuszczał, że po podwyżce ludzie przestaną kupować…

    Biorąc pod uwagę, że nasze e-booki są biedniejsze niż zagraniczne, okładka prostsza graficznie i różne wymieniane kiedyś koszty – obecna cena e-booków w Polsce jest za wysoka.

    Ale gdyby obniżyli VAT i choć trochę cenę książek, choćby na próbę, zobaczyliby że warto :)

    0
    • Adam Łakomy pisze:

      Obniża VAT nie zależy od wydawców tylko prawodawców – obecnie trwa tendencja do wzrostu podatków a nie ich pomniejszania. I z tego co pamiętam jest jeszcze problem z prawem UE – która jest bardzo na rękę rządowi…

      0
      • Igor Chudy pisze:

        Też prawda. Ale sami sobie strzelą w kolano, ale oczywiście zaraz potem wprowadzą prawo i będą ścigać piratów za to, że nie wydają połowy swojej pensji na książki…

        0
    • Arek pisze:

      Według mnie wyższy VAT to tylko wymówka i mydlenie oczu.
      Prosty przykład: najnowszy Pilipiuk – Wampir z MO
      Cena papierowa: 34,99 zł brutto ,33,32 zł netto
      Cena ebook’a: 27,48 zł brutto 22,34 zł netto – i jest to promocja z obniżką 20% normalna cena to 34,35/27,92.
      Czyli z punktu widzenia sprzedawcy ebook jest tańszy o 16% (27,92 vs. 33,32), czy te 16% to koszty papieru i druku oraz innych czynności związanych z przygotowywaniem książki do druku nie mam pojęcia.
      Co do powodów piracenia książek to powiem że sam często to robię a wynika to z faktu że nie stać mnie na kupno ebook’ów – w miesiącu czytam ich około 15 – kupuję jedną specjalistyczną gdzie koszt waha się od 30$-50$, 2-3 sztuki beletrystyki około 20-25zł, średnio w miesiącu wydaje na nie 220 zł, a resztę piracę. Zaraz ktoś powie że nie muszę tyle czytać, ale wolę to niż siedzenie przed telewizorem, czy włóczenie się po osiedlu.

      0
      • oskaras pisze:

        Uwierz ale koszty wydruku książek to zaledwie ~10% ceny detalicznej książki, a przygotowanie do druku to skład, który robisz raz i tyle(pod warunkiem nie zmieniania formatu książki). 50% detalicznej jest zjadane przez wszystkich pośredników po wydawnictwie.

        0
  5. Kiczora pisze:

    Z mojej wiedzy wynika, że Biblioteka Narodowa w swoich badaniach czytelnictwa niekoniecznie uwzględnia wszystkie ebooki. Może ma dane statystyczne od wydawców, niemniej niekoniecznie liczone są pozycje ściągane free np. z Wolnych Lektur, Fantastyki Polskiej, Self Publishing… Ciekawe, czy takie badania mają na uwadze chociażby liczbę wczorajszych ściągnięć darmowego Metra 2033? Nie bierze się pod uwagę innych form czytelnictwa, np. blogów. Tak więc odnoszę się z rezerwą do tych wieszczeń końca czytelnictwa.

    0
  6. RobertP pisze:

    Zdarza mi się odwiedzać różne serwisy nie będące księgarniami i prawie nie spotykam tam oficjalnych wydań ebooków. Ludzie, którzy zapłacili za książkę choćby 9,90 nie wrzucają jej do sieci. Tam są PDF i DOC/RTF z OCR.

    0
    • Wacek pisze:

      Dokładnie … No ale przeszkodą może być też znak wodny…

      0
      • Adam Łakomy pisze:

        Myślę, że znak wodny nie jest tutaj jakoś szczególnie uciążliwy – nawet jeżeli będzie – to co może zrobić wydawca? Nic… co najwyżej księgarnia zablokuje konto – jeśli w ogóle (też mam wątpliwości czy mogą)… Natomiast każdy powinien szanować swoje i innych pieniądze/czas. 9.90zł to bardzo mało i wymówka, że kogoś nie stać jest mało sensowna.

        0
        • Wacek pisze:

          No pewnie, jesli ktoś ściąga pirata książki dostępnej za 9,90 … delikatnie mówiąć, przegina.
          Może faktycznie wydawca nie może wiele zrobić, ale gdyby wypłynęła gdzieś książka z moim watermarkiem, to chyba spaliłbym się ze wstydu :/

          0
      • Dawid Kosacki pisze:

        Ostatnio natknąłem się na Pana lodowego ogrodu tom 4… ze znakiem wodnym. Także są ryzykańci

        0
      • KHRoN pisze:

        Znak wodny w ebooku to nie problem.

        Tekst to nie obraz czy dźwięk, gdzie można bać się prawdziwych znaków wodnych, czyli sygnałów ukrytych bezpośrednio właśnie w obrazie czy dźwięku. Wówczas nawet analog loophole nie zmywa tego znaku. Zaś w przypadku ebooków wystarczy skopiować tekst uważając na „ukryty” biały-na-białym tekst między rozdziałami.

        Ale do czego zmierzam.

        Osoby które CHCĄ zapłacić, dokładnie to zrobią – zapłacą, przeczytają. Osoby te mają szacunek do pracy autora jak i wydawcy, ale oczekują tego samego od nich. Z tego powodu sam oczekiwał bym dokładnie takich cen jak wymienione – 10zł jako zakup impulsywny, połowa ceny papierowego wydania jako rozsądna cena ebooka.

        A co jeśli się nie doczekają?

        Nie zaczną złośliwe wrzucać tych ebooków do sieci. Po prostu wyrażą swoje niezadowolenie portfelem, kupując mniej i rzadziej czy po prostu kupując tam gdzie jest taniej… a w takiej sytuacji zysk nagle zamiast rosnąć maleje, w szczególności do zera…

        0
        • Adam Łakomy pisze:

          Zgadzam się z Twoją wypowiedzią tylko w połowie – ludzie którzy chcą kupić – kupią. Jednak jeśli chodzi o znak wodny to mogę go ukryć tak, żeby 90% użytkowników nie było w stanie go usunąć tyle, że to nic nie zmienia.

          0
          • Kuba pisze:

            Zgadzając się z KHRoNem:
            Póki co wszystkie znaki wodne z polskich księgarń jakie analizowałem nie były zbyt trudne.

            Każdy mógłby wymyślić dobry znak wodny, pytanie tylko komu się chce w to bawić.

            Na marginesie dodam, że bardzo ładnie to widać w przypadku niektórych ebooków (przynajmniej tych, które posiadam – Lem, Watts z Woblinku), gdzie kod jest tak czysty, że watermark widać jak na dłoni. Natomiast w przypadku Publio (Wyścig tajemnic wydawnictwa SQN) w kodzie panuje momentami taki syf, że są z tym trudności. Tu taka delikatna sugestia, kto powinien się jeszcze postarać, żeby w ogóle zaglądanie do epubów celem naprawienia czegoś nie było konieczne;].

            0
  7. Kamil pisze:

    Głównym powodem jest cena, stosunek wolnych środków jakie może przeciętny Polak wykorzystać na książkę. Mając na utrzymaniu rodzinę i zrabiając nawet te 5k netto dajmy na to w Warszawie, spłacając kredyt (ze 2,5 k z opłatami za mieszkanie to i tak niski kredyt), nawet jeśli jedno dziecko a nie dwoje to na utrzymanie 3-4 osób te 1,5k się wyda to już razem 4. Nie piszę już o samochodzie, zakładam że rodzina go nie ma… zakładam, że z małym dzieckiem siedzi mama, bo opiekunka jest zazwyczaj za droga/nie pewna, zakładam, że na bilety kase wyda tylko tata:)
    W dzisiejszych czasach, odkładać 1k miesięcznie w takiej sytuacji to i tak sukces.

    Znam rodziny, które mają z 7k lub okolice netto i nie odkładają nic. Oczywiście pewnie to też kwestia ograniczeń, bo może by się dało.

    Ja kupiłem przez ostatnie półtora roku jakieś 10-15 książek w mobi, kilka dostałem od znajomych. Żadna z tych książek oprócz jednej nie kosztowała więcej niz 30 pln.

    Mobi chętnie kupie w cenie do 15 pln, max 20 pln i to te interesujące. Te najbardziej ciekawe, raz na kwartał mogę dać 30 pln-40 max. Za więcej nie kupie, tylko poszukam:)
    A dodam, że przed kindlem nie czytalem książek w ogóle :) teraz nawet papierowe potrafie kupic, bo sie wkręciłem w czytanie:P

    0
    • nosiwoda pisze:

      Wybacz, ale nie zgodzę się. Z dwójką dzieci przedszkolnych w Warszawie i z kredytem (co prawda niższym niż piszesz) oraz budżetową pensją (chyba jasne, że nie będę wchodził w szczegóły) nie mamy zadłużenia, oszczędzamy co miesiąc (też bez szczegółów, ale więcej niż 100 zł chociaż mniej niż 1000), czasem szalejemy, a książek kupuję kilkadziesiąt rocznie lub więcej (darmowych nie wliczam, ale oczywiście ściągam legale, jak są).

      Kwestia priorytetów. Cena obiektywnie ta sama może być subiektywnie zbyt wysoka lub niska dla różnych osób, zależnie od autora, okoliczności przyrody i nastawienia.

      Co do cen mógłbym zasadniczo się zgodzić, ale ostatnio zaczynam nawet powoli godzić się z możliwością płacenia za e-booki WIĘCEJ niż za papier – bo mi się miejsce na półkach skończyło…

      0
      • Kamil pisze:

        Chcac podyskutowac dalej musialbys jednak podac wiecej szczegolowych danych odnosnie Twoich wydatkow na zycie;> , piszesz ze oszczedzasz 100-800 pln miesiecznie (tak przyjalem) – byc moze stac Cie na ksiazki za 200-300 pln miesiecznie. Mnie nie stac a nie mam dzieci :)

        0
      • Eczytacz pisze:

        Zależy jaka ta budżetowa pensja, bo rozrzut jest duży między 1500 netto 20 000-30 000.

        0
  8. Marek pisze:

    Jak zwykle proste rozwiązanie, znane od zarania dziejów – wskazanie palcem winnych! TO ON! TO ONI! To przez nich tobie żyje się źle, nie masz nowego samochodu, żona cię nie kocha a dziecko jest chore.

    Tutaj tak samo – można gadać głupoty aby przed udziałowcami uzasadniać swoją nieudolność. A jak się ma dużą siłę: jak przemysł fonograficzny – to jak widać od lat taką politykę można uprawiać i zyskiwać coraz to nowe przywileje.

    To jest oczywiste, że przez tych piratów nie sprzedają e-booków po 40 zł, często naprędce i z błędami sformatowane i pełne literówek… Oni, idący po najmniejszej linii oporu nie są nigdy winni. Nie ważne, że książek i ebooków kupuję dużo, a takiej mp. „Gry o tron” nie kupiłbym nawet za 5 złotych ani ściągnął za darmo z Chomika. To przez takich piratów daję biedakom za mało swoich pieniędzy.

    0
  9. asymon pisze:

    Może niech ktoś w końcu policzy, ile wydawcy tracą na tych ebookach?

    Bo przecież jeśli ktoś kupił ebooka za, powiedzmy, 10zł (8,13zł netto), to już raczej nie kupi papierowej książki za 30zł (28,57zł netto). Czyli na JEDNYM tytule wydawca traci ponad 20zł! Dlaczego się o tym głośno nie mówi?!

    Na szczęście niektórzy z tym walczą i sprzedają ebooki w godnej cenie, nie psując rynku.

    0
    • Adam Łakomy pisze:

      ja mam nadzieję, że ironizujesz :D?

      0
      • asymon pisze:

        Dlaczego? Gdzieś jest błąd w moich obliczeniach?

        0
        • wright pisze:

          Nie, nie, wszystko się zgadza. ;P

          0
        • Jakub pisze:

          Nie bierzesz pod uwagę kosztu produkcji książki, logistyki, magazynowania. Są dużo wyższe niż w przypadku e-booka.

          0
          • Doman pisze:

            Koszty produkcji i magazynowania to kilka zł na egzemplarzu. Skolei w przypadku e-booka droższa jest licencja na samo dzieło.

            0
            • Doman pisze:

              *Skolei
              /me usiłuje zapaść się pod ziemię.

              0
            • xeo pisze:

              Koszt wyprodukowania książki to kilka zł?! Przecież pewnie sam papier kosztuje więcej.
              A licencji na „dzieło” w przypadku papierowej to nie ma żadnej?
              Nie wierzę w takie brednie. Wysokie ceny e-książek są na pewno sztucznie zawyżane.

              0
    • yenneferr pisze:

      Masz rację, pewnie po kupnie ebooka już papierowej wersji nie kupi. Ale kupi za 3 inne ebooki też po 10zł brutto, na które by nawet w wersji papierowej nie spojrzał. To co pisze Robert w artykule powyżej „9,90 uruchamia często kupowanie impulsowe „. Więc wydawca wcale nie musi być stratny, a wręcz przeciwnie, może zarobi jeszcze więcej.

      Weź również pod uwagę, że przed erą czytników istniały biblioteki. A teraz zamiast iść do biblioteki można by kupić ebook za 10-15zł. Dla czytelnika wygodniej(nie musi nigdzie iść), całkiem tanio, a dla wydawcy .. no patrz.. znowu zarobek.

      Ja osobiście bardzo lubię książki papierowe, ale noszenie codziennie cegły w torebce nie jest wygodne. Dlatego kupiłam czytnik. Co nie oznacza, że jeśli wychodzi jakiś szlagier, to nie kupuję go w wersji papierowej – lubię moją papierową biblioteczkę. Choć tu się kłania brak opcji kupna pakietowego papier+ebook.

      0
    • KHRoN pisze:

      Chyba kpisz. Załóżmy że sprzeda się 1000 książek z czystym zyskiem 10zł na każdej, a 10000 ebooków w czystym zyskiem 5zł na każdym.

      Który wariant wolisz? :)

      0
    • KHRoN pisze:

      Jedyne czego można się bać to samego faktu zmiany. Że zamiast książek papierowych sprzedają się ebooki. Ale to jest po prostu inny rynek, zysk inkasuje ten sam wydawca.

      Dokładnie tak było na zachodzie w trakcie przejścia z płyt CD-Audio (fizyczne wydanie) na pliki MP3 i streaming (wydanie elektroniczne).

      0
      • Piotr Matłoka REBIS pisze:

        Z okazji 10-lecia iTunes-a gdzieś ostatnio w internecie była bardzo ciekawa infografika o zmianach przychodów wydawców muzycznych w ostatnich kilkudziesięciu latach pochodzących ze sprzedaży muzyki. Od czasów wydań elektronicznych cały czas one mocno spadają. Rynek muzyczny przestał zarabiac na sprzedaży samych utworów muzycznych w tej czy innej formie, ale na koncertach itd. Trudno jednak dla rynku książki znaleźć taka alternatywę. Płatne spotkania z autorami, koszulki z jego podobizną, występy w reklamach, pisanie do nich sloganow tak jak produkcja muzyki do reklam… :-) To jednak tylko i aż książka…

        0
      • Yu pisze:

        Z niecierpliwością czekam na „steaming” książek :) a dokładniej na płatna bibliotekę. Z chęcią płacę 5pln/m-c za utwory muzyczne i gdyby był abonament na książki to bym korzystał.

        0
  10. Pola pisze:

    Szkoda, że to całe towarzystwo z wydawnictw nie dostrzega pewnych błędnych założeń w swoim wypowiedziach – to, że zakażemy/odetniemy dostęp do stron z nielegalnymi (i co to dokładnie znaczy?) książkami, nie oznacza, że ludzie zaczną je kupować.

    Jak się to np. ma do kupowania e-booków i dzielenia się nimi ze znajomymi? Ktoś kupuje książkę i „pożycza” ją paru bliskim sobie osobom. To już piractwo czy jeszcze nie? Hmm… :)

    0
    • Adam Łakomy pisze:

      Pożyczenie e-booka rodzinie i bliskim znajomym nie jest piractwem – ogólnie dopóki nie czerpiesz korzyści finansowej z udostępnienia e-booka/książki/płyty to niewiele można Ci zrobić, jeśli w ogóle cokolwiek. A już na pewno sytuacja jest jasna gdy Ty pożyczając ebooka komuś innemu, sama kasujesz swoją kopie.

      0
  11. Tom pisze:

    Jako okazjonalny pirat zgadzam się z wszystkim co tu napisałeś.
    Często ściągam coś tylko dlatego, bo jest, a nie dlatego że mnie interesuje. Konkretnych pirackich ebooków szukam głównie wtedy, gdy cena wersji papierowej niewiele różni się od ceny ebooka. Wolę wtedy zamówić papier do kolekcji, a ebooka do mobilnego korzystania ściągnąć.

    Za to, gdy widzę ebooki po 9,90 to kupuję prawie wszystko co w najmniejszym stopniu mnie interesuje.

    0
  12. Sebastian pisze:

    Te absurdalne sumy to mrówcza praca tysięcy ludzi pracujący w organizacjach zwalczających piractwo i pełniących taką funkcje w różnych firmach i wydawnictwach. Od tego zależy czy będą mieli pracę i za ile.

    Przecież stwierdzenie: „likwidując piractwo zyskamy 123 miliony rocznie” jest dużo lepsze niż „możemy zyskać nawet 800 tyś zł rocznie gdyby nie było piractwo”. Jak można oczekiwać obiektywnej analizy od ludzi, których zarobki wprost zależą od podawanych absurdalnych liczb?

    0
    • oskaras pisze:

      A wiesz, że „możemy zyskać nawet 800 tyś zł rocznie gdyby nie było piractwo” bardziej do mnie(i pewnie innych) by dotarło ;)

      0
  13. Kuba pisze:

    Złodziej pozostanie złodziejem, pirat pozostanie piratem, wahania nastroju mogą stanowić objaw choroby psychicznej. Jeśli człowiek zacznie zarabiać i nie zmieni nastawienia to znaczy, że jest piratem i tak już zostanie.

    Nie da się zwalczyć piractwa, ten temat powinien być zakończony. Niech walczą tylko z tym co jest w zasięgu, a nie wiatrakami.

    0
    • wright pisze:

      Bzdura. Nie tylko z własnego doświadczenia wiem, że „piraci” bywają najwartościowszymi konsumentami danej gałęzi rynku, a często to właśnie „piractwo” jest przyczyną, że tymi konsumentami się stali.

      0
      • Kuba pisze:

        To bzdura czy nie? Widzę, że potraktował Pan hasło pirat cudzysłowem, a więc nie mówimy o tym samym, mam rację? To nie piraci, tylko masa nieświadomych umysłów. Dla nich wystarczy argument, że cały świat ściąga pliki z Internetu, nawet Ci którzy z tym walczą, by za darmo wchłaniać wszystko to co jest w zasięgu ręki. Trzeba dobrze podejść do tej grupy odbiorców. Nieźle skutkuje zwiększająca się świadomość internautów, o tym, że lewe pliki mogą im zaszkodzić. Ja miałem okazję wielu osobników przekonać do zakupu oryginalnego oprogramowania tylko hasłem, że to pobrane z Internetu może (ale nie musi) zawierać odpowiednio zmodyfikowane pliki, które umożliwią osobie z zewnątrz dotarcie do ich zasobów, haseł, śledzenia aktywności w Internecie. Prawdziwy pirat nie poddałby się tak łatwo, tylko znalazłby wiarygodne, sprawdzone źródło, ale nie ludzie, którzy robią to wszystko nieświadomie.

        Żadne akcje zwalczające piractwo nie pomogą, oprócz tych na dużą skalę. Nie opłaca się tracić zasobów na przeciętnego Kowalskiego, który dzisiaj ściągnie 10 filmów, jutro kupi dwa, które mu się spodobały. Tym bardziej nie powinno się tak nadwyrężać słowo pirat. Edukacja zawiodła + cudowne przykłady chociażby wśród naszych polityków, gdzie codziennie mówi się o łapówkach i innych matactwach. Jeśli osoby reprezentujące nas przed całym światem idą na łatwiznę, to i Kowalski pójdzie za przykładem, bo taki jest ten świat, że iść pod prąd jest ciężko…

        0
        • wright pisze:

          Chodzi mi o to, ludzie mający dostęp (legalny czy nie) do wartościowych wg. nich materiałów tworzą wokół siebie zainteresowanie nimi, które ma szansę rozprzestrzeniać się dalej w tempie wykładniczym – takie społeczne sprzężenie zwrotne dodatnie. Na podstawie własnych, i nie tylko, obserwacji sądzę, że wyniki takiego zainteresowania mogą generować przychód większy niż ten w przypadku braku istnienia piractwa. Z opinią tą coraz śmielej zgadzają się także niektórzy ludzie z branż dotkniętych piractwem – ostatnio jeden z reżyserów „Gry o tron”. Nie jest to usprawiedliwienie, ale jedynie obserwacja. Niestety to o czym piszę nie działa w przypadku pozycji niszowych, które nie mają szans się ze swojej niszy wydostać.

          0
          • Kuba pisze:

            Trudny temat. Ja na to mówię Internet, a dostęp nielegalny/legalny do pożądanych materiałów to tylko jedna z wielu form generowania popularności danego utworu.

            Piraci zawsze będą dla mnie szajką przestępców. A ludzie ściągający pliki z Internetu to tylko osobnicy, którzy chcą mieć dostęp do wszystkiego od razu i jak najtaniej. Nazwijmy ich Internetomanami :) Każdy ulega pewnym uzależnieniom. Od kupowania też można się uzależnić, tyle że o tym mówi się tylko pozytywnie, mają nas w garści a my składamy się na ich luksusowe życie.

            0
  14. Virtualo pisze:

    Bardzo ciekawy artykuł :) Zachęcamy także do przeczytania naszych przemyśleń na temat prawidłowego użytkowania e-booków: http://imagazine.pl/2013/04/23/uzytkowanie-e-bookow-czy-mozemy-je-drukowac-kopiowac-i-pozyczac/ :)

    0
    • asymon pisze:

      Ustawodawstwo tak naprawdę nie nadąża za technologią, widać to wyraźnie na przykładzie samej definicji książki elektronicznej.

      No z tym się chyba każdy zgodzi.

      Pomimo braku stosownych przepisów, które regulują tę kwestię w sposób jednoznaczny, można przyjąć interpretację taką jak dla książek papierowych. Wynika z niej, że e-booka można udostępnić wraz z czytnikiem, na który dany e-book został pobrany kręgowi osób pozostających z osobą, która dokonała zakupu e-książki w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa,

      A co jest podstawą do takiej interpretacji? Poważnie pytam, skąd pani Małgorzata Błaszczyk, Marketing Manager w Virtualo, ma wiedzę prawniczą do takiej właśnie interpretacji Ustawy o prawie autorskim?

      0
      • Adam Łakomy pisze:

        Nie ma zapewne bo bzdury pisze. Sprzedają mi plik z książką a nie nośnik – mogę posiadać czytników 8 i na każdym legalnie mogę czytać zakupiony PLIK i legalnie ten PLIK mogę udostępnić.

        0
      • Skuter pisze:

        To zależy od księgarni. Jedni przyjmują per analogiam, że e-book to coś na kształt papierowej książki, inni zaś (jak znienawidzone przeze mnie za e-bookowy monopol wydawnictwa prawnicze) uznają, że e-book to usługa.

        0
  15. Dariusz Zientalak pisze:

    Wystarczy już tej obłąkanej demagogii w dresiarskim stylu: „gdyby merce były tańsze tobym se je kupował, a tak to je kradnę”. Chciałem napisać, że najbardziej przejmującą wiadomością tegorocznych badań BN jest ten o spadającym czytelnictwie (37% społeczeństwa ma jakikolwiek kontakt z książką w tym telefoniczną i kucharską, Jezu, na jakim świecie ja żyję?), ale po lekturze powyższych komentarzy (autor artykułu też ma swoje za uszami) dochodzę do wnoisku, że może to i lepiej, skoro ludzi, którzy z ksiązką kontakt chyba mają, niczego on nie uczy. 23% VAT na e-booki to głupota biorąca się stąd, że wedle interpretacji UE ksiązka elektroniczna jest usługą, ale żadna w tym wina polskich wydawców, a tym bardziej autorów. To raz. Autor zawierając umową z wydawcą określa; zwarunki na jakich chce udostępniać swoje dzieło – w wersji elektronicznej czy bez; zabezpieczonej przy pomocy DMR czy nie, w formie darmowego e-booka czy tomiszcza w twardej oprawie z obwolutą za grube pieniądze. Decyzja należy do tych dwóch stron i tylko do nich. Nabywcy mają prawo sarkać. Nabywcy maja prawo pisać gniewne listy do wydawcy (na które ten może reagować lub nie). Nabywcy mają prawo odmówić kupowania rzeczonej książki i puścić w ten sposób autora i wydawcę z torbami. Niedopuszczalna natomiast jest sytuacja byle obszczmur ze skanerem podejmuje decyzję za autora i wydawcę jak dystrybuować książkę i za ile. To dwa. I jeszcze słowo o ludziach wywieszających ksiązki w serwisie chomikuj. To nie są żadni piraci. To nie złodzieje nawet. Nie istnieje w słowniku kulturalnych ludzi określenie charakteryzujące tych osobników. Złodziej to człowiek, który okrada innych dla własnych korzyści. Ale ktoś kto kradnie mi samochód, którym zarabiam na życie nie po to by zawieźć chorą matkę do szpitala, nie po to nawet by go sprzedać, ale po to by zostawić go na głównej ulicy z szeroko otwartymi drzwiami i kluczykami w stacyjce? No, to już jest specyficzny rodzaj mendy.

    0
    • zks pisze:

      bla bla bla, po porównaniu ściągania plików do kradzieży merca stwierdzam, że pracujesz w jakiejś korporacji w wielki mieście. Mam rację?

      Dziś w komentarzach wysyp durnoty. Może to wydawcy próbują przekabacać publikę?

      0
      • Dariusz Zientalak pisze:

        Celowo tym razem podpisałem sie imieniem i nazwiskiem, żeby każdy zainteresowany mógł sobie wyguglać.

        0
        • Wacek pisze:

          Aaaaaa, jesteś pisarzem! Hmmm, zatem zrozumiałe, że krew Cię zalewa… Cholera, faktycznie – zostałeś „spiracony”… :( W tym wszystkim pocieszające jest to, że wcześniej o Tobie nie słyszałem, a teraz już tak…
          Chętnie przeczytam jakieś Twoje opowiadanie (nie, nie – nie ściągnę go z netu) – mam chyba gdzieś trochę Fenixów. Poszukam.
          Pozdrawiam.
          W.

          0
          • Dariusz Zientalak pisze:

            Tu nie chodzi o mnie. Pisałem już o tym kiedyś, ale powtórzę jeszcze raz – kto stanie w obronie książki jeśli nie czytelnicy? A obrona książki oznacza w tym wypadku dopilnowanie tego żeby ludzie, którzy włożyli swój talent, ale też zwyczajnie kupę cięzkiej pracy, zostali za tę pracę wynagrodzeni. Autor. Ale też wydawca. I pani redaktorka. I grafik. I bidok co ślęczy nad składem też. Bez tych ludzi książki nie ma. Uważam, że ludzie ściągający książki, za który autor ani wydawca nie otrzymali pieniędzy, piłują gałąź na której siedzą. I to czy gałąź złamie się już za chwilę czy dopiero jutro, wydaje mi się w tej sprawie kwestią drugorzędną.

            0
    • Adam Łakomy pisze:

      Nad interpretujesz. Mówimy tu o powodach, które w łatwy sposób (poza VAT) może wydawca zmienić i zwiększyć sprzedaż. Nikt nie mówi, że piractwa nie ma a jak jest to jest usprawiedliwione – nie, nie jest.

      0
    • wright pisze:

      Ależ nie, mylisz się. To tylko obłąkana demagogia w dresiarskim stylu: Gdybyś potrafił napisać coś sensownego, co chciałbym przeczytać i tak wydać, żebym dodatkowo chciał to kupić, to bym to zrobił. Nikt nie próbuje tu powiedzieć, że korzystanie z materiałów, do których nie ma się praw da się usprawiedliwić, ale zrównywanie tego z kradzieżą samochodów jest dopiero prawdziwą, cyniczną demagogią. Lub też wskaźnikiem problemów autora opinii z przyswojeniem sobie praw logiki.

      0
      • Dariusz Zientalak pisze:

        Doprawdy? Kupiłbyś? Gdybym napisał coś dorównującego twoim wysmakowanym gustom, a wydawca dołożył starań, żeby olsnić twoje oczęta, które już widziały niejedno? Mam na to twoje uroczyste słowo honoru? Kamień spadł mi z serca. Ale tak naprawdę – wątpię. Koleś, który uważa że nazywanie złodziejstwa po imieniu to „cyniczna demagogia” nie zapłaci za coś co może mieć za darmo. I zawsze znajdzie jakąś wymówkę: „Książki są za drogie. Za malo zarabiam. Wydawcy to zdziercy. Autorzy w ogóle powinni sie cieszyć, że ktos chce ich czytać. Chciałem tę książkę w formie cyfrowej, a jest dostepna tylko na papierze. Chciałem w epub, a jest w mobi (albo na odwrót). Chciałem bez DRM, a jest z DRM.”
        Pozwól jeszcze, że wypełnię lukę w twoim wychowaniu i wyjaśnię ci co to jest kradzież. Kradzież jest to przywłaszczenie sobie cudzej własności bez zgody właściciela. I nie ma znaczenia czy chodzi o samochód czy plik komputerowy.

        0
        • wright pisze:

          Och, ataki personalne. Jakaż to klasa bije od Wielkiego Autora. Ale to nie luka w mojej wiedzy (nie wychowaniu!), ale Twoja arogancka i wg. mnie błędna (świadomie lub nie) interpretacja definicji (np. http://sjp.pl/kradzie%BF ). Pirat nie przywłaszcza sobie Twoich praw autorskich ani pieniędzy. Tworzy KOPIĘ Twojej twórczości. Powiela.

          I wbrew pozorom piraci kupują produkty z dziedziny, którą piracą.

          0
          • Dariusz Zientalak pisze:

            Znasz definicję kradzieży, ale najwyraźniej zabrakło kogoś, kto wyjaśniłby tobie jakie ma ona zastosowanie w życiu. Czyli jednak nie mówimy o lukach w wiedzy tylko w wychowaniu.
            Skoro już jesteśmy przy definicjach, to według wikipedii „pirat” to „osoba, która napada w celu rabunkowym używając statku lub łodzi.” My tutaj nie mówimy tutaj o gościach z drewnianą nogą, opaską na oku i nieodłączną papugą na ramieniu żeglujących po oceanach pod czarną banderą. Mówimy (w każdym razie ja mówię) o paserach. Bo widzisz, KOPIĘ to możesz sporządzić wyłącznie na własny użytek. Innymi słowy; to nie przestępstwo pożyczyć książkę z biblioteki lub od kolegi, zeskanować i trzymać na dysku. Czy jest to eleganckie, to sprawa druga, ale o elegancji to ja z toba rozmawiał nie będę. Ważne jest, że prawo w tej sprawie milczy. Jeżeli jednak zeskanujesz tę książkę a następnie wyślesz powstały w ten sposób plik koledze, lub udostępnisz w internecie, stajesz się paserem. Ukradłeś własność intelektualną. A najlepsze jest to, że nie ma znaczenia czy uczestniczysz w tym złodziejskim procederze jako strona czynna (udostępanianie) czy bierna (kopiowanie). W świetle prawa jesteś tak samo winny. Jesteś paserem.
            Piszesz: „I wbrew pozorom piraci kupują produkty z dziedziny, którą piracą”. Tuś mnie rozbawił. Co mnie obchodzi co robi złodziej kiedy nie kradnie?

            0
            • adamb pisze:

              „Jeżeli jednak zeskanujesz tę książkę a następnie wyślesz powstały w ten sposób plik koledze, lub udostępnisz w internecie, stajesz się paserem. „ otóż istnieje pojęcie użytku dozwolonego i wysłanie pliku koledze wpisuje się właśnie w definicję (udostępnienie nieokreślonej grupie już nie) i o paserstwie możesz zapomnieć.

              0
            • pioterg666 pisze:

              Przecież paserstwo to jest handel kradzionym towarem. HANDEL – czyli sprzedaż, ewentualnie wymiana barterowa coś za coś. Jestem ostatnim, który by bronił piractwa, ale powiedz mi, gdzie Ty tu widzisz paserstwo, jak ktoś umieszcza plik w internecie i nic z tego nie ma?

              0
              • Dariusz Zientalak pisze:

                Definicja prawna mówi o „przekazaniu” i „przyjęciu”, a nie o „sprzedaży” i „kupnie”. Co sądzę o ludziach wywieszających w inetrnecie owoce cudzej pracy bez zgody twórcy pisałem w pierwszym poście. I co ja mogę na to twoje: „jestem ostatnim, który by bronił piractwa, ale..”? To po jaką cholerę tak rozpaczliwie szukasz usprawiedliwienia dla procederu, którego usprawidliwić się nie da? Może zamiast tego powiesz kilka słów w imieniu okradanych autorów i wydawców?

                0
              • pioterg666 pisze:

                Spora nadinterpretacja moich słów. Ani nie szukam żadnego usprawiedliwienia, ani tym bardziej rozpaczliwie. W imieniu okradanych autorów też nie wiem czemu miałbym się wypowiadać, bo nie jestem ani autorem, ani tym bardziej nikogo nie okradam. Zabrałem głos w dyskusji, bo nie trawię demagogii i nadużyć w argumentach takich jakie stosowałeś w tej dyskusji autorze. I to tyle ode mnie.

                0
            • Franek pisze:

              Proponuję mniej emocji a więcej rzetelnej wiedzy i otwartości na inne poglądy. Na początek od strony prawnej. Jakie jest źródło informacji o tym, że wg aktualnie obowiązującego w Polsce prawa nielegalne jest kopiowanie jakichkolwiek treści umieszczonych (czyli już rozpowszechnionych) w Internecie? Czy znane są Ci orzeczenia polskich sądów dotyczące osób które skopiowały z Internetu coś co wg Ciebie jest własnością intelektualną (nie takich które coś co nie jest ich własnością udostępniały nieograniczonemu kręgowi odbiorców)? Czy wg prawa osoba, która korzysta z rozpowszechnionych treści ma obowiązek sprawdzenia legalności ich wcześniejszego rozpowszechnienia? Jeżeli tak, to z jakiej podstawy prawnej to wynika?
              Co do samej własności intelektualnej i pojęcia kradzieży takiej własności. Kiedy powstało i od kiedy jest wg Ciebie stosowane w praktyce a szczególnie w prawie pojęcie własności intelektualnej, w przeciwieństwie do „istniejącego od zawsze” prawa własności materialnej czy też usługi? Jak funkcjonowały społeczeństwa kiedy można było „bezkarnie okradać twórców z ich pracy umysłowej”, bo chyba nie ma wątpliwości, że w tamtych czasach także powstawały twory ludzkiej myśli (może nawet bardziej znaczące niż dzisiaj)?
              Natomiast co do tego, że może jednak istnieć ktoś kto nie jest złodziejem a jednak może mieć intelektualne wątpliwości w sprawach co do których Ty masz niezachwianą pewność proponuję przeczytać np. to: http://mises.pl/pliki/upload/kinsella-przeciwIP.pdf Zapewniam, że czytanie tego nie łamie żadnych praw intelektualnych. Ponadto nie dotyczy naszego rynku więc w pewnym sensie jest wolne od lokalnej polityki.

              0
    • Robert Pyzel pisze:

      Wystarczy już tej obłąkanej demagogii w dresiarskim stylu: „gdyby merce były tańsze tobym se je kupował, a tak to je kradnę”.

      Szczególnie autorzy książek powinni unikać głupich analogii. Skoro nie zauważasz, że po skopiowaniu pliku, mamy dwa pliki, a po kradzieży merca mamy jednego merca, tylko kto inny się nim bawi, to źle rokuje logice wypowiedzi.

      0
  16. Domel pisze:

    z tym 9,90 potwierdzam na sobie, jeśli tylko mnie coś interesuje i jest w cenie =< 10PLN to jest ogromna szansa, że to kupię impulsowo. A kiedy przeczytam to już inna sprawa .)
    Za tą cenę to nawet nie chce się szukać pirackiej wersji i irytować się na błędy w pseudoskładzie. W zasadzie od czasów wszelkich promocji nie szukam piratów, bo nie mam czasu na przeczytanie tych zakupionych .)

    0
    • xxx pisze:

      To lepiej irytować się na błędy w zakupionych pozycjach? Dyskusyjne.

      Kupiłem parę numerów Do rzeczy. Wersja mobi przyprawia mnie o dreszcze. Tylu błędów nie pamiętam w żadnym piracie.

      Obecnie czytam legalną Dolinę nicości. Osoba, która przygotowała wersję mobi i wzięła za to pieniądze powinna się z mostu rzucić, jeśli ma odrobinę przyzwoitości! Szkoda każdej połowy grosza wydanego na tę pozycję (zakładam, że druga poszła do autora).

      0
      • Ender pisze:

        Jeśli błędy w kupionej książce nie przeszkadzają w czytaniu to je ignoruje. Znajomy zgłasza takie przypadki do wydawcy, w każdym przyapdku błędy były poprawiane i pojawiała się nowa wersja ebooka oraz otrzymał jakiś ebook za darmo w nagrodę. Więc może zamiast narzekać na skład, poświęcić trochę czasu i opisać znalezione błędy?

        0
        • artur pisze:

          Ender, czas poświęcany kupionej książce powinien być jedynie czytaniem jej, za korektę ktoś bierze kasę.

          0
          • Ender pisze:

            Oczywiście. Ale jeśli komuś to bardzo przeszkadza to może na błędach jeszcze zarobić :) i otrzymać poprawiony egzemplarz (aczkolwiek nie jestem pewny które księgarnie reagują na zgłoszenia – pewnie nie wszystkie).

            W przypadku książek papierowych – błędy składu też się zdarzają i nie ma się żadnej możliwości poprawy.

            0
  17. Piotr pisze:

    Do listy dodałbym jeszcze jeden punkt
    Wydawcy to idioci. Co to jest e-book? Książka w postaci cyfrowej. Po co się go kupuje? żeby szarpać się z tekstem na monitorze komputera stacjonarnego czy przeczytać go na dedykowanym urządzeniu? W jakiej formie najczęściej dostępne są e-booki? Pdf z drm, super kompatybilny z najpopularniejszymi czytnikami :/

    0
    • Wacek pisze:

      Eeeee, przesadzasz… Wejdz na stronę z dzisiejszymi promocjami – tylko epub i mobi. Czasem jednak pdf jest niezastąpiony. Nie wyobrażam sobie np. czytania Practical Photoshop w 16 odcieniach szarości :)

      0
    • Robert Drózd pisze:

      Dla pewności sprawdziłem jeszcze raz czy ten komentarz nie jest z roku 2011. Nie jest. PDF z DRM to już od dwóch lat nie jest szczyt mody. :)

      0
      • Magd pisze:

        Dla niektórych wydawnictw nadal jest to szczyt mody – vide C.H.Beck. W zeszłym roku wypuścili jakąś jedną chyba jaskółkę w epubie z drm – i na tym jednym eksperymencie się skończyło…

        0
      • Eczytacz pisze:

        Ale w niektórych niszach rynku panuje niemal niepodzielnie, jak część książki prawnicze czy historyczne.

        0
  18. organic pisze:

    Piractwo e-booków najczęściej rozpatrywane jest tylko i wyłącznie w odniesieniu do rynku e-booków:

    Problemem branży wydawniczej są tez znikające z rynku małe księgarnie oraz piractwo internetowe, które mocno osłabia potencjał rynku e-booków.

    i dalej:
    Według danych Biblioteki Analiz, wartość e-booków, które sprzedawałyby się rocznie, gdyby nie było piractwa, sięga 250 mln zł. Cały polski rynek elektronicznych książek mógłby być wtedy w Polsce wart nawet 300 mln zł.

    Takie wnioskowanie jest totalnie błędne. Ogromna ilość e-booków na chomiku to pliki pdf, które i tak nie nadają się na czytniki, więc według mnie fakt masowego pobierania tych plików ma dużo większe przełożenie na rynek książek papierowych, a nie e-booków. Prosta zależność – to wysokie ceny książek papierowych powodują, że wiele osób sięga po zasoby chomika. Wysokie marże jakie stosuje (prawie) monopolista Empik powoduje, że w wielu rodzinach książka staje się dobrem luksusowym.

    0
  19. Basahin pisze:

    Pirackie e-booki traktuję raczej jako materiały promocyjne. Książki, które polubię, i tak kupię w wersji oryginalnej, z szacunku do twórcy.

    Gdyby nie możliwość przeczytania „za darmo”, nie zdecydowałabym się na wywalenie kilkudziesięciu złotych w ciemno. Może stosuję jakąś alternatywną matematykę, ale chyba autorzy i wydawnictwa raczej na takim podejściu zarobią, niż stracą…

    0
  20. Doman pisze:

    Może ktoś sprostuje, ale żeby ściągnąć z chomika też trzeba zapłacić SMS-em albo abonament wykupić? W końcu z jakiegoś powodu się ta firma na Cypr wyniosła :) Więc to nie jest tak, że piraci nie są skłonni płacić, tylko płącą komu innemu (bo daje za mniej).

    0
  21. yacoob pisze:

    A ja czytam i czytam pierwsze cytowane zdanie analizy
    Obecnie e-booki objęte są 23-proc. VAT-em, a papierowe książki: 5 –proc. stawką, co hamuje rozwój rynku tych drugich.
    i im bardziej czytam, tym bardziej nie rozumiem, dlaczego niższa stawka VAT przyczynia się do hamowania rozwoju rynku książek papierowych….
    Ktoś może mnie oświecić?

    0
  22. zielona pisze:

    Przyznaję się bez bicia, że ściągam ebooki, głównie gdy nie mogę znaleźć za chiny ludowe danej pozycji ani na papierze, ani elektronicznej legalnej wersji. Zdarza się też, że wersja papierowa jest po prostu zbyt droga. Jednak od kiedy posiadam czytnik czytam nieporównywalnie więcej i większość książek kupuję, nie ściągam. Powiedzmy, że na 15 kupionych książek ściągnę jedną. Myślę, że odkąd pojawiły się księgarnie internetowe z e-bookami co raz mniej się opłaca korzystać z chomików bo po prostu często szybciej i bezpieczniej jest kupić. I zgadzam się z przedmówcami, że najatrakcyjnieszą ceną jest 9,90 choć jeśli bardzo zależy mi na danej pozycji to zapłacę nawet 24,90.

    0
  23. Eczytacz pisze:

    Dane o rzekomo 250 milionowych stratach wydawców z tytułu piractwa wydają się wyjęte z kapelusza. Do momentu zakupu czytnika, od kilku lat w ogóle nie kupowałem książek, czytałem tylko wypożyczone z biblioteki. Większości ebooków, które kupiłem była w promocji od 50 do 70 % zwykłej ceny. Równie dobrze można powiedzieć, że kupując w promocjach okradłem wydawców z części ich przychody. Gdyby kosztowały tyle ile kosztują nigdy bym ich nie kupił.

    0
  24. arc pisze:

    Na rynku e-booków powinna obowiązywać zasada – to obrót robi zysk. Minimalna cena ale ogromne ilości – bo to przecież chyba w tym tkwi sukces Amazonu ? Inna sprawa, ale dla mnie istotna… to materialność papierowej książki. Skłonny jestem wydać 40 zł za książkę, którą mogę dotknąć, postawić na półce i przez lata obserwować jak żółkną jej strony i zbiera się na niej kurz. Niektóre, te których często wracam są w opłakanym stanie ale trochę taśmy, papieru i kleju i książka wraca do żywych. W przypadku e-booka nie zachodzi żadna z tych okoliczności, co gorsza mimo cudów backupów i innych chmur ciągle istnieje realna szansa, że 40 zł zainwestowane w e-booka poprzez jedno nieodpowiedzialne kliknięcie rozpłynie się w cyfrowym świecie….

    0
    • Doman pisze:

      Obawiam się, że w naszym kraju nie ma aż tylu osób czytających, które mogłyby te ogromne ilości wygenerować.

      0
  25. Don Simon pisze:

    Dajcie mozliwosc sciagniecia darmowego ksiazki, ktora mam w papierze to polowa sciagania spadnie.
    Czesc ludzi nigdy nie kupi.
    Czesc ludzi kupi, jesli tylko reguly beda fair. Dlaczego mam placic za cos, co juz mam drugi raz?

    Powiem tak – przy cenie 9,90 PLN kupuje ksiazki, ktore schomikowalem. Ciekawe jak wielu z nas tak robi…

    0
  26. Robercie! Choć ceniłem kiedyś Świat Czytników, niestety tym razem muszę WRESZCIE zaprotestować. Wkurzyłem się! Nie – wściekłem się! Piszę o kilku lat i przesz piratów ( i wydawców) muszę pracować na etacie, bo na większości mojej pracy zarabiają różnorodni złodzieje. Jęczenie? Sprawcie, aby ludzie widzieli wartość w kupowanych e-bookach? Nie wstyd Ci pisać takie bzdury? A SAM CO ROBISZ? Może pisanie pod publikę (jaką są piraci) jest fajne, przysparza Ci wejść, kliknięć w reklamy i brzęku w portfelu ale nie jest fajne. Bo nie jest prawdziwe. Dziennikarska obiektywność powinna równać się faktom, a one są nieubłagane. Piractwo jest (w tej chwili) okradaniem autora (a także wydawcy) i taka jest prawda. I pisząc taki artykuł tracisz w moich oczach. Bo cokolwiek by się nie powiedziało/napisało fakt jest taki, że kradzież jest kradzieżą. Ściąganie nielegalnej kopii e-booka jest okradaniem autora i wydawcy. Popieranie, czy też próba tłumaczenia pirata w jakikolwiek sposób jest obrzydliwa. Robercie, ciekawe czy byłbyś tak samo nastawiony do problemu gdybyś zarabiał na swoim blogu 15% zamiast tego, co teraz zarabiasz? Hm? A pozostałe 85%, zabierał ktoś inny? I czy wtedy, tak samo byś powątpiewał w słowa Gołębiowskiego? Wyobraź sobie, że z każdej stówki, jaką masz w portfelu tracisz 85 zł? Co? Nieciekawe, nie? Fajnie pisać, że piractwo jest cool, takie są czasy i generalnie ludzie płaciliby gdyby było taniej ale… Tylko wtedy, gdy problem Cię nie dotyczy? Tyle, że to nie jest prawda. Ludzie, jeśli mogą coś wziąć za darmo nie zapłacą za to. System jest wypaczony. Piszę to, bo sam jestem czytelnikiem i wiem jak to działa. Współczesny świat umożliwia okradanie. Moje e-booki kosztują 9.99 zł a i tak są piracone na potęgę. Napisałem książkę. Pisałem ją dwa lata! DWA LATA! Potem w 2005 roku wydałem ją (pod pseudonimem) i wydrukowano ją w 2 tysiącach egz. W pół roku sprzedała się. Cały nakład. Zarobiłem 6 tysięcy minus podatek. Czyli wychodzi mniej niż 400 zł, za miesiąc pracy. Minus podatek. Wydawca dodrukował następne 2 tysiące, ale sprzedało się tylko 100 sztuk , bo ZŁODZIEJ zeskanował książkę i wrzucił w PDF mna mysz.pl. I co? Dostał za to 1000 zł grzywny i rok w zawieszeniu. A ja straciłem dwa lata pracy. DWA LATA! Serwisy typu mysz.pl są stworzone aby ułatwiać kradzież i kraść. I na tym procederze zarabia ktoś inny. Tak samo jak ty zagrabiasz na czytelnikach, autorach i wydawcach na swoim blogu. Piszę to, bo sam jestem czytelnikiem i wiem jak to działa. Nie jesteś okradanym autorem więc problem Cię NIE DOTYCZY. Nie bardzo rozumiem dlaczego zabierasz glos w tej sprawie nazywając analizę faktów „jęczeniem”. To Ty jesteś w tej chwili cyniczny! Przecież zamieszczasz płatne reklamy e-booków. Zarabiasz na autorach! Ale… reklamujesz tylko najbardziej intratne tytuły. Dlaczego nie reklamujesz te e-booki, które coś wnoszą, są innowacyjne albo są oryginalne ale przede wszystkim te, na których zarabiasz najwięcej? Hm? Informacje o promocjach zajmują czasem nawet 1/3 Twojego postu. Czyli chęć zysku przysłania wartość/ meritum. Dalej – uczyniłeś z tego sztukę. W linkach na Twoim blogu roju się od programów partnerskich: Nexto (zarabiasz), eBookpoint (zarabiasz), Złote Myśl(zarabiasz) itd. W porządku, masz do tego prawo. To twoja praca. Bardzo dobrze. Ale bądź obiektywny. Napisz, że za 100 pobranych książek jakiś autor zarabia 20 zł zamiast 200 zł i musi się szmacić przez to jakąś inną pracą. Dlaczego o tym nie napiszesz? Ja pracowałem jako np. stróż, monter internetu, ochroniarz bo 90% moich zysków z pisania pochłaniają wydawcy, piraci i pośrednicy typu (m.in. ŚwiatCzytników – choć nie bardzo jestem opłacalny, prawda?) Więc nie nazywaj tego jęczeniem. Dlaczego prawie w każdym Twoim poście są promocje dnia, informacje o nowościach? Bo masz z tego kasę. Nie liczy się misja ale kasa. Czemu nie robisz tego za darmo? Cemu nie dasz czytelnikom Twojego blogu linków do myszy.pl??? CZEMU NIE PROMUJESZ JEDYNIE DARMOWYCH WYDAŃ, HM? Fajnie jest komuś patrzeć do portfela? Co? Dobrze Ci, bo problem Ciebie nie dotyczy. Bo możesz prowadzić swój blog, tylko ciekawe czy prowadziłbyś go gdyby autorzy nie pisali. To co zrobiłeś jest obrzydliwe.

    0
    • Robert Pyzel pisze:

      „Ale… reklamujesz tylko najbardziej intratne tytuły. Dlaczego nie reklamujesz te e-booki, które coś wnoszą, są innowacyjne albo są oryginalne ale przede wszystkim te, na których zarabiasz najwięcej?”

      Robert informuje o promocjach. Promocje robią wydawnictwa. Więc żale, że Robert nie informuje o innowacyjnych książkach proszę skierować do wydawnictwa, które ich nie promuje.

      0
      • Też robię promocje. Więcej, często rozdaję zupełnie za darmo swoje e-booki. Tak było na przykład 1 maja. Prosiłem Roberta aby o tym napisał. Nie napisał.

        0
    • asymon pisze:

      A ja ciągle nie wiem, jak Biblioteka Analiz oszacowała te 250 milionów strat. W kraju, gdzie 61% społeczeństwa nie przeczytało przez ostatni rok żadnej książki…

      0
    • Robert Drózd pisze:

      Aleksandrze, pokaż mi gdzie w tym poście usprawiedliwiam piractwo. Myśl przewodnia jest taka, że nie mają sensu wyliczenia, ile to się traci na nielegalnie udostępnionych e-bookach, bo nie każdy kto ściąga pirata kupiłby oryginał.

      Pisałeś o tym nieraz, że sprzedaż Ci spadała, zresztą dotyczy to wielu autorów, którzy kiedyś np. rządzili w Złotych Myślach (wpis o sytuacji ZM mam już przygotowany, wrzucę go po weekendzie). I nie zamierzam temu przeczyć. Przeczyć trzeba absurdalnym wyliczeniom, że sprzedaż bez piractwa byłaby 6x wyższa. Może byłaby wyższa o 20%. Może o 50%. Może nawet o 100%. Ale nie o kilkaset procent!

      Co do reklam – gdzie w tym poście widzisz reklamy? Co mi da większy ruch? Uwierz, znam sposoby żeby zamiast 500 tysięcy odsłon na tym blogu mieć milion miesięcznie. Ale po co? Jak słusznie zauważasz, mam linki do programów partnerskich i zarabiam wyłącznie w sytuacji, gdy ludzie przyjdą kupić legalne e-booki. Tak więc myśląc logicznie, powinienem brać stronę wydawców i razem z nimi narzekać na chomiki, bo jeśli im wzrośnie sprzedaż, to mi także wzrośnie prowizja. Ale to tak nie działa.

      Co do wyboru książek promowanych – jasne, że wskazuję te, które mogą zainteresować szerszą publikę i które czytelnicy mogą znać z innych źródeł. Ale jeśli promocję ma jakieś niszowe wydawnictwo, to o nim też wspominam.

      Ale bądź obiektywny. Napisz, że za 100 pobranych książek jakiś autor zarabia 20 zł zamiast 200 zł i musi się szmacić przez to jakąś inną pracą. Dlaczego o tym nie napiszesz? Ja pracowałem jako np. stróż, monter internetu, ochroniarz bo 90% moich zysków z pisania pochłaniają wydawcy, piraci i pośrednicy typu (m.in. ŚwiatCzytników – choć nie bardzo jestem opłacalny, prawda?)

      Dobrze, będę pamiętał, żeby o Twoich książkach nie pisać i żeby moje pośrednictwo nie wpływało na Twój zarobek. :)

      Swoją drogą, jak zajrzysz na bloga Złotych Myśli czy forum Nexto, to znajdziesz dziesiątki ich partnerów, którzy krzyczą że są okradani przez zmniejszone prowizje. Jak pogadasz z wydawcami to na pewno Ci opowiedzą, ile stracili przez niepotrzebne inwestycje w autorów, którzy się nie sprzedawali. Jak pogadasz z self-publisherami, to mało kto wychodzi na zero. To jest i sztuka i biznes. W biznesie wiele osób traci. Ja rozumiem nawet wydawców, którzy lobbują za najmocniejszymi sankcjami przeciwko piratom. Nie uważam za normalną sytuacji, w której każdą książkę można mieć bez płacenia. ALE TAK SAMO JEST W STANACH. I to nie przeszkodziło w tym że e-booki stanowią tam już 30% rynku.

      0
      • Robercie, uważasz, że tytuł „Coroczne jęczenie nad piractwem e-booków” jest odpowiedni? Pisząc, że ludzie ściągają książki udostępnione nielegalnie bo na nich ich nie stać, usprawiedliwiasz piractwo. I mnie się taka postawa nie podoba. Może i myśl przewodnią masz słuszną, ale chwileczkę… Kto, albo co upoważniło Cię do kwestionowania liczb? Straciłeś choćby 1 złotówkę na piractwie? Choćby jeden grosz? Zobaczyłeś obok swojego e-booka, jaki przez kilka miesięcy pracy pisałeś licznik pobrań? A może zobaczyłeś jak jednym, drugim i dziesiątym form link do książki, którą sam napisałeś a ktoś zrobił z niej PDF. I teraz zamiast 300 egzemplarzy na kwartał sprzedałeś 30 albo i mniej? Miałeś tak? Bo ja Ci powiem, że tak miałem (mam). I bardzo wkurzył mnie Twój kpiarsko-bagatelizujący ton postu w stylu: „gdyby nie wstrętni piraci”. Dobrze, że problem Cię nie dotyczy. Fajnie, że możesz pisać pod publikę – co widać zresztą w komentarzach.

        0
        • Franek pisze:

          Proponuję poczytać coś z klasyki ekonomii.

          0
        • mart pisze:

          Więc uważa pan, panie Sowa, że sprzedaje się pan kiepsko tylko przez piratów? (Tak wnioskuję, że sprzedaje się Pan kiepsko po powyższych Pańskich narzekaniach, osobiście nigdy o Panu nie słyszałam, więc nie wypowiem się obiektywnie). To jak wytłumaczyć fakt, że w dobie tego, co jest nazywane piractwem wciąż są autorzy, którzy jakimś cudem zarabiają? :)

          0
          • Nie. Nie uważam, że sprzedaje się kiepsko. Sprzedaję się dobrze. Zarabiam na tym. Natomiast uważam, że na piractwie tracę lwią część tego, co mógłbym zarobić. Gdyby nie piractwo mógłbym całkowicie poświęcić się pisarstwu.

            0
    • jurek pisze:

      Dariusz Zientalak, Alekasander Sowa – przyznaję wam 100% racji. Nie należy usprawiedliwiać piractwa (wysoką ceną, niskimi zarobkami itd.), ale raczej je z samej zasady piętnować. Inaczej nie tworzymy mody na kupowanie e-booków, tylko modę na bezobciachowe okradanie.

      0
      • Dariusz Zientalak pisze:

        Dziękuję.

        0
      • Moje e-booki są zazwyczaj w cenie 9.99 i niczego to nie zmienia. Bo cena w tym wypadku nie ma nic do rzeczy. Takie artykuły jak m.in. ten właśnie stworzyły modę na bezobciachowe okradanie i jest fajnie.

        0
        • Adam Łakomy pisze:

          Panie Aleksandrze, z całym szacunkiem ale pogooglowałem trochę o Panu i nie ma Pan najlepszych recenzji… Co najwyżej średnie – nie jest przypadkiem tak, że lepiej sobie tłumaczyć słabą sprzedaż czynnikiem zewnętrznym niż tym, że jaka jakość taka sprzedaż?

          Jeszcze raz podkreśle, że nie popieram piractwa i argument, że pirat ściągnie a później kupi – czy tak jest czy nie – jest błędny. Dostępne są wersje próbne książek i na tej podstawie można podjąć decyzje. Jednak ataki na ten artykuł są trochę bezcelowe – autor pokazał w nim nie usprawiedliwienie dla piractwa a rzeczy, które można zmienić żeby proceder skutecznie ograniczyć.

          0
          • Hm… Sądzę, że gdybym miał same dobre recenzje nie byłoby to normalne. Co najwyżej średnie świadczą, że jednak komuś moja twórczość odpowiada. Nie wszystkim, ale jednak jest dla kogo pisać. Wiesz, to jest tak jak ze szklanką i wodą. Dla jednych będzie w połowie pusta, a dla innych w połowie pełna. Nie ma autora, który odpowiadałby wszystkim. Co do sprzedaży, czy jest słaba czy nie to sprawa dyskusyjna, natomiast nie ulega wątpliwości, że część swoich zysków tracę. Prawie nikt tego nie chce rozumieć, bo to nie jest ich problem. Skrytykowałem Roberta ponieważ dotknął mnie ton wypowiedzi w jego poście, próba bagatelizowania strat autorów a także próba usprawiedliwienia piractwa. Przyznaję, że zareagowałem impulsywnie i emocjonalnie, ale proszę mi się nie dziwić.

            0
            • pioterg666 pisze:

              „Co najwyżej średnie świadczą, że jednak komuś moja twórczość odpowiada.” Serio? To zdanie oznacza, że szczytem Pana możliwości jest to, że ktoś Pana toleruje, nie że się pan komuś podoba. Ta szklanka nie jest w połowie pełna, bo ona nigdy więcej niż połowę objętości nie przyjmie nigdy. Opinie Pana książek są kiepskie, na dodatek postawa, którą Pan prezentuje (nie pierwszy raz..) świadczy o zadufaniu. „Muszę się szmacić innymi zawodami”. Aha, czyli monter internetu, czy nauczyciel to szmaciany zawód. Winszuję, właśnie zachęcił Pan te grupy społeczną do siebie i właśnie lecą wydawać miliony na Pana książki. Nie lecą..? Hmm, to na bank musi być przez piratów. A tak serio – polecam jednak ochłonąć i pomyśleć na innymi możliwymi przyczynami swoich porażek.

              0
    • Dagon pisze:

      Hmm, Szanowny Pisarzu. Masz jakieś rzeczywiste dane ilości pobranych plików? Na każdy produkt na rynku popyt jest ograniczony. Sapkowski od wielu lat jest na chomikach i innych serwisach i co z tego? Książki cały czas się sprzedają… Łatwo jednak zrzucić winę na piratów. Skąd wiesz, czy ktoś kto ściągnął (o ile to uczynił) kupiłby tę książkę? Jeśli by nie kupił, to strata Twoja wyimaginowana. Za to jeśli książka się spodobała to pewnie kupi kolejną a może i dobre słowo rozprowadzi wśród znajomych…

      0
      • Tak, mam takie dane. Oczywiście nie mogą one być dokładne w 100% są na tyle wystarczające abym mógł napisać, że tracę 80% swoich dochodów przez piractwo. Wiesz skąd to miedzy innymi wiem? Bo kiedyś dostawałem przelew na sumę X, a teraz jest ona kilka razy mniejsza. Już rozumiesz? Ale to nie wszystko: przynajmmniej w wypadku jednej mojej książki wydawca nie zdecydował się na drugi dodruk ponieważ został ona rozpowszechniona nieleganie w formacie PDF. Oczywiście to, co napisałeś jest prawdą: nielegalne rozpowszechnianie sprzyja reklamie ale chcę Ci zwrócić uwagę (wiem, narażę się ale już i tak to zrobiłem): pisząc. „Sapkowski od wielu lat jest na chomikach i innych serwisach i co z tego?” jest to dla Ciebie zupełnie normalne. Nie widzisz w tym nic złego. A odpowiedź brzmi: a to z tego, że Sapkowski od wielu lat jest okradany. I tyle. Żadne wyjaśnienia tego nie zmienią. Pozdrawiam.

        0
        • Franek pisze:

          „Bo kiedyś dostawałem przelew na sumę X, a teraz jest ona kilka razy mniejsza. Już rozumiesz?”
          Takie rozumowanie nie ma żadnych ekonomicznych podstaw. Firma A produkująca buty miała w roku 2011 X PLN zysków natomiast w roku 2012 Y PLN straty. Widocznie spiracono i bezpłatnie udostępniono ich buty ;-)

          0
          • Buty są trochę innym produktem niż e-booki albo książki. Przypomnę, że nie widziałem jeszcze aby ktoś kupując parę butów w sklepie potrafił rozmnożyć je w domu, wrzucić do PDF a potem rozdawać je ludziom w całej Polsce.

            0
            • Franek pisze:

              Słusznie Pan zauważył.
              Jeżeli więc taka sytuacja (utraty dochodów) może mieć miejsce np. dla butów, to może także dla rynku książek mogą istnieć inne przyczyny utraty dochodów niż piractwo?

              0
    • Adam Łakomy pisze:

      >>straciłem dwa lata pracy. DWA LATA!
      Zmień zawód?
      >>Piszę o kilku lat i przesz piratów ( i wydawców) muszę pracować na etacie
      To jak to jest? Wszyscy be? A ja proponuje self publishing i konwersje do e-publikacji na własny koszt – zwróci się z nawiązką jeśli – podkreślę JEŚLI – książka jest warta przeczytania bo to też problem, coraz więcej gniotów i sztampy a później płacz, że nie jestem „kupowany”
      >> Dziennikarska obiektywność powinna równać się faktom, a one są nieubłagane.
      Proszę zacytuj mi fakty – jestem ciekawy skąd je bierzesz…
      >>Piractwo jest (w tej chwili) okradaniem autora
      Branża gier komputerowych też tak sądziła i co się okazuje? że to nie piraci są problemem a rynek wtórny…. A później co będzie?
      >>Nie jesteś okradanym autorem więc problem Cię NIE DOTYCZY.
      Nie dajesz się okraść to się nie wypowiadaj!!
      >>Nie bardzo rozumiem dlaczego zabierasz glos w tej sprawie nazywając analizę faktów „jęczeniem”.
      Bo fakty są takie, że wydawcy szukają kozła ofiarnego na swoją nieudolność wydawniczą – spytaj kogoś z Helionu czy przeszkadza mu piractwo…
      >> Ale… reklamujesz tylko najbardziej intratne tytuły.
      No tak – reklama sprzedających się książek nie jest hipsterska… Będę reklamował tylko chłam…
      >> Informacje o promocjach zajmują czasem nawet 1/3 Twojego postu.
      Bo ta informacja to jest coś co mnie tu przyciąga – nie muszę sam szukać tych informacji po kilku stronach – mam to tu i teraz…
      >> Napisz, że za 100 pobranych książek jakiś autor zarabia 20 zł zamiast 200 zł
      Nie zgadzam się! wiem jakie są podziały pomiędzy księgarnią a wydawcą i jeśli Ty jako autor dostajesz 20% to znaczy, że nie masz głowy do intersów
      >>się szmacić przez to jakąś inną pracą.
      Jestem szmatą! Pewien polityk powiedział, że zanim został politykiem to zajmował się prawdziwą pracą – może Ty też powinieneś przemyśleć tą myśl? Ja nie wiem – co upoważnia Cię do takich wywodów? To, że napisałeś książkę? Trochę szacunku człowieku.
      >>bo 90% moich zysków z pisania pochłaniają wydawcy, piraci i pośrednicy typu (m.in. ŚwiatCzytników – choć nie bardzo jestem opłacalny, prawda?)
      TO DLACZEGO PODPISAŁEŚ TAKĄ UMOWĘ Z WYDAWCĄ?!
      >>Nie liczy się misja ale kasa.
      To jak to jest? Piszesz dla misji? To czemu jęczysz, że ktoś jęczy?!

      Rozumiem, że zapewne napisałeś to pod wpływem wielkich emocji ale sam sobie w swojej wypowiedzi zaprzeczasz…

      0
      • Piotrek pisze:

        Jakoś nie zwróciłem uwagi na owo „szmacenie się” ale faktycznie, zostałem nazwany „szmatą”. Można faktycznie odnieść że bycie pisarzem uprawnia do czucia się lepszym hm. Z ciekawości zerknąłem do sklepu na jedną z książek, myśląc, że może kupię, wszak 8zł to nie jakieś wielkie pieniądze, ale tknęło mnie i przeczytałem najpierw darmowy fragment. Powiem tak, może faktu kiepskiej sprzedaży należy upatrywać nie w skali piractwa, ale w jakości swego pisania? Widzę tu typowe ludzkie zachowanie, szukanie winnych swoich niepowodzeń na zewnątrz a nie w sobie.Książki nie kupiłem.

        0
        • Eczytacz pisze:

          To my czytelnicza trzoda musimy się ciągle szmacić, podejmując się różnych haniebnych zajęć, by odkładać grosz na dzieła tak wybitnych i uduchowionych twórców.

          0
          • Panowie, nikogo szmatą nie nazwałem! Napisałem „autor (…) musi się szmacić przez to jakąś inną pracą”. Ciekawe jak nazwalibyście lekarza zamiatającego ulicę, bo za pracę w szpitalu nie mógłby wyżyć? Hm? Jak kończy się nazwanie po imieniu tego co się dzieje? Napisałem wprost, że piractwo jest złe i co? I hola, hola. Oburzenie. To ja jestem zły. Nie mam talentu itd. Tak? Piotrek: możliwe, że masz rację. Mogę być kiepskim pisarzem, grafomanem. Ale czy tak jest w przypadku wszystkich autorów? Bo wydaje mi się, że nielegalnie udostępniane są nie tylko utwory kiepskich autorów jak ja, ale też całkiem dobrych. Są w ogóle, którzy, którzy pisząc inaczej niż kiepsko? Czy kiepsko piszą tylko Ci, którzy mówią wprost, że piractwo to kradzież?

            0
            • Adam Łakomy pisze:

              Napisał Pan to co napisał i niech Pan nie odwraca kota ogonem – możliwe, że myślał Pan o czym innym i co innego napisał ale jak to świadczy o Panu jako pisarzu?

              Bodaj nikt z powyższych osób nie powiedział, że piractwo jest ok i niech Pan nie wmawia komuś czegoś czego nie napisał. Zamiast zastanowić się nad tym co tu jest napisane to woli Pan wojować i wyzywać.

              Piractwo jest kradzieżą. Złodzieje byli, są i będą. Tego nie zmienimy. Jednak może Pan zrobić wszystko żeby zjawisko ograniczyć. I wyzywanie ludzi nie jest najlepszą drogą…

              0
              • Chwileczkę! Nie przeczytałeś ze rozumieniem. Zarzucasz mi coś, czego nie zrobiłem. Przeczytaj raz jeszcze starannie i zastanów się. A potem odpowiedz na pytanie: gdzie tu kogokolwiek wyzywałem?

                0
              • pioterg666 pisze:

                @nazwałeś wykonanie zawodu inny niż Twój, szmaceniem się. Nie, to absolutnie nie jest niesmaczne dla kogoś kto wymieniony zawód wykonuje. Wiesz kim jesteś autorze z takim podejściem? *** Bo rozumiem, walnąć gafę i w pośpiechu takie coś napisać i potem przyznać „tak, przesadziłem”, a co innego brnąć w zaparte, że to nie jest nic złego. *** – kimś w okolicy liczby, która nie jest ani dodatnia ani ujemna (taka zagadka dla zapewne umysłu humanistycznego)

                0
            • Kuba pisze:

              Ściągnąłem w dniu promocji na Amazonie Pański ebook „Do widzenia”. Nie zachwycił mnie. Do tego stopnia, że po odleżeniu kilku tygodni na kindlu i kilku próbach czytania wywaliłem go z kretesem.

              To że piractwo jest be już słyszeliśmy.
              Tylko, że nie psioczy Pan na los innych autorów, tylko na swój. Więc nie ma co się teraz tłumaczyć stratami innych „bardziej uduchowionych” pisarzy.

              BTW. Energetyka i inne branże z pewnością zadowolą się nawet „szmatami”, a i zarobek może być przy tym lepszy.

              0
              • Kuba, nie ma nic dziwnego w tym, że mój e-book Cię nie zachwycił. Zachwycił innych, a komuś podobał się tylko średnio. Na pewno są też tacy, których nawet nie zainteresował choć był zupełnie darmowy. To najzwyczajniej normalne. Nie psioczę na los innych, bo wypowiadam się we własnym imieniu. A Twoje BTW pozwól, że pozostawię bez komentarza.

                0
            • YuukiSaya pisze:

              Człowieku, bzdury nawijasz jak potłuczony. Znam mnóstwo osób, które piszą dla radości pisania i dzielenia się swoimi dziełami. Robią to kosztem czasu wolnego, bo normalnie pracują lub uczą się. I swoje dzieła publikują całkowicie za darmo, bo one mają radość z tworzenia i publikacji, a czytelnicy z czytania. I są to rzeczy niemałe, wielkością dorównujące niektórym cyklom – mam zachowany plik z powieścią większą od całego Harrego Pottera. To jest coś, co ja nazywam wartościową publikacją.

              Jak ktoś jest dobrym autorem, to zapracuje na etacie żeby potem godzinkę lub dwie dziennie klepać w klawiaturkę. Jak ktoś się naprawdę dobrym autorem, to jego dzieło sprzeda się na pniu.

              Chcesz utrzymywać się tylko z pisania? Popracuj nad sobą. Fakt, że coś wydałeś nie czyni z ciebie Autora godnego pamięci potomnych. A pychą na razie zapracowałeś ciężko na niechęć potencjalnych kupców. Bo twój komentarz daje jasny przekaz – na etacie to szmaty pracują. Newsflash – te szmaty to, już nie twoi, potencjalni kupcy.

              0
      • W sprawie zmiany zawodu dziękuję za radę. Nie pamiętam abym płakał, że nie jestem kupowany. Skrytykowałem Roberta, za post w którym tłumaczy piractwo i wypowiada się w tonie, sugerującym, że piractwo nie jest niczym złym. I akurat mam do tego prawo, bo dotyczy mnie bezpośrednio. Jeśli chodzi o sugerowanie, że nie mam głowy do interesów bo dostaje 20% od wydawcy, albo że podpisałem złą umowę wydawniczą nie powiem nic: widać człowieku, że nie masz pojęci o realiach rynku wydawniczego

        0
        • Adam Łakomy pisze:

          Mam czy nie mam – tego Pan nie wie. To Pan napisał, że 90% Pana zysków pochłaniają wydawcy i piraci – skoro tak jest to albo tak być musi i nie ma sensu na to narzekać albo nie wie Pan jak skutecznie ograniczyć koszty i powinien mieć Pan pretensje tylko do siebie.

          Artykuł NIE pochwala piractwa tylko opisuje pewne aspekty, które wzmacniają zjawisko – jak widać niektórzy zamiast na chłodno ocenić wartość takich spostrzeżeń wolą pisać bzdury, którym później sami zaprzeczają…

          0
          • Wybacz, ale napisanie, że „jeśli Ty jako autor dostajesz 20% to znaczy, że nie masz głowy do intersów” świadczy o tym, że nie masz nawet bladego pojęcia o branży wydawniczej. Dlatego dziwię się, że dajesz mi rady o kosztach.

            0
            • Adam Łakomy pisze:

              Widzi Pan i znów Pan sobie przeczy – bo jeśli 20% to dużo – to na co Pan narzeka? Jeśli mało – to dlaczego zgadza się Pan na takie warunki? Ja Panu nic nie radze. Może poza tym żeby raz jeszcze przeczytać ten artykuł i na chłodno ocenić co może Pan zmienić żeby walczyć z piractwem skutecznie. Samo pisanie, że jest złe nic Panu nie da.

              0
              • Adamie, zarzuciłeś mi, że jeśli jako autor dostaję 20% oznacza to, że nie mam głowy do interesów. A ja Ci grzecznie odpowiedziałem, że pisząc takie zdanie zdradzasz kompletną nieznajomość realiów rynku wydawniczego. Nie odwracam niczyjego ogona, nie zaprzeczam sobie. Odpowiedziałem tylko na Twój zarzut. Przepraszam, ale jestem już zmęczony tą dyskusją. Skończmy ją. Wszystkiego dobrego. Dziękuję za poświęcony mi czas.

                0
    • Stonek pisze:

      Patrząc z punktu widzenia czytelnika, muszę powiedzieć, że obie strony mają swoje racje i jak zwykle prawda leży po środku.
      Jeżeli do tego doda się jeszcze zrozumienie piractwa, to osiągnie się całkowity konsensus.

      Może problem w tym, że każdemu koszula bliższa ciału i tak jak to w wielu przypadkach bywa trzyma się uparcie swojego zdania.

      Może też… problem jest w tym, że każdy pirat jest inny i w związku z tym trudno o jednoznaczną interpretację różnych danych statystycznych. Na pewno nie można zakładać, że kupiłbym każdą książkę, którą ściągnąłem z chomika, gdyby tego chomika nie było. Nie można też twierdzić, że nie kupiłbym żadnej. Sztuką jest tu tylko uczciwe odnalezienie tej wartości w złotówkach, którą bym wydał w przypadku braku alternatywy pirackiej.
      Zauważam, że… ściągam to, co „być może mnie kiedyś zainteresuje”, a kupuję to co „dla mnie jest warte ceny jaką muszę zapłacić”. Czyli w efekcie ściągam to, co jest warte swojej ceny… nawet książki kiepskiej jakości.
      „Wymówki” Roberta dotyczące nie kupowania książek jak rozumiem nie mają na celu usprawiedliwienia nikogo. One jedynie pokazują kierunek myślenia. Jak się go zrozumie, to można jakoś „wyjść na przeciw oczekiwaniom rynku”. Na tym polegają zmiany w przyrodzie – modyfikacja kodu genetycznego, przetrwają tylko Ci którzy się szybciej dostosują.

      Nie chcę powielać mnóstwa argumentów, ale mam takie frapujące mnie samego spostrzeżenie… że o ile chętniej i łatwiej przyjdzie mi ściągnąć książkę z chomika, o tyle nie ściągam już muzyki i filmów… Muzykę kupuję tylko na CD, a filmy co najwyżej wypożyczam. Może chodzi o jakość produktu…

      0
      • Bardzo mądry komentarz.

        0
        • Stonek pisze:

          Ciągnąc rozważania dalej…

          W sumie… ta kradzież książek, mimo, że nie jest podobna do kradzieży samochodu… to… w zasadzie jest podobna do kupowania chińskich podróbek.

          Nie każdy kto kupi podróbkę, kupiłby oryginalny produkt, gdyby podróbek nie było.
          Oryginalne produkty mają wartość dodaną, nie dostępną dla podróbek – właśnie jakość.
          Nie ma podróbek książek papierowych – jest to nieopłacalne.

          Jeżeli egzemplarz elektroniczny będzie jakością WYRAŹNIE przewyższał scan chomikowy, to stanie się dla niego istotną konkurencją, za którą klient chętniej zapłaci.

          Co robi jakość w ebookach. To już pole do popisu dla marketingowców (nie piszę tu o kwestiach oczywistych typu błędy, formatowanie, czcionki, działające odnośniki do przypisów, etc.).

          0
          • Masz wiele racji. Zgadzam się. Skan jest jedynie podróbką książki papierowej. Z oczywiście niższą jakością. Ale tak jak w przypadku chińskich podróbek są na niego chętni. I w wypadku skanu i podróbki ktoś traci, kosztem kogoś innego. Zostawmy skany, skupmy się na nielegalnym rozpowszechnianiu e-booków. Ich jakoś zazwyczaj jest taka sama jak e-booków, które się kupuje. W e-bookach wydanych przez np. Złote Myśli jedyną różnicą jest usunięty z PDF-u numer klienta, aby rozpowszechniającego nie można było ukarać. Czyli wchodzę do sklepu i zabieram produkt. Oryginalny, nowy, prosto z wystawy. A e-booka pobiera się dla treści. Ściągam i mam treść. Jakoś jest identyczna. Tak samo dla EPUB i MOBI. Tu niewiele się da zrobić.
            Większość się cieszy, że może czytać za darmo i nie widzi w tym nic złego. Jak ktoś nazwie po imieniu sprawę (jak teraz ja na przykład) to się go od razu zakrzykuje! I to zdecydowana większością głosów. Co? Piractwo to kradzież? A skąd! Piraci nie robią nic złego! Piraci są tak naprawdę dobrzy. To autorzy są łakomi. Tylko, nie wiem czy ktokolwiek zdaje sobie sprawę z tego ale obecnie jednio z pierwszych wydawnictw e-bookowych w Polsce, Złote Myśli jest od dłuższego czasu w bardzo trudnej sytuacji finansowej. I nich zgadnę – mało kto przyzna jaki może być tego jeden z ważniejszych powodów. A ja to wiem. Dlatego, że dotyka mnie to bezpośrednio. Zarabiam mniej niż zarabiałem, bo jestem okradany. Jeśli wydawnictwo zbankrutuje nie będę zarabiał w ogóle. Problem się rozwiąże. Kilkanaście ludzi straci pracę. Kilkudziesięciu autorów nie dostanie już honorarium. Kilkuset innych ludzi zarabiających w programach partnerskich straci dwoje dochody. A cała reszta – setki tysięcy już się nie będą mogli cieszyć się już nowo-wydanymi e-bookami. Bo one nie zostaną wydane. Mało kto zdaje sobie sprawę, że piractwo zbiera ludziom pracę. A bezrobocie nie jest fajne.

            0
            • Stonek pisze:

              Pewnie pomysł co z tym zrobić dalej jest wiele wart. :)
              Myślę, że problem warto rozłożyć na dwa niezależne problemy:
              1. Jak ograniczyć piractwo?
              2. Jak w sytuacji obecności piractwa zarabiać na tym, co się stworzy?

              Łączenie tych kwestii jest na pozór naturalne, ale to też przejaw uproszenień i trochę lenistwa w poszukiwaniu rozwiązań.
              Ad. 2. Jak stworzyć lepszą jakość zakupionej książki, niemożliwą do powielenia? Może ta jakość (w rozumieniu funkcjonalność) może być realizowana poprzez funkcje dodatkowe portalu w którym książkę się zakupiło.

              Owszem… schodzenie w dół ceną za książkę zwiększa ilość klientów dla których produkt jest wart swojej ceny, ale może chodzi jeszcze o podnoszenie wartości produktu…

              0
            • Stonek pisze:

              …i jeszcze…

              Ja rozumiem, że „narzekanie” na piractwo to jest element walki z nim (czyli Ad. 1) – medialne piętnowanie.

              0
            • Dagon pisze:

              Warto zauważyć, że kiedyś Złote Myśli miały znaczący udział w rynku z racji nieistniejącej konkurencji. Jak to mówią, na bezrybiu i rak ryba. Obecnie konsument może wybierać w ofercie kilku dużych sklepów z naprawdę ciekawą ofertą. Trudno zakładać, że w takiej sytuacji ZM utrzyma dominującą pozycję na rynku. Konsumenci głosują portfelami i wyraźnie wskazują czego potrzebują. Konkurencja na rynku jest obecnie bardzo duża, a czytelnictwo jakoś nie chce rosnąć. Rynek to trudny i problem piractwa dotyka wszyskich – jedni sobie poradzą, inni „będą się szmacić pracując na etacie”. Żeby się na polskim rynku utrzymać z samego pisania to naprawdę trzeba dobrze pisać bo rynek płytki. Ciężko zakładać, że jedna książka otrzymująca niewysokie opinie pozwoli na duży zarobek przez wiele lat…

              0
    • Blue pisze:

      „bo 90% moich zysków z pisania pochłaniają wydawcy, piraci i pośrednicy typu.”

      Ekhem siedzisz w tym trochę. Wiesz jakieś są warunki na rynku. Gdyby nie Ci pośrednicy nie zarobiłbyś tych 10%. Skoro obecne warunki Ci nie odpowiadają, albo ustal wyższe ceny na produkt, albo się wycofaj. Naprawdę nie tylko w branży „pisarskiej” są interesy do których się dopłaca. Szczególnie teraz w kryzysie. Wszystko się sypie.

      0
    • Blue pisze:

      Jeszcze jedno.
      Nie zawsze sam produkt jest problemem. Co pokazuje życie, czy choćby przykład z „siły nawyku” gdzie nie potrafili sprzedać fabriese i musieli go sprzedawać jako nie produkt do tego do czego był stworzony, bo inaczej nie schodziło :P.

      Spodziewam się, że w PL z pisania cudów nie ma. Zapewne nawet nazwiska bardziej znane nie mają cudownych pensji z pisania i to nie tylko przez piractwo.

      Poczytaj opinię Coelho o piractwie i jak działa od strony marketingowej, piraci polecają i „sprzedają” produkt znajomym, było o tym nie raz. Samo piractwo powinno być potępiane w mediach, ale samo zjawisko nie jest takie złe jak o tym mówią autorzy. Popatrz na cenę oprogramowania graficznego, Adobe się zapewne cieszy, gdyby nie pirackie wersje w PL wszyscy jechaliby na np. Gimpie, innych open-sourcach albo Corelu, bo tańszy. A tak nauczą się na piracie, nie będą chcieli zmieniać na siłę oprogramowania, bo to znają, a jak przyjdzie na tym zarabiać, to kupią licencje.

      0
      • O, jeszcze jeden konstruktywny komentarz. Zgadzam się w wielu punktach z Tobą. Piractwo powinno być potępiane w mediach, Robert zrobił coś innego, dlatego zareagowałem. Obecny model autor-wydawca-odbiorca albo też autor-odbiorca jest dobry dla odbiorcy, ale niekorzystny dla pozostałych stron, a nie ma na razie wypracowanej innej metody. Obawiam się, że musimy poczekać na zmiany. Pozdrawiam.

        0
        • asymon pisze:

          Przeczytałem jeszcze raz wpis Roberta i nie znalazłem tam pochwały piractwa. Znalazłem za to krytykę analizy Biblioteki Analiz i ich, pardon my french, z dupy wziętych 250 milionów.

          Co do ściągania z netu za darmoszkę, poglądy mamy raczej zbieżne, ale co do walki z tzw. piractwem zgadzam się z autorem wpisu. Nieuprawnione ściąganie, a nieudolne sposoby walki z nim to naprawdę dwie różne rzeczy.

          0
          • Adam Łakomy pisze:

            Już myślałem, że tylko ja to odebrałem raczej jako porada niż wychwalanie złodziei

            0
            • Fajnie panowie, że macie pracę. I, że nie piszecie. I, że was nikt nie okrada. Że macie pieniądze aby zapłacić abonament za Internet i możecie teraz siedzieć spokojnie i – przepraszam – mędrkować o czymś co Was sienie tyczy bezpośrednio. Ciekawe czy tak samo byście spokojnie siedzieli gdyby ktoś wszedł Wam do domu i zaczął wynosić meble, płyty, książki. Może wtedy inaczej byście wtedy myśleli. Ale teraz prawdopodobnie jest to nie do przeszkodzenia. Wszystkiego dobrego.

              0
              • Adam Łakomy pisze:

                Pan znów zakłada, że coś kogoś nie dotyczy. Pominę fakt, że piractwo to problem społeczny dotyczący każdego. Moja praca i wypłata zależy od tego jak między innym sprzeda się Pana książka – i dalej uważam, że autor ma racje pisząc które czynniki wzmagają piractwo – dzięki temu mam już pomysł jak wprowadzić zmiany w miejscu w którym pracuję. I czytając po raz drugi artykuł nie znalazłem nigdzie momentu w którym autor pochwala piractwo.

                0
          • Czy ja napisałem, że Robert popiera piractwo? Wyraziłem swój pogląd, że popieranie piractwa albo jego usprawiedliwianie jest obrzydliwe. Rozumiem, że w kontekście całej wypowiedzi dla niektórych to możne być tożsame. Niestety, rzadko umiemy czytać ze zrozumieniem. Zarzuciłem natomiast Robertowi brak obiektywizmu i próbę usprawiedliwiania piractwa. I takie jest moje zdanie na temat tego wpisu, niezależnie od tego, że wyliczanie strat (jak każde) można (za)kwestionować.

            0
            • asymon pisze:

              A ja ciągle nie wiem, skąd się wzięło te 250 milionów.

              Zapytałem o to pod artykułem „Piraci zabierają wydawcom książek 250 mln zł rocznie” na rp.pl, ale od wczoraj komentarz czeka na moderację. I szczerze mówiąc nie spodziewam się odpowiedzi.

              Polemikę zamieszcza między innymi Dziennik Internautów: http://tinyurl.com/cp3adez

              Jest link do posiedzenia Komisji, na którym podobno padły te słowa, niestety też nie ma źródeł i sposobu wyliczenia kwoty, którą podał pan Gołębiewski.

              0
    • RobertP pisze:

      „Piszę o kilku lat i przesz piratów ( i wydawców) muszę pracować na etacie, bo na większości mojej pracy zarabiają różnorodni złodzieje. ”

      Świetnie, idziesz w ślady wielkich.

      Od 1908 do 1922 Franz Kafka pracował w Zakładzie Ubezpieczeń Robotników od Wypadków Królestwa Czeskiego w Pradze, instytucji będącej kombinacją zakładu ubezpieczeń społecznych i inspekcji pracy.

      Aby opłacić studia, Stephen King pracował w wielu zawodach, również w pralni przemysłowej. Następnie uczył angielskiego w Hampden Academy w Hampden, stan Maine[4]. Rodzina Kingów miała spore problemy finansowe, dlatego Stephen pisał opowiadania (większość była publikowana w męskich magazynach), aby związać koniec z końcem.

      Inne przykłady bez trudu odnajdziesz w historii literatury. Pisarz utrzymujący się wyłącznie z pisania, to niepospolite zjawisko.

      0
      • Tak, wiem o tym. Orwell był policjantem, Hemingway dziennikarzem. To normalne. Też piszę opowiadania erotyczne (to miałem na myśli pisząc o szmaceniu się). Życie z pisanie jest trudne. Ale piraci nam tego nie ułatwiają. Do tego, za czasów Kafki, Orwella, początkującego Kinga albo Hemingwaya nie było e-booków.

        0
        • artur pisze:

          Też piszę opowiadania erotyczne (to miałem na myśli pisząc o szmaceniu się).
          Albo nie potrafi się Pan przyznać do błędu (szmacenie wypomniało wyżej kilka osób) albo, co może być faktycznym powodem niskich zarobków, ma Pan duży problem z ubieraniem swoich myśli w słowa.

          0
  27. Dagon pisze:

    Widać, że piszącym artykuł przydałoby się nieco więcej książek poczytać, to może te zdania by składniejsze były…

    Straszną bzdurą jest wiara, że każdy kto ściągnął książkę pozbawił majątku autora. Kiedyś zdarzyło mi się ściągnąć ogromną paczkę książek bo była dostępna. Leży gdzieś na dysku zapomniana, bo aktualnie kupuję więcej książek niż czytam (tzn. utrzymuję sensowną nadwyżkę na czytniku). Idiotyczne byłoby jednak założenie, że te książki bym kupił. Dzięki nim jednak na początku przygody z czytnikiem (w czasach ogólnej manii drm) poznałem twórczość kilku autorów, których książki obecnie kupuję. Jakbym ich nie poznał to by pewnie nie zarobili bo dobrych książek jest wiele a czasu tak mało… Wylewać żale na czynniki zewnętrzne jest łatwo. Dziwnym trafem wielu autorów dalej sprzedaje książki mimo, że ich publikacje są od lat dostępne.

    Nie rozumiem, czemu osoby walczące z piractwem nie walczą z bibliotekami. Przecież tam też autorzy tracą majątki w związku z wypożyczany.i egzemplarzami… No bo przecież inaczej by kupili najdroższą dostępną wersję i tak trzeba straty skalkulować…

    0
  28. asymon pisze:

    Informacja dla autorów, sprawdzona choć z drugiej ręki. Otóż na chomiku jest, choć dobrze ukryty na dole strony, przycisk zgłaszania treści niezgodnych z licencją.
    http://i.imgur.com/vplQdsr.png

    Link ostatecznie przenosi nas do formularza:
    http://chomikuj.pl/Abuse.aspx

    Podobno sposób jest dość skuteczny, zgłoszone pliki szybko znikają, ale jeszcze raz zaznaczam, że to informacja z drugiej ręki i nie znam szczegółów.

    0
    • Tak, jest taki przycisk. Potem trzeba żmudnie wypełniać kolejne okienka. Po kilku dniach plik jest usuwany. Tylko czy rolą autora jest wyszukiwanie osób, które go okradają i walka z nimi czy tez pisanie? System chomika jest tak zbudowany aby było to czasochłonne. Nic dziwnego. Przecież gdyby nie nielegalne rozpowszechnianie muzyki, filmów i książek mysz.pl nie miała by racji bytu. A do tego jest jeszcze masę forów internetowych. To walka z wiatrakami. Ludzie to robią, bo nie widzą w tym nic złego. A taki post taki jak ten Roberta jest tylko klastycznym tego przykładem. :-(

      0
    • xeo pisze:

      I co myślisz, że jak pousuwasz wszystkie kopie elektroniczne swojej książki z internetu to ludzie zaczną ją kupować i poznają cię jako autora i zaczną czytać cię więcej i będziesz miał więcej kasy i będziesz popularniejszy itd?
      Obawiam się, że mocno wątpię.
      Kto lubi kupować w ciemno?
      Już więcej korzyści materialnych miałbyś udostępniając ją za darmo (jednocześnie będącą do kupienia) dlatego, że nawet jeśli to będzie za darmo to ciebie i twoją książkę więcej osób pozna (reklama) i jest większe prawdopodobieństwo, że ktoś którąś kiedyś kupi.
      Ale pazerni autorzy pewnie liczą, że ludzie będą kupować ich książki w ciemno (a ilu z nich się zawodzi na zakupie to już się nie mówi).
      Pozytywny wpływ „piracenia” na zyski wydawców został już nie raz udowodniony na przykładzie przemysłu muzycznego i filmowego, ale proszę bardzo usuwajcie sobie swoje „dzieła” z internetu.

      0
      • Myślę co innego, bo udostępniam swoje e-booki czytelnikom za darmo. Ci czytelnicy, którzy zapisali się do newslettera mojej strony otrzymują KAŻDY NOWY TYTUŁ za darmo. W Kindle Store wielokrotnie moje e-booki były za 0,00. Większość moich e-booków kosztuje 9,99 zł, podczas gdy każdy wie jakie są ceny na naszym rynku. Więc wybacz, ale myślę, że nie jestem pazerny. Mam jednak odwagę powiedzieć publicznie – tak, nielegalne kopiowanie jest okradaniem autora. I nie podoba mi się usprawiedliwianie tego. Piszesz, że nikt nie lubi klupować w ciemno? Odpowiadam: każdy mój tytuł przed pobraniem można sprawdzić pobierając darmowy fragment i wcale nie trzeba do tego nielegalnych kopii. Usprawiedliwiasz okradanie autora, tylko dlatego, że jest to powszechne i większość nie widzi w tym nic złego.

        0
        • xeo pisze:

          To była odpowiedź do asymon’a więc niepotrzebnie wziąłeś to do siebie.

          0
          • asymon pisze:

            Więc i ja ci odpowiem :-)

            Myślę, że decyzja jak promować książkę, na przykład czy udostępniać ebooka za darmo w sieci, należy do autora lub wydawcy a nie do ciebie, czy innych, którzy chcą w ten sposób zmieniać świat. Rozdając nie swoje.

            Jeśli ten pazerny i chciwy autor, pławiący się w dolarach jak Sknerus McKwak, nie chce wrzucić do sieci za darmo swoich „wypocin”, ma do tego święte prawo. A ty zawsze możesz napisać maila do autora z uprzejmą prośbą, czy może jednak rozważy zmianę zdania.

            Po angielsku za darmo można znaleźć np. Petera Wattsa, Charlesa Strossa, Cory Doctorowa. To plus kupę innych rzeczy z domeny publicznej znajdziesz na http://feedbooks.com

            Po polsku też sporo jest, sporo było opisywane na tym blogu (ale nie wiem czy łatwo się da znaleźć), dużo dobrej i bardzo dobrej fantastyki znajdziesz na http://www.bazaebokow.robertjszmidt.pl/?q=ebooki_r

            I na koniec polecam ci książkę Lawrence’a Lessiga „Wolna Kultura”, dostępna za darmo na:
            http://www.futrega.org/wk/

            0
  29. Dragon: Zgadzam się. Jest bzdurą, że każdy, kto nielegalnie ściągnął e-booka potem go przeczyta. Ale niestety nie jest bzdurą fakt, że nielegalne ściągniecie jest kradzieżą. A tak nawiasem mówiąc to ludzie kupują książki papierowe i też ich nie czytają… Oczywiście nielegalne pobieranie ma też dobre strony – jak napisałeś reklamę, poznanie autora itd. Ja też udostępniam swoje e-booki za darmo. Jeśli chodzi o biblioteki to autor otrzymuje honorarium, za książkę, którą biblioteka kupiła a potem wypożycza. Nie widzę nic w tym złego. I piractwo też ma swoje dobre strony, jak wspomniałem. Ale ten post Roberta w moim odczuciu nie był na miejscu.

    0
    • Franek pisze:

      Post Roberta po pierwsze kwestionuje wyliczenia strat. Prawdę powiedziawszy każdy rozsądny ekonomista musi przyznać, że te wyliczenia są nic nie warte. Po drugie próbuje podać przyczyny dla których ktoś coś kopiuje z dostępnych źródeł a nie kupuje.
      Natomiast Pana rozumowanie przyczynowo – skutkowe typu: zarabiałem X -> zarabiam 0,2X -> gdyby nie kopiowanie zarabiałbym dalej X -> kopiowanie pozbawia mnie zarobku 0,8X nie ma żadnej ekonomicznej wartości. Czy takie sytuacje, że ktoś zarobił w jednym roku X a w następnym 0,2X nie zdarzały się w czasach gdy książki nie miały innej formy niż papierowej? Czy teraz nie ma autorów których zarobki wzrastają (pomimo możliwości ich kopiowania)?

      0
    • Blue pisze:

      Z ciekawości Aleksandrze. Mam Twoją jedną książkę, z promocji na amazonie, gdy była za darmo. Do tej pory nie przeczytałem, bo konkuruje z Tobą 50 innych pozycji, którymi byłem bardziej zainteresowany.

      IMHO zdecydowanie brakuje Ci marketingu. Brakuje polecających, brakuje ludzi którzy będą Cię ciągnąć dalej ze sprzedażą.
      W tym momencie mamy agregatory opinii typu lubimyczytać, albo biblionetka.
      http://lubimyczytac.pl/ksiazka/168072/do-widzenia
      Stary… masz 5 ocen i jeden krótką ppinię. Poproś czytelników, znajomych na pewno jakichś masz, którzy twoje książki czytają, żeby Ci ruszyli z pomocą i skrobnęli parę słów. Nie wiem, może jakiś wiral, cokolwiek. Zrobić książkę łamiącą pewne konwenanse i spróbować szepnąć o tym różnym mediom związanym z książkami.

      Ja nie jedną książkę wybadałem dzięki radiu np. Na trójce są audycje i czytają fragmenty, nawet jak książka ma ocenę 6/10 na necie, a w radiu słyszałeś dobrze przeczytany kawałek to się ktoś może zainteresuje. Wiem, że to jest pewnie droga impreza i ciężka do zorganizowania, ale może ktoś takie materiały chętnie udostępni za darmo – może gdzieś czytelnicy / słuchacze po prostu ich oczekują. Tak działają media „growe”, większość marketingu odwalają za darmo, przekazują informacje PRowe, bo nimi właśnie walczą o czytelnika i nawet jak nikt za to teoretycznie nie płaci to się to „opłaca”, bo to jest ich materiał.

      Nie wiem, może ja przegapiłem Twoje akcje, ale patrząc z mojej perspektywy za słabo działasz marketingowo, nie wiesz jak to ugryźć i nie bardzo masz kogoś do pomocy. Nie ty jeden jesteś z takim problemem, ale niestety jak nie potrafisz tego udźwignąć to znikasz, takie są prawa rynku, nie ma miejsca dla słabych choćby mieli nie wiem jakie idące za sobą idee.

      0
      • Blue pisze:

        PS nie koniecznie muszą to być media związane z książkami ofc. Może z tematyką książki etc.

        Tak luźno rzucam, nie wiem, może sam już to przerobiłeś, ale patrząc na lubimyczytać, które jest czy tego chcesz czy nie wyznacznikiem ala metacritic, nie wyobrażam sobie próby sprzedaży jak Cię tam praktycznie nie ma.

        0
        • Niestety gdyby to wszystko było takie proste jak się wydaje. Dla Ciebie 5 ocen i jedna opinia to mało ale zwróć uwagę, że: opublikowałem go dokładnie 3 miesiące temu. Przez ten czas był dostępny wyłącznie w Amazon Kindle Store. Dopiero w tym tygodniu pojawił się w kilku innych księgarniach. Nie powstał jeszcze ani jeden egzemplarz drukowany. A mimo tego, oprócz opinii w LubimyCzytac.pl są też pierwsze oceny: Zobacz.
          http://tnij.org/vnz6
          http://tnij.org/vnz1
          http://tnij.org/vn0b
          Prawda jest taka, że jestem autorem niezależnym. Od napisania książki do wprowadzenia jej do sprzedaży i promowania wszystko spoczywa na moich barkach. Nie zajmuję się jedynie redakcją, bo ktoś robi to za mnie. Nawet w okładki w większości sam projektuję i przygotowuję. I nie jestem traktowany poważnie przez nikogo, bo jestem self-publisherem. Nie stoi za mną nikt z wielkich wydawców. Działam poza tym wszystkim o czym napisałeś. Radiem, portalami, prasą. I nie mam poparcia żadnego medium. Nawet Robert, kiedy go poprosiłem o podanie informacji o polskiej premierze tego zbioru nic nie napisał. Owszem, wcześniej wspominał kilka razy o moich wydaniach ale tym razem nawet na meila mi nie odpowiedział. Przebić się czymś dziś jest szalenie trudno. Do tego wszystkiego mam kilku wrogów tzw. branży bo konkurencja jednak jest wyczuwalna. Ludzie, krytykują mnie za to, że idę swoja drogą. Ale nie wprost: łatwiej nazywać mnie beztalenciem, grafomanem, utwór gniotem. Nawet tutaj pojawiły się przytyki do mojej twórczości. Zgodzę się z Tobą, że nie mam marketingu. Niestety. Ale mam coś innego. Odbiorców. I w nich jest moja siła. Przez te trzy miesiące ponad 600 osób pobrało za darmo ten zbiór i 100 innych go kupiło. Ale jestem niezależny i mogę powiedzieć to co myślę. To niestety, rzadko kiedy i rzadko komu się podoba.

          0
          • Blue pisze:

            „. Dla Ciebie 5 ocen i jedna opinia to mało ale zwróć uwagę, że: opublikowałem go dokładnie 3 miesiące temu.”
            Wiesz, inne książki masz starsze, a też niestety stanowczo za mało wspierane na LC (poza może autorem 2.0, bo to też dość niszowy produkt).

            „Ale mam coś innego. Odbiorców. I w nich jest moja siła. Przez te trzy miesiące ponad 600 osób pobrało za darmo ten zbiór i 100 innych go kupiło. Ale jestem niezależny i mogę powiedzieć to co myślę. To niestety, rzadko kiedy i rzadko komu się podoba.”

            Ok, ilu z tych 600 osób, które pobrały książkę za darmo ją przeczytało? To jest tak samo nadmuchana liczba jak pobrania z chomika, o niczym nie mówi niestety :/.

            No i ważniejsza sprawa. Z Twoich postów jasno wynika, że nie zależy Ci tylko na odbiorcach i liczniku, ale na odbiorcach aktywnych i płacących. Ja rozumiem, że się bronisz, że to nie Twoja wina i zwalasz ją na inne rzeczy, że masz dużo roboty, musisz ponosić opłaty itp. Zawsze mnie drażniły takie osoby w fotografii. Serio – własna działalność to nie przelewki, jak nie potrafisz się sprzedać, to umierasz. Jeżeli jesteś niszowy, to i niszowy odbiorca cię kupi. Pytanie czy ma na tyle kasy i jest go tyle, żeby Ci zapewnić byt. Jak nie ma, to możesz daną rzecz robić bardziej dla siebie niż dla zysku, bo inaczej nie będziesz nigdy zadowolony. Niestety takie są realia.

            0
            • Wiesz, nie za bardzo rozumiem przyrównywanie mojej twórczości do fotografii i pisanie, że nie potrafię się sprzedać. Szczerze powiedziawszy to uważam, że nie najgorzej mi to wychodzi. Szczególnie, że w większości działam sam. Bez „wspierania” przez LC i cokolwiek innego. Masz rację, to, że 600 osób pobrało książka za darmo, nie znaczy, że tyle ją przeczytało. Prawdopodobnie przeczyta ją co dziesiąty. Ale w świetle tego braku wspierania powyżej oznacza to, że 600 ludzi się książką zainteresowało. A to już jest dla mnie ważne.

              0
      • Dagon pisze:

        Ja osobiście każdą książkę, nad którą się zastanawiam sprawdzam na LC. Jak mam wątpliwości, to zajrzę jeszcze na Biblionetkę. Książek jest wiele, a czas mocno ograniczony. Na coś o słabych recenzjach szkoda mi czasu. Może przegapię coś co akurat mi by się spodobało – trudno. Z kilkoma autorami jednak wcześniej zaryzykowałem mimo średnich opinii i niestety ten czas określam jako stracony – moja ocena ich w tych serwisach była do tego adekwatna.

        0
  30. Nep pisze:

    Mnie osobiście irytuje, że nawet jak bardzo chcę dać zarobić polskiemu wydawcy, to nie mam takiej możliwości, bo książki interesujących mnie autorów w większości wydawane są na papierze. Niestety nie mam możliwości znosić już do domu kolejnych papierowych cegiełek. Nie mówiąc już o tym, że często czytam poza domem i nie w smak mi taszczenie, przez cały dzień, dodatkowych kilogramów na moim ramieniu. Oczywiście gdyby nie czytniki ebooków pewnie męczyłbym się nadal, nie mając świadomości, że można inaczej. Nie o to jednak chodzi. Teraz mam możliwość czytać wygodniej, szybciej i mieć dostęp do książek w każdym momencie. Dlaczego mam z tego rezygnować bo wydawca cierpi na paranoidalny syndrom złego pirata, który tylko czeka, aż ktoś wypuści swoje cenne tytuły na cyfrowy rynek?
    W związku z tym sorry, ale kupuję w Amazon. Daję zarobić zagranicznemu wydawcy, a mimo, że czytam więcej książek w roku, niż przeciętny polak ogląda filmów, to uznawany jestem w statystykach jako jednostka spoza tych wymierających 11%.

    P.S.
    Oczywiście tytuły, których wydawcy boją się wypuścić w formie e-booków, są często od dawna dostępne nielegalnie od ręki. Ale czy to mój problem?

    0
  31. Skrzat Kuchenny pisze:

    „Napisałem książkę. Pisałem ją dwa lata! DWA LATA! Potem w 2005 roku wydałem ją (pod pseudonimem) i wydrukowano ją w 2 tysiącach egz. W pół roku sprzedała się. Cały nakład. Zarobiłem 6 tysięcy minus podatek. Czyli wychodzi mniej niż 400 zł, za miesiąc pracy. Minus podatek. Wydawca dodrukował następne 2 tysiące, ale sprzedało się tylko 100 sztuk , bo ZŁODZIEJ zeskanował książkę i wrzucił w PDF mna mysz.pl. I co? Dostał za to 1000 zł grzywny i rok w zawieszeniu. A ja straciłem dwa lata pracy. DWA LATA! ”

    No tak, czasy, nie aż tak przecież odległe, gdy nakład książki wynosił kilkadziesiąt tysięcy, nierzadko przekraczał sto tysięcy, a potem nakład wznawiano, nie wrócą.
    Nie wrócą też czasy, gdy książka sprzedawała się jak przysłowiowe „ciepłe bułeczki”.

    Jest wiele tego powodów, jedne na kształt obecnej sytuacji wpływają bardziej, inne mniej.
    Wymienię kilka tylko:)

    Powód pierwszy, choć nie musi to być powód najważniejszy – ludzie nie kupują i co za tym idzie, nie czytają niektórych książek z powodu ICH SAMYCH. Nie dlatego, że za drogie, papierowe, brzydko wydane itp. Nie kupią, nie przeczytają z powodu tego, co zawiera miedzy okładkami. Za innymi będą się „zabijać”, ale pewnych nie wezmą i nie przeczytają nawet wtedy, gdy autor razem z wydawcą będą je rozdawali za darmo.

    Powód drugi – dzisiaj książka ma ogromną konkurencję, konkurują z nią inne książki – podobno sam Amazon oferuje półtora miliona tytułów, konkurują z nią setki kanałów telewizji satelitarnej, tysiące stron internetowych, dziesiątki tysięcy gier komputerowych, mnóstwo kolorowych czasopism i inne, kiedyś nie istniejące lub niedostępne rozrywki.
    Konkuruje z książką także czas, który ludzie muszą przeznaczać na pracę.

    Drastycznie zmalała liczba osób czytających – 61 % Polaków nie wczyta książek w ogóle, tylko 11 % czyta tylko jedna książkę raz na dwa miesiące.
    Zakładam, że te szacunki nie obejmują dzieci w wieku przedszkolnym, które czytać jeszcze nie potrafią.

    Można z pewnym uproszczeniem założyć że tej ostrej konkurencji podlegają wszyscy autorzy i wszystkie ich książki.
    Oczywiście ci znani mają lepiej, niemniej w końcowym rozrachunku o powodzeniu książki decyduje to, jaką treść zawiera.
    Enter ;)

    0
    • W wielu punktach masz niestety rację.

      0
    • Qwerty256 pisze:

      Hmmm czemu winym sprzedaży tylko 100 sztuk jest obarczany ktoś kto to zeskanował ? Tzn jestem ciekawy na jakiej podstawie – bo moim zdaniem – glownym powodem jest to ze ksiazka byla slaba i nasycila juz rynek pierwszym nakladem + opinie o niej poszly w swiat i dlatego nikt inny nie zaprzatal sobie glowy ta ksiazka. Oczywiscie, nie moge tego stwierdzic na pewno, bo nie znam przypadku, ale takie jest moje wewnetrzne odczucie – moim zdaniem skan ktory wyciekl do internetu nie moze az tak bardzo zmniejszyc popytu na ksiazke, jest przeciez masa ludzi, ktorzy wolą papier od ebooka, jest też masa ludzi (takich jak ja), które nie kupią papierowej wersji, więc pozostaje im czkeać na ebooka lub skorzystac z myszy :)

      0
      • Nie napisałem o sprzedaży 100 sztuk. Pisałem o sprzedaży 100 sztuk dodruku. Dodruk oznacza, że pierwszy nakład się wyczerpał. A miał 2 tysiące egzemplarzy. Tak, oczywiście możesz mieć rację. Sprzedaż książki spadła dlatego, że była słaba. Ludzie zobaczyli, że jest dziadowska i nie chcieli jej kupić. Albo dlatego, że rynek się nasycił. W porządku. Jestem autorem, więc nie mogę być obiektywny. Wydaje mi się to jednak dziwne, że po pierwsze sprzedaż spadła gwałtownie, o kilkaset procent, po drugie – skoro była słaba, to dlaczego wcześniej ja kupowali i wreszcie – stało się to niemal natychmiast po jej zeskanowaniu i nielegalnym rozpowszechnieniu. Pozdrawiam.

        0
        • Agata pisze:

          Szanowny Autorze.
          Z niecierpliwością oczekuję dalszych wpisów o miernych (za sprawą piratów ) wynikach finansowych ze sprzedaży Twoich utworów.
          Z drugiej strony – nie powinieneś być aż tak sfrustrowany, Twoje „zeszmacenie” jest tylko niedługim okresem czasu, zmień nieco horyzonty postrzegania – „…Tak właśnie ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi…” (Mt 20,1-16 )

          ps. dzięki Twoim wpisom dowiedziałam się o Twoim istnieniu – Autorze, świetny pomysł na autoreklamę – gratuluję inwencji.

          0
  32. Gina pisze:

    „Nie wrócą też czasy, gdy książka sprzedawała się jak przysłowiowe „ciepłe bułeczki”.” Czy książki kiedykolwiek się tak sprzedawały? ;-)

    A na poważnie: zgadzam sie całkowiecie z wypowiedzią Roberta, to są fakty.
    Oczywiście wydawcy widzą że chomik jest pewną „niezagospodarowaną” częścią rynku. Warto jednak zauważyć że popyt jest tam głównie na: dużo i tanio=za darmo. Co prowadzi do prostego wniosku, że konkurować z chomikiem można tylko promocjami i akcjami typu „Humble Bundles”. Bardziej ogarnięci gracze na rynku już dawno to zauważyli i praktykują z sukcesem. Natomiast wszelikie wyssane z palca cyferki wyimaginowanych dochodów można wożyć między bajki gdzyż nie da sie obiektywnie oszacować zbytu na chomikową darmochę.

    0
    • Robert Drózd pisze:

      Powiedziałbym, że były czasy, gdy książki się tak sprzedawały – popatrzmy na nakłady w czasach PRL. :-) Kilkadziesiąt tysięcy bywało normą. No, ale jakbyśmy dalej żyli w świecie, gdzie nie ma internetu, telewizja ma dwa kanały, a za oknem szara komuna, to byśmy czytali na potęgę. Dzisiaj książki się nie sprzedają, nie tylko ze względów ekonomicznych, ale i z braku czasu na ich czytanie…

      0
  33. Konik pisze:

    „Obecnie e-booki objęte są 23-proc. VAT-em, a papierowe książki: 5 –proc. stawką, co hamuje rozwój rynku tych drugich.”

    Panie Rostowski, apelujemy o podniesienie VAT na papierowe książki, w celu rozkręcenia rynku! Oczekujemy szybkiej i zdecydowanej reakcji Ministerstwa na tak niefortunny stan rzeczy.
    :P

    0
  34. milky pisze:

    Zawsze lubiłem czytać, ale permanentny brak czasu powodował że z papierowymi książkami schodziło mi się dość sporo czasu. Za czytanie zazwyczaj brałem się wtedy jak wiedziałem że zdążę przeczytać tzn. weekendy , urlop itp. Jak wpadałem do księgarni to jak poparzony nie mogłem nacieszyć oczu ale wybierałem jedną maks dwie książki (rzadko). Decydowała kasa. Nie kupię trzech książek za 100 pln na raz.
    Pewnego razu kupiłem czytnik…
    Nigdy w życiu w tak krótkim czasie nie kupiłem i tylu książek ! I mam czas je czytać !
    Bo czytnik noszę ze sobą i czytam w zależności od miejsca, humoru itp różne książki.
    Jak się podsumuję to wydaję duużo więcej na książki niż wcześniej. Wiele kupuję impulsowo tak te za 9,99 jak również promocyjne inne jak widzę że dobra cena. Mam dużo nieprzeczytanych książek a cały czas kupuję, niebawem wakacje i będzie mnóstwo czasu na czytanie :)
    Nie rozumiem jak ktoś pisze że rynek ebook’ów psuje rynek książek.

    0
    • Kuba pisze:

      Podpisuję się rękami i nogami – mając kindla kilka miesięcy przeczytałem na nim tyle książek co bez niego przez całe wcześniejsze 20 lat;]. O kupowaniu nie wspominając.

      0
  35. Piotr Matłoka REBIS pisze:

    Ależ gorąca dyskusja. A wróćmy do sedna i zerknijmy w jakich okolicznościach padła kwota 250 mln i jaki (moim zdaniem) był tego cel. Otóż padła na komisji kultury, a celem była próba (kolejna) zwrócenia uwagi na problem rożnych stawek VAT pomiędzy papierowa wersja a e-bokiem i wywołania zaangażowania strony parlamentarne-rządowej w walce z ta nielogicznoscia (na forum krajowym i europejskim – pewnie na tym pierwszym juz niewiele wiecej mozna zrobic). Jedynym argumentem, który ma szanse trafić do tej strony są argumenty finansowe i potencjalne wyższe wpływy do budżetu. Takie czasy, wpływy do budżetu sa na pierwszym miejscu. Łukasz Gołębiewski analiza rynku zajmuje się od lat i nie sadze, żeby wierzył, ze rynek mógłby być 6 razy większy niz obecnie gdyby nie było gryzonia. Potraktujmy więc ta kwotę tylko i wyłącznie jako argument w dyskusji majacy stworzyc wrażenie potencjalnie wyższych wpływów do budżetu. Słowo „jęczenie” w tytule artykułu mi się nie podoba bo wychodzi, ze wydawcy tylko narzekają, ale artykuł występuje w otoczeniu artykułów, które podkreślają często pozytywne trendy na naszym e-bookowym rynku, więc nie mam pretensji do autora – równowaga ogólnie jest zachowana :-) Nawet z lekka przewaga pozytywow…
    Jakoś trudno mi w sobie znaleźć żal czy pretensje do ludzi którzy ściągają pirackie wersje naszych książek (ale żeby było jasne – nie pochwalam takich zachowań). Można to potraktować jako sondaż popularności i wartości naszych książek :-) Ale gryzoniom i uzytkownikom je udostepniajacym należy życie utrudniać z cała stanowczoscia. I tyle. I jak śpiewał Wojciech Młynarski „róbmy swoje”… My staramy się jak najwiecej naszych książek udostępniać w e-bookach. I dbać o ich techniczna jakość… Tu jesteśmy spokojni, ze jest ona zawsze lepsza niż to co pojawia sie na gryzoniu. A dyskusja o cenach e-bookow tez do niczego nie doprowadzi bo to kwestia indywidualna w zasadzie dla każdego pojedynczego zakupu. Pojęciu ceny i wartości poświęcono wiele książek. Obejmuje wiele dziedzin. I sprowadzenie tego do prostego stwierdzenia „e-booki powinny kosztować x, a nie y” to za duże uproszczenie.

    0
    • asymon pisze:

      Nie wiem kim jest pan Łukasz Gołębiewski, ale jak dla mnie robi więcej złego niż dobrego. Te wzięte z kapelusza 250 milionów już znalazło się na nagłówkach (wszyscy wiemy jak wnikliwie dziennikarze zajmują się takimi tematami). Oczywiście kwota bez wnikania w metodologię, bo kto by się tam zagłębiał w te matematyki, statystyki… zwłaszcza dziennikarze. Ale sygnał jasny, poszedł w eter, piraci kradną, a państwo traci na tym grube miliony, które można przeznaczyć na leczenie chorych dzieci oczywiście.

      Pytanie zupełnie na marginesie: w najnowszym magazynie „Książki” widziałem waszą reklamę i widzę, że planujecie wydać „Szatańskie wersety”. Kiedy można spodziewać się ebooka? Bo rozumiem że książka będzie formatu i kalibru „Dzieci północy” :-)

      0
      • Piotr Matłoka REBIS pisze:

        Rzeczywiście kwota poszła w eter i pojawił się efekt uboczny w postaci masy komentarzy. Ale różne stawki VAT są poważną barierą w rozwoju rynku, więc może warto ponieść tą ofiarę…

        Na początek „Szatańskie wersety” ukażą się tylko w wersji tradycyjnej. Historia tej książki jest wyjątkowa, więc i sprawa jej wydania w Polsce również. Być może ukaże się ona również w e-booku, ale w tej chwili nie potrafię podać terminu. Fakt, książka też będzie spora, ponad 600 stron.

        0
    • Adam Łakomy pisze:

      Panie Piotrze, uważa Pan, że błędne wyliczenia kwoty jaką tracą wydawcy na piractwie da się wytłumaczyć próbą okłamania strony parlamentarno-rządowej? To jakaś bzdura przecież – nie można budować dialogu na kłamstwach.

      Jeśli sam analityk, który podaje liczby w nie nie wierz to dlaczego to robi? To tworzy chaos – wydawca podaje nadmuchanie liczby a później autor/dystrybutor czy czytelnik mają błędne pojęcie o rynku. Komu to służy? To jest nasze słynne polskie mataczenie. I nie można tratować poważnie argumentów zbudowanych na kłamliwej statystyce.

      0
      • Piotr Matłoka REBIS pisze:

        Zastąpmy słowo „kłamstwo” na „przeszacowanie”. Brzmi łagodniej.

        0
        • Franek pisze:

          Przeszacowanie byłoby wtedy gdyby na podstawie zakresu RACJONALNYCH przesłanek wybrać skrajne tzn. takie które inni uważają za zbyt optymistyczne/pesymistyczne. Natomiast robienie wyliczeń na podstawie przesłanek, których nikt kto jest poważny lub chce być tak traktowany nie uważa za racjonalne, bo są po prostu błędne z ekonomicznego punktu widzeni, może służyć tylko do OKŁAMYWANIA (niezależnie od intencji).

          0
        • Adam Łakomy pisze:

          Może i brzmi łagodniej ale nie jest to odpowiednie słowo. Franek wytłumaczył dość jednoznacznie dlaczego. Przez takie pseudo próby walki z wyższym VATem rynek zamiast się rozwijać będzie mógł się zwinąć.

          Manipulacja informacją i statystyką to najbardziej ohydne zagrania marketingowe jakie istnieją. Do tego w dłuższej perspektywie równie nie skuteczne. Pan myśli, że strona rządowa nie ma ludzi, którzy potrafią zweryfikować te dane? Wierzy Pan w to, że czytelnicy to ciemna masa, która bezmyślnie uwierzy w jakieś cyfry? Dla mnie to zwykła próba – do tego mało skuteczna – manipulacji rynkiem i informacją.

          Piractwa nie powinno być tak samo bardzo jak takich „wyliczeń”.

          0
  36. LuQi pisze:

    Najprościej jest wszystko zwalić na piratów, a nie szukać problemu gdzie indziej. Nie piszę tutaj że pirat jest cacy i należy mu pomnik stawiać, ale zwalanie całej winy na piractwo jest trochę śmieszne. I jeszcze te suma, skąd wytrzasnęli 250 mln? Przelicznik pobranych nielegalnie pozycji, razy cena produktu nie oznacza tego ile dany artysta na tym stracił, bo ktoś kto pobrał, nie oznacza że chciał to kupić.
    A co w sytuacji jeśli ktoś pobrał plik, a później kupił inne pozycje danego artysty, bo tamta książka okazała się super? Później poinformował także o tym swoich znajomych, którzy także zakupili kilka pozycji. Nie patrzycie na to że pirat także kupuje i wydaje nie raz nie mała kasę. Liczy się najważniejsze, on pobrał nielegalnie i okrada artystę. Jest zły i należy go za jajca powiesić. Ale że dzięki temu że ten pirat pobrał i puścił plotę że to coś jest dobre, a przy tym artysta zarobił, to już niewielu mówi.
    Przykładowo, dla Sony ze swoim Playstation piractwo już nie jest takie straszne. Teraz to rynek wtórny jest według nich ble. Kupujesz oryginalną, używaną grę i jesteś najgorsze zło.

    0
  37. mikeyoski pisze:

    A gdzieś czytałem jak jakiś przedstawiciel wydawców książek przekonywał, że koszt produkcji papierowej książki jest niemalże identyczny co ebooka. Szczerze mówiąc nie chce mi sie w to wierzyć. Jak dla mnie najlepszym sposobem na ograniczenie piractwa jest niska cena. Jak widać producenci wolą zarobić powiedzmy 1X20zł niż 4X5zł

    0
    • Adam Łakomy pisze:

      Koszty produkcji e-booka są znacznie ale to znacznie mniejsze…

      0
      • Qwerty256 pisze:

        Hmmm jak zwykle :) zalezy jak to liczyc :)

        Koszt wydania jednej ksiazki papierowej:
        Koszt autora: 6000zł
        Koszt wydawnicta (ludzie itp) 1000zł
        Koszt druku: 50zł
        Koszt dowiezienia do księgarni: 30zł
        =7080zł

        Koszt wydania jednego ebooka:
        Koszt autora: 6000zł
        koszt wydawnictwa (ludzie itp) 1000zł
        Koszt utrzymania strony (koszt całościowy / ilość książek): 30zł
        =7030zł

        ;)))) wiec…
        Koszty produkcji ebooka jest tylko 5% mniejszy ;))))

        0
        • Adam Łakomy pisze:

          Pan sobie ze mnie żartuje :)
          Nie liczę kosztu autora i wydawnictwa – skoro są takie same to nie ma to najmniejszego sensu, przyjmuje je jako constans.

          Druk 50zł? Za jaki nakład? Niech Pan nie żartuje. Policzę to tak – koszt druku to około 9zł za sztukę przy nakładzie około 2000 książek (około 400 stron) czyli 18000zł. Nawet nie będę liczyć kosztów transportu i magazynowania (założę, że te idą na dystrybutora)
          Koszt_1egz. = (constans + cena_druku_1egz * ilość_egzemplarzy) / ilość_egzemplarzy
          czyli: (6000+9*2000) = 18000 zł

          Jeśli chodzi o ebooka to koszt_1egz=constans + koszt_konwersji/ilość_egz
          gdzie ilość egzemplarzy dąży do nieskończoności – innymi słowy koszt jest stały czy sprzeda Pan 100 szt. czy 1000 szt. – to nie może być droższe ani nawet tak porównywalne jak Pan to policzył.

          0
          • Adam Łakomy pisze:

            Oczywiście zakładam, że te 2000 egz drukowanej książski sprzedam co do jednej szt ;) Inaczej trzeba doliczyć jeszcze straty

            0
        • asymon pisze:

          Zapomniałeś wliczyć koszt utrzymania strony internetowej wydawnictwa – w przeliczeniu na jedną książkę papierową wynosi on 6zł, więc różnica to okrągłe 56zł.

          Polecam również moje wyliczenia wyżej, gdzie jasno wykazałem ile wydawca traci na jednym ebooku kupionym zamiast książki papierowej.

          0
          • Adam Łakomy pisze:

            Rozumie, że wydawca wydający tylko papier nie sprzedaje książek w internecie ani też nie ma własnej strony internetowej? Pomijam fakt, że za sprzedaż w księgarniach internetowych wydawca nie ponosi kosztów

            0
        • mikeyoski pisze:

          Rozumiem, że wydawnictwo sprzedaje papierowe wersje jedynie w sklepie stacjonarnym? :) Takie wyliczenia są zwyczajnie nieprecyzyjne

          0
          • Franek pisze:

            Zabawne są te wyliczenia kosztów, bo sądziłem, że to co napisał Qwerty256 to był taki żart.
            Każdy człowiek/uczestnik rynku ma własną skalę preferencji wg której lokuje swoje środki. Dla części z nich w którymś miejscu tej skali znajduje się książka (papierowa lub nie). Skala ta jest oczywiście zmienna w czasie. Jedne pozycje pną się na niej do góry a inne wędrują na dół. Dywagacje na temat tego czy taniej jest wyprodukować towar A czy towar B, co miałoby za sobą pociągać cenę danego towaru kłócą się z zasadami klasycznej ekonomii. Cena na wolnym rynku nie jest wynikiem kosztów produkcji. Cena jest wartością którą dana osoba płaci za towar (nie należy tego mylić z ceną rozumianą jako liczba zapisana na kartce, czy w ofercie na stronie internetowej). Czy kupując tusz do drukarki płacimy cenę uzależnioną od kosztów jego produkcji? Nic nie pomoże stwierdzenie, że cena e-booka mogłaby być niższa (albo nawet „powinna być”!?). Tryb warunkowy nie ma tutaj racji bytu. Kto tak uważa i wie jak to zrobić (i zarobić) to niech tak zrobi (i zarobi). Będzie wówczas bardzo bogaty i być może nawet szczęśliwy. Nie wątpię, że ktoś taki się znajdzie, a może nawet już się znalazł (w końcu wzrasta ilość osób dla których oferty sprzedaży e-booków są atrakcyjne a i oferowane ceny są niższe niż np. dwa lata temu).
            Nie ma także nic dziwnego w tym co robią wydawcy książek papierowych, ich dystrybutorzy, księgarze itd. Cóż jest dziwnego w ich zachowaniu? Z ekonomicznego punktu widzenia nic. Czy różni się ono czymś od zachowania producentów powozów i hodowców koni na wieść o rozwoju rynku motoryzacyjnego albo producentów maszyn parowych obserwujących sukces silnika elektrycznego?
            Tak to po prostu działa w praktyce. Wszystkie dostępne dobra (oczywiście materialne) mają taką cenę, jaka uwidacznia się w momencie zawierania transakcji i zależy ona tylko od stron tej transakcji.

            0
            • Adam Łakomy pisze:

              Zgadzam się, że koszt produkcji to jeden z wielu czynników i w tym przykładzie być może nie najważniejszy – nie mniej koszt produkcji jest znacznie niższy i nie ma sensu tego podważać bo znam ceny druku i konwersji dość dobrze.

              0
              • Qwerty256 pisze:

                Koszt dotyczyl wydania JEDNEJ ksiazki, wiec nakład jest 1 sztuka… a chodzilo mi bardziej pokazanie ze jak sie przyjmie odpowiednie zalozenia to mozna miec wynik taki jak sie chce :)

                0
    • isaak pisze:

      Hmm niemożliwe, ebooka można wydać przekonwertowując go z zwykłego dokumentu .doc, stąd tyle niezależnych autorów wydaje ebooki jest to proste i tanie, nie trzeba się martwić co zrobić z 2tys wydrukowanych książek, dystrybucją przechowywaniem idt. Owszem wydanie dobrej multimedialnej ksiażki to już zapewne spory koszt :) sam posiadam dwie takie i muszę powiedzieć że warto było, filmy tylko na tablecie czy telefonie obejrzę :) ale to już cos.

      0
  38. isaak pisze:

    Sądzę że tutaj lobby księgarskie ma swoje łapy. Zauważ że niskie ceny ebooków mogłyby ograniczyć ilość sprzedanych papierowych książek, a na książce papierowej zarabia cały łańcuch ludzi, wydawca, drukarnia, magazyn, logistycy, księgarnie i na samym końcu autor, podobnie jest z rynkiem gier w którymś numerze PSX Extreme czytałem że wyższe ceny gier w wersji cyfrowej na konsole jest spowodowane szantażem dużych sieci handlowych, które wycofałyby produkty np Sony jak Ci zrobiliby im konkurencją. A niestety nie można liczyć pobranych ebooków z portalu mysz.pl ja sam pobrałem sagę Pieśń lodu i Ognia ze 40razy bo były fatalne, a teraz sukcesywnie jak sie pojawiają legalne ebooki uzupełniam. Pytanie tylko czy wszystkie te książki zostały policzone wiele razy? Bo logicznie ujmując przecież nawet gdybym chciał to bym nie kupił całej sagi 40razy tylko raz ;)

    0
  39. Puszka Pandora pisze:

    Witam, postanowiłem się dzisiaj dołączyć do dyskusji bo jest bardzo interesująca. Na początek chciałbym wziąć Roberta w obronę, bo jako stały czytelnik strony i komentarzy nie mogę potwierdzić zarzutu sprzyjania gryzoniom i piratom. Najczęściej informacja o nich jest podawana bez szczegółów a jako przytyk do wydawców, że jednak można. Po drugie od lat słyszymy głośne krzyki różnych organizacji strzegących praw wszelakich gdzie podaje się na potrzeby mediów lub polityków bzdurne wyliczenia typu cena CD, FILMU, KSIĄŻKI, itp.( Niepotrzebne skreślić) x ilość użytkowników internetu. I tylko dzięki oprotestowaniu i poddaniu w wątpliwość takich wyliczeń liczby te sukcesywnie się zmniejszają. Po trzecie piractwo jest złe ale należy sobie postawić pytanie czy zjawisko to można wyeliminować całkowicie (metoda dowolna) czy tylko ograniczyć? Obawiam się, że tylko ograniczyć. Kolejnym problemem jest demonizowanie piractwa i wielkie medialno prawne nagonki, które penalizują piractwo i zamykają drogę do uczciwego analizowania zjawiska. A wnioski wcale nie są takie oczywiste. Rozumiem zaangażowanie autorów, w grę wchodzą spore emocje… ale spójrzmy na problem z boku.
    1. Galopujący postęp techniczny wyprzedza stan prawny, systemy prawne, ustawodawcze mają bardzo dużą „bezwładność” – co jest łatwiej zrobić: zmienić vat na ebooki, stworzyć nowe przepisy, czy podnieść istniejące kary za piracenie, dodać do istniejących przepisów „… i za piracenie…”
    2. Pirackie metody często przecierają szlaki dla legalnych rozwiązań, po prostu ktoś się pierwszy zorientował, że nowe medium lub technologia ułatwia mu życie, albo po prostu że tak można… Przykłady, proszę bardzo.: Nie, nie da się zrobić elektronicznej książki. Tak, dziwne a komuś się udało przepisać książkę do word-a, zeskanować do pdf-a. Fakt istnienia pirackich kopi udowodnił techniczne możliwości i zmusił wydawców do podjęcia dodatkowego wysiłku. Konkurencja i kolejka chętnych twórców w wydawnictwach jest ogromna, szansę dostają albo wielkie postacie albo pupilki… dla wszystkich nie wystarczy, bo interes jest obarczony sporym ryzykiem. Z tego powodu wydawca ma silniejszą pozycję i marginalizuje autora. I tu pytanie do Pana Aleksandra Sowy, w jaki sposób powstał self-publishing, z dobrodziejstw, którego Pan tak namiętnie korzysta? Najpierw pojawiły się ebooki (ciekawe w jaki sposób?), potem księgarnie internetowe, potem czytniki na których te treści elektroniczne można było użytkować, później pojawiła się możliwość self-publishingu bo w tak sprzyjających warunkach warto było zaryzykować odrobinę własnej pracy i pominąć wydawcę-krwiopijcę, itd.
    3. Nie da się zlikwidować całego piractwa ale można ograniczyć ten proceder. Często o popularności pirata decyduje łatwość i szybkość dostępu do treści – tzw „user friendly”. Stąd popularność takich legalnych rozwiązań jak zakupy 1 kliknięciem na amazonie, wysyłanie od razu na kindle, dropboxy, multi formaty w księgarniach – prawie jak na chomiku ;P Część rynku na pewno pożre piractwo ale o resztę muszą zawalczyć sami wydawcy autorzy i tu tłumaczenie się piratami w niczym ich nie usprawiedliwia. Można robić promocje, można! Można darmówki, można! Na zachodzie można sprzedawać pakiety papier+ebook, można. A w Polsce czytamy na forach, że wydawca nas olał i jak kupuję papier do po ebooka idę do chomika bo wydawcy się nie chce albo się boi.
    4. Walka z piratami i konkurencją wymusza rozwój oferty i uatrakcyjnia ją dla nas klientów i to jest dobre. Ale to wcale nie musi oznaczać tylko i wyłącznie obniżania cen. Ktoś z wydawnictw narzekał, że nie da się sprzedawać koszulek, organizować pikników z autorami i innych atrakcji z książkami/ebookami… Zong!!! Muszę go zmartwić bo na polskim rynku jest już co najmniej jeden taki kwiatuszek całkiem legalny, co ukatrupia takie narzekanie. Na podstawie powieści A. Sapkowskiego stworzono grę, do której w wersji na bogato dodano różnych ulepszaczy: a to koszulkę, a to wisiorek i zmieściło się tam co najmniej jedno opowiadanie wiedżmińskie o ile nie cały to jeden tom. To jedna się chyba da, trzeba tylko chcieć… Tak samo znaki wodne wymuszone przez okoliczności, wygodę i ostrą walkę z konkurencją, na dzień dzisiejszy są postrzegane jako zwykłe znakowanie bydła, bo każdy kupujący ebooka to złodziej i pirat: „Jan Kowalski kupił ebooka dnia tego i tego, a teraz spróbuj go tylko umieścić w internecie to!!!!”. Przecież każdy by chętniej wybrał wydawnictwo z tą samą książką tylko inaczej zachęcony: „ Dnia tego i tego Jan Kowalski zakupił naszego ebooka. Dziękujemy, zapraszamy ponownie do skorzystania z naszej oferty itp., itd.” – Można by dedykację od autora? Można! Tylko się nie chce, brak pomysłów i wszystko to wina tych wstrętnych piratów. Umieszczenie paru linijek sympatycznego tekstu obok standardowej formuły o konsekwencjach przecież nie będzie kosztować majątku a jaki da efekt. Przecież informacje transakcyjne i tak są ukryte w pliku i ich nie widać a część widoczna może być inna niż standardowe biczowanie.
    No to troszkę się wyżyłem, pozdrawiam wszystkich i życzę nam atrakcyjnych ofert na ulubione pozycje.

    0
  40. fochna pisze:

    Ja tylko chciałabym wtrącić swoje trzy grosze:
    osoba _pobierająca_ treści z Internetu nie jest piratem ani złodziejem. Robi to legalnie.

    Dziękuję za uwagę.

    0
    • isaak pisze:

      Absolutnie nie usprawiedliwia go to przed niezapłaceniem, niewielu tworzy żeby sobie tworzyć a inni piszą grają kręcą filmy i to jest ich pasja, dzięki temu że to jest ich pasja poświęcają się temu a my jako odbiorcy choć symbolicznie powinniśmy im za to podziękować. Choć przyznaję rację Robertowi nie każdy pirat zapłaci za ksiażkę którą ściągnął część już prędzej zajdzie do biblioteki aniżeli mieliby zapłacić, a tacy już nie są piratami.

      0
  41. Dagon pisze:

    Jeszcze jedno przemyslenie w tej kategorii.
    Wiem, że na pewno autorzy nie będą skłonni by myśleć w ten sposób. Niemniej jednak pobieranie nielegalnych książek ma jeden plus. Są ludzie, których nie stać na kupowanie wielu książek. Wiele osób zarabia poniżej średniej krajowej i po odliczeniu kosztów na życie, edukację dzieci itp na książki nie zostaje wiele.

    Mogliby w tym czasie dawać sie ogłupiać oglądaniem telewizji ale zamiast tego może część ściągnie książkę i ją przeczyta. Przy tych tragicznych statystykach czytelnictwa w Polsce to mozna to traktować jako małe śwatełko nadzieji. Osoby, które mają nawyk czytania i przekażą to dzieciom, gdy się im poprawią warunki finansowe będą kupować książki. Jeśli ktoś nie ma nawyku czytania i za rozrywkę wystarczy mu usiąść przed telewizorem i pół wieczoru gapić się w to pudełko, to taka osoba raczej książek nie kupi (ewentualnie kilka znanych, zeby coś na półkach stało)…

    Wielu studentów nie stać na książki. Jeśli jednak z czasem zaczynają pracować i zarabiać to zaczną też wydawać na ksiązki – po co tracić czas na szukanie sensownie przygotowanej wersji w necie skoro można w sensownej cenie ściągnąć dobrze przygotowaną książkę na czytnik?

    0
  42. plainflour09 pisze:

    Mieszkam od 8 lat poza granicami kraju- cięzko tu dostać na papierze ksiązki które mnie interesują. Do Polski też nie jeżdżę zbyt często żeby nakupować (jak to było przed erą kindla) książek ile się da. Szukam czasami starych rupieci które czytałam dawno temu i chciałabym do nich wrócić- nigdzie ich nie ma w formie ebooków- więc każdy orze jak może. Gdyby były legalnie wydane- kupiłabym (oczywiscie za rozsądną cenę) tak jak kupiłam kilkadziesiąt innych książek na Nexto i Virtualo. Szkoda tylko że wydaję kasę na legalny produkt a tam szit- błąd błędem pogania- no szlag mnie trafia…

    0
  43. Marta pisze:

    Dobra, dołożę swoje 'trzy grosze’, choć wiem, że trochę czasu minęło od publikacji artykułu:
    Nie pochwalam piractwa, ale rozumiem osoby, których zwyczajnie nie stać na zakup jakiejś książki i szukają tanich okazji (np. w promocji), bądź alternatywnych, 'wolnych publikacji’ (dostępnych w sieci, czy w innej formie 'dystrybucji’), za które nie muszą nic, a jak już, to niewiele, płacić.
    Z mych obserwacji, stwierdzam, że:
    w kwestii piractwa, jak dotąd najlepiej poradził sobie Steve Jobs.
    Otóż, na wszystkie oferowane w jego sklepie Apple’a (iStore) utwory (bez względu na rodzaj i wykonawcę), ustalił jedną, 'solidarną’, cenę: $0.99;
    i każdy z wykonawców lub reprezentujących ich wydawców (czy im się to podobało czy nie) musiał się dostosować i przyjąć te zasady, bądź darować sobie sprzedaż za pomocą tego 'kanału dystrybucji’.
    I co się okazało? Ano to, że był to 'strzał w dziesiątkę’, zarówno dla sprzedających, których weryfikował rynek, jak i kupujących, dla których zwyczajnie przestało się opłacać korzystać z nielegalnych wersji.
    I tak oto, piractwo, na które dotąd nie było sposobu, dostało przysłowiowego 'pstryczka w nos’. Wnioski nasuwają się same:
    Skoro ten pomysł się sprawdził i to na dużą skalę, dlaczego więc nie wprowadzić, na rynku wydawniczym, podobnych rozwiązań? Mogłyby być oparte na tych samych, bądź zbliżonych zasadach. Warto to przemyśleć. ;-)
    Każdy by na tym skorzystał – choć przypuszczam, że nie każdy byłby z tego rozwiązania zadowolony.

    0

Skomentuj wright Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przed dodaniem komentarza zapoznaj się proszę z zasadami komentowania i polityką prywatności

Komentarze do tego artykułu można śledzić także w formacie RSS.